[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wizard odsun¹³ spodeczek, s³ucha³.- Halo? A.kto go prosi? Brat? - Œnie¿niewski przycisn¹³ do brzucha s³uchawkê i zdumiony powiedzia³: - Do Wizytora.jakiœ ch³opiec!Wizard wsta³, podszed³ do Roœcis³awa, ale Wizytor by³ szybszy - widocznie jeszcze nie zasn¹³.Chwyci³ s³uchawkê, przebieraj¹c bosymi nogami na zimnej pod³odze.- Kiry³? Gdzie jesteœ? Kogoœ spotka³eœ? Kto? My w porz¹dku! Daj mi go!Spojrza³ na Wizarda.- Kiry³ka jest z pisarzem i jego sobowtórem!Wizard skin¹³ g³ow¹.Nale¿a³o siê tego domyœliæ.Jedyny, który widzi wydarzenia obrazami.Zdolny ekstrapolowaæ przysz³oœæ, domyœlaæ siê dzia³añ przeciwników.Jemu nie wystarcza³o faktów, by zrozumieæ, dok¹d pobiegnie ch³opiec.Pisarz po prostu siê domyœli³.I wzi¹³ zagubionego, przestraszonego ch³opca go³ymi rêkami.- Dzieñ dobry.jest pan tym, który przyszed³ do pisarza?Wizard opar³ siê o œcianê.Zerkn¹³ na stropionego Œnie¿niewskiego.Wizytor bêdzie musia³ omamiæ go jeszcze raz.- Znalaz³ pan Kiry³a na dworcu? Wiedzia³em, wiedzia³em!- Sta³o siê coœ z³ego? - zapyta³ szeptem Roœcis³aw.Wizard skin¹³ g³ow¹.- I co, bêdzie pan nam teraz grozi³? £ajdak! Niech pan tylko spróbuje!Wizytor zamilk³, œciskaj¹c s³uchawkê.Potem zdumiony zapyta³:- Z nami? - Zas³oni³ mikrofon i wyszepta³: - Proponuje alians!Wizard wzruszy³ ramionami.Có¿, nie najgorszy pocz¹tek negocjacji, bior¹c pod uwagê sytuacje.Kiry³ w niewoli, on jest bezbronny, znik¹d pomocy.- K³amie pan.Ten, który by³ w metrze?Wizy tor patrzy³ na Wizarda.Zapyta³:- A co potem, pod koniec, gdy zostanie nas dwóch?Wizard zamkn¹³ oczy.Proszê.Sam siê usun¹³ i teraz nawet ch³opak nie bierze go pod uwagê w negocjacjach.Có¿, ma³y, spróbuj sprzymierzyæ siê z cz³owiekiem, którego prac¹ jest k³amanie na poziomie zawodowca.G³upi ch³opak.- ¯artuje pan? Musimy pogadaæ.Nie róbcie krzywdy Kiry³owi, dobrze? Wizarda? Dajê.Wys³annik Wiedzy westchn¹³ i wyci¹gn¹³ rêkê.Wzi¹³ od Wizytora s³uchawkê.Mój Bo¿e, komu on ma pomagaæ.rozczochrany chudy pêtak, kompletnie nieprzystosowany do ¿ycia.A przecie¿ to jedyny porz¹dny sprzymierzeniec.- Witaj, wrogu - powiedzia³.Œnie¿niewski patrzy³ na niego z otwartymi ustami.- Mów mi Wizard.Oczywiœcie, ¿e staromodny, przecie¿ przychodzi³em wczeœniej od ciebie.chyba nie zaprzeczysz? Jeœli nie masz nic przeciwko temu, bêdê ciê nazywa³ Giotto.Pochlebiê twojemu jedynemu zwyciêstwu.Szliœmy ramiê w ramiê.i czym koñczy³y siê te alianse?- Arkadij, z kim ty rozmawiasz? - zapyta³ s³abo Œnie¿niewski.- Co? Chcê wiedzieæ.A jeœli telefon jest na pods³uchu?Wizy tor chwyci³ go za rêkê, poci¹gn¹³.