[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O, le¿y teraz bez ruchu!Lesz Kadmos mia³ widaæ bystrzejszy wzrok, bo przypatrzywszy siê czarnemu kszta³towi, odpowiedzia³ ¿ywo:- To nie pies! Chyba.cz³owiek! Tak, cz³owiek!- O, bogini! Mierzy³am do cz³owieka? Kto.kto to mo¿e byæ?- Zapewne szpieg rzymski! Czekaj tu na mnie! £uk miej w pogotowiu i w razie czego - nie daj mu umkn¹æ.Mo¿e tylko tak siê przyczai³! Nie wierzê, abyœ trafi³a! Daleko i noc!Zbieg³ znów z baszty, zwo³uj¹c paru ludzi, potem w ciszy nocnej wyraŸnie zazgrzyta³a otwierana furta, ukryta w za³amaniu murów i po chwili po tamtej stronie fosy ukaza³o siê parê postaci id¹cych ostro¿nie.Podeszli otoczyli ciemn¹ plamê, po czym ruszyli z powrotem ku furcie, nios¹c jakiœ ciê¿ar.Kerizie wydawa³o siê, ¿e ju¿ noc ma siê ku koñcowi, nim wreszcie zaszemra³y znów kroki na kamiennych schodach i Kadmos stan¹³ przy niej.By³ poruszony wyraŸnie.- I co, Kadmosie, co? Czy to.- Tak, cz³owiek! - poœpiesznie, cicho odpowiedzia³ zapytany.- Kobieta!- Kobieta? Tutaj?- To Anabala, nasz szpieg, dostarczaj¹ca nowin z obozu konsula.- O, Tanit!- By³a pchniêta szerok¹ w³Ã³czni¹.Kona³a, gdyœmy j¹ podnieœli.Dlatego tak siê czo³ga³a i nie mia³a si³ okrzykn¹æ naszych stra¿y.- Biedna! O, ale nios³a pewnie jakieœ wa¿ne wieœci!- Pewnie! W³aœnie to mnie niepokoi.Gdyœmy j¹ nieœli do bramy, usi³owa³a coœ mówiæ, ale zrozumia³em” tylko: „Oni wyruszyli.” Choæ dziesiêtnik ze stra¿y twierdzi, ¿e szepta³a: „Oni wyrusz¹.” Coœ siê dzieje w obozie rzymskim, a my nie wiemy co!Za murami zatêtni³y kopyta i jakiœ zdyszany g³os j¹³ wo³aæ z do³u:- Hej, szaliszym Kadmos! Hej, Kadmos!- Jestem tu! Kto mnie szuka? - Kadmos wychyli³ siê przez blanki.- Wysy³a mnie Mardontos, który pilnuje bramy Thewestañskiej.Dawn¹ drog¹ od Utyki id¹ Rzymianie.Widaæ, ¿e ci¹gn¹ liczne machiny.Idzie te¿ piechota.- Atak? W nocy? Dobrze.Kerizo, spiesz do Hasdrubala.Teraz rozumiem s³owa Anabali! Wyruszyli rzeczywiœcie! Ale¿ to szaleñstwo, które bêdzie ich drogo kosztowaæ! Znajdziesz mnie przy bramie Thewestañskiej! Hej, budziæ ludzi! Na ca³ych murach - alarm!Daleko w nocnej ciszy podnios³y siê g³osy tr¹b i rogów, zap³onê³y zapalane poœpiesznie kaganki, zap³onê³y ognie pod kot³ami ze smo³¹, za³oga murów stanê³a na stanowiskach.W blasku ksiê¿yca widaæ by³o zbli¿aj¹ce siê wolno machiny rzymskie, os³aniane przez zwarte, rozwiniête oddzia³y piechoty.Szli nie tylko ku bramie Thewestañskiej, ale i ku Tunetañskiej, i wielkiej bramie Hannona, szli powoli, okazuj¹c si³ê i pewnoœæ siebie.Ale tego nie podejrzewa³ nikt, ¿e to legat Leliusz, uznaj¹c zasadê, ¿e najlepsz¹ obron¹ jest atak, œci¹gn¹³ wszystkich pozosta³ych w obozie ludzi, niewolników, s³ugi, kucharzy, l¿ej chorych i kaza³ im pchaæ ku murom ile tylko siê da³o machin.Swoje dwa manipu³y rozwin¹³ w pojedyncze szeregi i udawa³ masowy, zdecydowany atak.Wiadomoœæ o prawdziwym, przygotowywanym natarciu Scypiona, niesiona przez Anabalê, nie dotar³a do obroñców miasta.46Up³ynê³y dwa dni od dziwnego, krwawo odpartego ataku Rzymian.Wiatr wia³ wci¹¿ od l¹du, nie pozwalaj¹c na planowany ruch floty, co o chorobê niemal przyprawia³o Eonosa, a niepokoi³o wszystkich.Bo by³o jednak rzecz¹ pewn¹, ¿e szpiedzy rzymscy donosz¹ konsulowi o wszystkim, co siê dzieje w mieœcie, na pewno bêd¹ siê staraæ te¿ donieœæ o tak wa¿nej sprawie, jak ukoñczenie budowy floty.A czy podwojenie stra¿y i ci¹g³a czujnoœæ wystarcz¹, aby uniemo¿liwiæ im wydostanie siê za mury? A raczej - na jak d³ugo wystarcz¹?Na trzeci dzieñ samum poczyna³ zacichaæ, ale jeszcze wia³ zbyt silnie, aby statki mog³y wyp³yn¹æ.Wszyscy marynarze zgadzali siê na jedno, ¿e taki stan potrwa jeszcze parê dni, po czym nastanie cisza.- Nie bêdê chyba czeka³ na wiatr wschodni! - niecierpliwi³ siê Eonos.- Pop³ynê tylko na wios³ach! I tak bêdziemy mieli przewagê!- Rzymianie zepchnêli ju¿ na wodê te trzy triremy, które reperowali ko³o Tunesu! - ostrzega³ Fali, zuchwa³y wyrostek, który na ma³ym czó³enku puszcza³ siê na samotne, nocne wyprawy wywiadowcze.- To im nic nie pomo¿e! Och, Melkarcie, wstrzymaj wreszcie ten wiatr i daj nam wyp³yn¹æ!Ale tego samego dnia uwaga wszystkich zosta³a zajêta czym innym.Oto oko³o po³udnia wiatr przyniós³ do portu g³osy tr¹b graj¹cych nagl¹co, niespodziewanie.W warsztatach, w wielkich kuŸniach, w stoczniach i magazynach usta³a na chwilê praca.- Od œwi¹tyni? Znów zgromadzenie ludowe? - poczêli pytaæ ludzie, ale Makassus, przechodz¹cy w³aœnie przez plac Hannona, przeczy³ temu stanowczo.Nie by³o takiego zamiaru, nic siê nie sta³o takiego, aby trzeba by³o odwo³ywaæ siê do ludu.- A mo¿e przyby³o poselstwo rzymskie? - domyœla³ siê ktoœ.- Dostali porz¹dnie dwa dni temu i maj¹ doœæ! To mo¿liwe! - ludzie natychmiast radoœnie podchwytywali tak¹ nowinê
[ Pobierz całość w formacie PDF ]