[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.PrzyjdŸ wiêc, zobaczymy, kto z nas ma racjê.- Czy Biney nic ci nie powiedzia³? Athor uzna³ mnie persona non grata na terenie obserwatorium!180- Czy coœ takiego kiedykolwiek ciê powstrzyma³o?- On siê nie zgadza nawet na rozmowê ze mn¹.Rozumiesz, chcê mu coœ zaproponowaæ, coœ, co bêdzie mu pomocne po dziewiêtnastym, kiedy oka¿e siê, ¿e jego ostrze¿enia by³y opowiadaniem g³odnych kawa³ków i rozwœcieczeni ludzie zaczn¹ siê domagaæ jego g³owy.Jednak wed³ug Bineya nie ma du¿ej nadziei, by zechcia³ ze mn¹ rozmawiaæ, na pewno wiêc nie pozwoli, bym przyszed³ akurat tego wieczora.- PrzyjdŸ jako mój goœæ.Mój przyjaciel.- Skrzywi³a siê wymawiaj¹c to s³owo.- Athor bêdzie zbyt zajêty, by zwróciæ na to uwagê.Chcê, ¿ebyœ znalaz³ siê w obserwatorium, kiedy niebo stanie siê czarne i zap³on¹ pierwsze po¿ary.Chcê zobaczyæ twoj¹ twarz.Chcê siê przekonaæ, Teremonie, czy jesteœ równie doœwiadczony w przeprosinach jak w uwodzeniu.22To by³o trzy tygodnie temu.Teraz, zirytowana, uciekaj¹c od Teremona, Siferra przebieg³a na drug¹ stronê pokoju i dostrzeg³a Athora, stoj¹cego samotnie i przegl¹daj¹cego plik wydruków komputerowych.Wielokrotnie przerzuca³ kolejne strony jakby w nadziei, ¿e w gêstych kolumnach liczb znajdzie coœ, co zawiesi wykonanie wyroku na œwiat.Podniós³ wzrok i zobaczy³ Siferrê.Zaczerwieni³a siê.- Panie profesorze, bardzo przepraszam za to, ¿e zaprosi³am tego cz³owieka po wszystkim, co napisa³ o nas, o panu, o.- Spuœci³a g³owê.- Myœla³am, ¿e bêdzie siê móg³ wiele nauczyæ, przebywaj¹c miêdzy nami w chwili, gdy.gdy.Có¿, myli³am siê.On jest jeszcze bardziej p³aski i g³upi, ni¿ to sobie wyobra¿a³am.W ¿adnym wypadku nie powinnam go by³a zapraszaæ.- Teraz to ju¿ nie ma znaczenia - odpar³ stary astronom s³abym g³osem.- Jeœli tylko nie bêdzie mi wchodzi³ w drogê, nie dbam o to, czy tu jest czy nie.181Jeszcze kilka godzin, a ju¿ nic nie bêdzie mi robi³o ró¿nicy.- Wskaza³ na niebo.- Tak ciemno! Tak bardzo ciemno! A to dopiero pocz¹tek.Zastanawiam siê, gdzie siê podziali Faron i Imot.Widzia³a ich pani? Nie? Hm.Kiedy pani tu wesz³a, powiedzia³a nam pani, ¿e w ostatniej chwili mieliœcie na wydziale jakiœ k³opot.Mam nadziejê, ¿e to nic powa¿nego.- Tabliczki z Tombo zniknê³y.- Zniknê³y?!- By³y oczywiœcie zamkniête w sejfie artefaktów.Ju¿ mia³am wychodziæ, kiedy wst¹pi³ do mnie profesor Mudrin.Szed³ w³aœnie do Sanktuarium, ale chcia³ jeszcze coœ sprawdziæ w swoim t³umaczeniu, wprowadziæ jakieœ nowe pojêcie.Otworzyliœmy wiêc sejf i.nie znaleŸliœmy ich.Ulotni³y siê, wszystkie szeœæ.Naturalnie, mamy kopie, ale mimo wszystko.to by³y orygina³y, autentyki pochodz¹ce z czasów staro¿ytnych.- Jak to siê mog³o staæ?- Czy to nie jest oczywiste? - W g³osie Siferry zabrzmia³a gorycz.- Wykradli je Aposto³owie.Prawdopodobnie chc¹ ich u¿yæ jako pewnego rodzaju œwiêtych talizmanów, po tym jak.jak nadejdzie Ciemnoœæ i œwiat stanie w ogniu.- Czy s¹ jakieœ œlady?