- Ja panu wyjaœniê.Wizard patrzy³, jak ch³opiec ci¹gnie Œn³e¿niewskiego do kuchni.Omamiaj, omamiaj.- Nie ocenia³bym naszej pozycji tak pesymistycznie.Siódmego poczu³em na w³asnej skórze.Postrzeli³ mnie, Giotto.Obejdê siê bez twojego wspó³czucia.Mo¿e przejdziemy na w³oski? Nie zapomnia³eœ? Wybacz, nie pomyœla³em.Giotto, my te¿ nie potrafimy sobie przypomnieæ.Do mnie przychodzi wiedza, do ciebie obrazy.A ch³opiec przyszed³ pierwszy raz.Z kuchni wyskoczy³ Wizytor, postawi³ obok niego taboret i uciek³ z powrotem.Wizard usiad³, potar³ skronie.- Nie wiem, kolego.Musisz zrozumieæ, ¿e s³owom nie wierzê, i teraz nic postanawiaæ nie bêdê.Ranek jest m¹drzejszy od wieczoru, prawda? Numeru nie podam.Jeœli Kiry³ móg³ siê dodzwoniæ, to Wizytor tym bardziej.Zreszt¹, do rana bêdê zna³ telefon, adres i wszystko, czego bêdê potrzebowa³.Nie, nie gro¿ê.Tobie te¿ ¿yczê spokojnej nocy.Giotto, s¹dzê, ¿e nie zni¿ysz siê do poziomu Wys³annika Ciemnoœci? Mówiê o ch³opcu, o prototypie.Nie zabijaj go, jeœli nasz alians nie dojdzie do skutku!- Co on powiedzia³ na koñcu? - Wizytor chwyci³ go za rêkê, kiedy Wizard od³o¿y³ s³uchawkê na wide³ki.- „Mo¿esz nie w¹tpiæ”.- Jak to rozumieæ?- Koniak pachnie pluskwami czy pluskwy koniakiem? Rozum, jak chcesz, w zale¿noœci od stopnia optymizmu.Wizytor opuœci³ oczy.Wizard poprawi³ mu zsuwaj¹cy siê podkoszulek.- Jutro kupisz swój rozmiar.Widocznie chcia³bym widzieæ ciê starszego, ni¿ jesteœ.- Dlaczego nazwa³eœ go Giotto?- Pod tym imieniem kiedyœ przyszed³.I uda³o mu siê zwyciê¿yæ.Odrzucaj¹c drobiazgi, to by³o dobre zwyciêstwo.Warto byæ za nie wdziêcznym.- Przecie¿ my nie przychodziliœmy wczeœniej! To siê nie zdarzy³o!- Mnie i Giottowi tak.Najœmieszniejsze, ¿e kiedyœ zjawiliœmy siê pod t¹ sam¹ postaci¹, Wiz.Bardzo du¿o zrobiliœmy, ale do czystego zwyciêstwa nie doszliœmy.Ciemnoœæ nas zd³awi³a.- Wiêc on nie jest taki z³y? - zapyta³ cicho Wizytor.- Jak ci to powiedzieæ, ma³y? To, ¿e kiedyœ tworzy³ dobro, w ¿aden sposób nie gwarantuje, ¿e jego nowe zwyciêstwo wyjdzie œwiatu na dobre.Czasy siê zmieni³y.Kiedyœ uwa¿a³em, ¿e broñ automatyczna uczyni wojnê niemo¿liw¹.- I tak panu nie wierzê - wyszepta³ Wizytor.- Nie musisz, ma³y.Wierz w swoj¹ liniê.Mo¿e rzeczywiœcie nadszed³ jej czas.Jak Roœcis³aw?- Zaraz dojdzie do siebie.chyba za du¿o naplot³em - Wizytor uœmiechn¹³ siê przepraszaj¹co.12Nie siedzieli d³ugo, zaledwie do drugiej, i nie wypili du¿o, ale g³owa ci¹¿y³a jak o³Ã³w, a w ustach mia³ pustyniê.Aklimatyzacja, strefy czasowe.Jaros³aw oderwa³ g³owê od poduszki.- Halo?Bardzo, bardzo cicho.Kiry³ sta³ przy telefonie, zas³aniaj¹c s³uchawkê d³oni¹.Ciekawe, do kogo dzwoni.- Czy móg³bym z Wizytorem.przepraszam.Ch³opiec po³o¿y³ s³uchawkê, podniós³ znowu.Jaros³aw st³umi³ œmiech.Wczorajsza sztuczka najwyraŸniej siê Kiry³owi spodoba³a.- Halo.czy mogê.Wiz!No proszê.Dodzwoni³ siê.Jaros³aw uniós³ siê na ³Ã³¿ku tak cicho, ¿e ch³opiec nie us³ysza³.- Dzwoniê sam.Nie, œpiê.- Kiry³ zrobi³ ruch, jakby chcia³ siê odwróciæ, i ¯arow wiedzia³, ¿e nie uda mu siê udawaæ œpi¹cego.- Co? - Kiry³ zamar³.Przest¹pi³ próg, wychodz¹c do przedpokoju, zamkn¹³ za sob¹ drzwi.Jaros³aw wsta³ i czuj¹c siê jak kompletny idiota podkrad³ siê do drzwi, nas³uchiwa³.- Naprawdê k³ami¹?Bardzo d³uga cisza.- Obieca³, ¿e mnie nie rusz¹.Nie, prawdziwy pisarz.Tak?Znowu cisza.- Spróbujê.Podaj numer, zadzwoniê z automatu, jak mi siê uda wyjœæ.Dziêkujê, Wiz.Jaros³aw przywar³ czo³em do œciany.Czy on - ja - k³ama³?Nie ma moralnoœci, gdy wa¿ny jest cel.Wszelkie œrodki s¹ dozwolone.Wzi¹æ Kiry³a za cienk¹ szyjêwzruszaj¹co cienk¹ - podpowiedzia³ us³u¿nie z g³êbin pamiêci zawsze gotowy do pracy zestaw pisarskich sztampi zabiæ.Tak?Drzwi otworzy³y siê, Kiry³ na palcach wszed³ do pokoju, przyciskaj¹c do piersi telefon, i zamar³.- Odchodzisz bez po¿egnania? - zapyta³ cicho Jaros³aw.Ch³opiec milcza³.Nie zrozumie.„Niekoñcz¹ca siê opowieœæ” to film mojej m³odoœci, a nie jego dzieciñstwa.- Lubiê dzieci - ci¹gn¹³.- Na œniadanie? - odpar³ powa¿nie Kiry³.- Ogl¹da³em taki film.- Czyta³eœ ksi¹¿kê?Kiry³ pokrêci³ g³ow¹.Jaros³aw zabra³ mu z r¹k telefon, postawi³ na pod³odze i wypchn¹³ ch³opca z powrotem do przedpokoju.- Obieca³ pan - powiedzia³ wyzywaj¹co Kiry³.- Pamiêtam.Twój Wizytor nie ma racji.Ch³opiec pokrêci³ g³ow¹.- Wiesz, S³awa myœli, ¿e to w³aœnie on albo ja zabijemy ciebie i Wiza - rzek³ Jaros³aw.- Uwa¿am, ¿e to bzdura.Kiry³ wzruszy³ ramionami.- Przeka¿ Wizowi, ¿e jest g³upim ch³opcem o zimnych ze strachu uszach.- Jaros³aw wzi¹³ Kiry³a za podbródek.- Dobrze?Ani s³owa.- Przyniosê ci twoje ubranie i wyjdziesz.- Nie wierzy mu pan?- Nie.- To znaczy, ¿e sobie te¿ nie.- Nie prowokuj mnie, dobrze? - Jaros³aw wszed³ do pokoju.Popatrzy³ na œpi¹cego Wizytora, podkrad³ siê do sypialni i wzi¹³ z krzes³a starannie, po doros³emu z³o¿one ubranie.Wróci³ do przedpokoju.Wizytor nie poruszy³ siê.Kiry³ czeka³ na niego, z zimna obejmuj¹c siê rêkami.- Ubieraj siê.Jaros³aw wymin¹³ ch³opca i poszed³ do kuchni.Popatrzy³ na opró¿nion¹ do po³owy butelkê wódki - nawet nie schowali do lodówki.skrzywi³ siê.Wzi¹³ wczorajsz¹ szklankê Kiry³a, chciwie wypi³ resztkê ciep³ego piwa.Dobrze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]