- Nie jestem detektywem, panie profesorze, chyba jednak nie mamy dowodów, ale to musia³a byæ sprawka Aposto³Ã³w.Chcieli je mieæ od chwili, kiedy us³yszeli, ¿e znajduj¹ siê w moich rêkach.Ach, w ¿adnym wypadku nie powinnam by³a mówiæ o nich Aposto³om! W ogóle ¿a³ujê, ¿e komukolwiek wspomnia³am o tych tabliczkach!- Moje dziecko - Athor uj¹³ j¹ za rêce - nie powinna siê pani tak denerwowaæ."Moje dziecko"! Przyjrza³a mu siê zaskoczona.Nikt jej tak nie nazywa³ od dwudziestu piêciu lat! Zdusi³a w sobie z³oœæ.B¹dŸ co b¹dŸ, profesor mia³ ju¿ swoje lata.Próbowa³ jedynie byæ wobec niej uprzejmy.- Niech je sobie wezm¹, Siferro - mówi³ dalej.- Teraz nie stanowi to ¿adnej ró¿nicy.Za spraw¹ cz³owieka, który tam stoi, nic ju¿ zreszt¹ nie robi ró¿nicy, prawda?182Wzruszy³a ramionami.- Mimo to obrzydzenie mnie ogarnia na sam¹ myœl, ¿e jakiœ z³odziej w szacie Aposto³a wêszy³ w moim gabinecie.w³ama³ siê do mojego sejfu.ukrad³ rzeczy, które wykopa³am w³asnymi rêkoma.To jakby gwa³t na moim ciele.Czy pan potrafi to zrozumieæ, panie profesorze? Ograbienie mnie z tych tabliczek - to prawie gwa³t.- Rozumiem, jak bardzo jest pani zdenerwowana - powiedzia³ Athor tonem wskazuj¹cym, ¿e tak naprawdê nic nie zrozumia³.- Proszê spojrzeæ.o, tam.Jak jaskrawo œwieci Dovim.A ju¿ za chwilê wszystko pokryje Ciemnoœæ.Zdoby³a siê na niewyraŸny uœmiech i odwróci³a od niego wzrok.Wokó³ niej wszyscy kr¹¿yli z miejsca na miejsce, coœ sprawdzali, o czymœ dyskutowali, podbiegali do okna, szeptali.Co pewien czas ktoœ w poœpiechu przychodzi³, by przekazaæ jakieœ nowe dane z kopu³y obserwatorium.Wœród tych astronomów czu³a siê jak ktoœ zupe³nie obcy.By³a bezgranicznie smutna i zrozpaczona."Widocznie fatalizm Athora zostawi³ we mnie jakieœ œlady" - pomyœla³a.Profesor wydawa³ siê przygnêbiony, zagubiony.To zupe³nie nie by³o do niego podobne.Chcia³a mu przypomnieæ, ¿e tego wieczora to nie œwiat siê skoñczy, a jedynie obecny cykl w rozwoju cywilizacji.Ci, którzy siê schowali, wyjd¹ z ukrycia i zaczn¹ wszystko od pocz¹tku, wszystko odbuduj¹, tak jak siê to ju¿ zdarza³o razy kilkanaœcie - a mo¿e dwadzieœcia czy sto - od pocz¹tku istnienia cywilizacji na Kalgaszu.Uzna³a jednak, ¿e nie ma sensu mówiæ o tym Athorowi.Osi¹gnê³aby prawdopodobnie tak samo mizerne rezultaty jak on, kiedy stara³ siê j¹ pocieszyæ po utracie tabliczek.Mia³ dot¹d nadziejê, ¿e ca³y œwiat wystarczaj¹co przygotuje siê na wypadek katastrofy, a okaza³o siê, ¿e tylko nieliczni zwrócili uwagê na ostrze¿enia.Jedynie ta garstka, która schroni³a siê w Sanktuarium, b¹dŸ we wszelkich innych kryjówkach i schronach, jakie mog³y w tym czasie powstaæ.Podszed³ do niej Biney.- Rozmawia³em w³aœnie z Athorem.Zginê³y tabliczki?- Otó¿ to, zginê³y.Ukradziono je.Wiedzia³am, ¿e183nigdy nie powinnam siê godziæ na ¿adne kontakty z Aposto³ami.- Myœlisz, ¿e to oni je ukradli?- Jestem tego pewna! Jak tylko istnienie tabliczek z Tombo wysz³o na jaw, przes³ali mi wiadomoœæ, ¿e maj¹ informacje, które mog³abym wykorzystaæ.Nie mówi³am ci? Pewnie zapomnia³am.Chcieli uk³adu podobnego do tego, który Athor zawar³ z tym najwy¿szym kap³anem, czy te¿ kim on tam jest, Folimunem 66
[ Pobierz całość w formacie PDF ]