[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie móg³ przypomnieæ sobie dat, które poda³ Roy.Zacz¹³ od czerwca i dojecha³ do pierwszego sierpnia, zanim znalaz³ w³aœciw¹ informacjê.ŒMIERÆ MIEJSCOWEGO CH£OPCA W PO¯ARZECzyta³ ostatni akapit artyku³u, gdy wyczu³ nieuchwytn¹ obecnoœæ Roya.Obróci³ siê gwa³townie - ale Roya nie by³o.Nikt nie siedzia³ przy ¿adnym ze sto³Ã³w.Nikt nie przegl¹da³ rzêdów ksi¹¿ek.Pani Larkin nie by³o przy biurku.Znowu tylko wytwór wyobraŸni.Usiad³ i jeszcze raz przeczyta³ artyku³.By³o dok³adnie tak, jak mówi³ Roy.Dom pañstwa Pacino sp³on¹³ do szczêtu, nic nie zosta³o.Stra¿acy znaleŸli w zgliszczach zwêglone cia³o Philipa Pacino.Wiek - czternaœcie lat.Colin poczu³, jak na czo³o wystêpuj¹ mu kropelki potu.Przesun¹³ rêk¹ po twarzy, któr¹ potem wytar³ o d¿insy.Zacz¹³ przegl¹daæ egzemplarze z nastêpnego tygodnia, szukaj¹c komentarzy.By³y trzy.RAPORT SZEFA STRA¯Y PO¯ARNEJ.ZABAWA ZAPA£KAMIWed³ug koñcowego, oficjalnego oœwiadczenia po¿ar zosta³ spowodowany przez samego Phila Pacino.Ch³opiec bawi³ siê zapa³kami w pobli¿u biurka, na którym sk³ada³ modele samolotów.Najwidoczniej znajdowa³o siê tam sporo ³atwopalnych substancji, w tym kilka tubek i miseczek z klejem, pojemnik z p³ynem do zapalniczek i otwarta butelka z rozpuszczalnikiem do farb.Drugi komentarz by³ dwustronicowym sprawozdaniem z pogrzebu ch³opca.Zawiera³ nekrolog od nauczycieli, ³zawe wspomnienia przyjació³ i fragmenty mowy po¿egnalnej.Nad trzykolumnowym artyku³em widnia³a fotografia, przedstawiaj¹ca pogr¹¿onych w rozpaczy rodziców.Colin przeczyta³ to dwukrotnie i z wielkim zainteresowaniem - wœród wymienionych przyjació³ Phila Pacino by³ Roy Borden.Dwa dni póŸniej wydrukowano d³ugi artyku³ wstêpny, bardzo ostry - jak na standardy News Register.ZAPOBIEGANIE TRAGEDII.KTO PONOSI ODPOWIEDZIALNOŒÆ?W ¿adnym z tych czterech artyku³Ã³w nie pojawi³a siê nawet najdrobniejsza wzmianka o tym, ¿e policja czy stra¿ po¿arna podejrzewaj¹ morderstwo albo podpalenie.Nie podawano w w¹tpliwoœæ, ¿e by³ to wypadek, skutek nieuwagi czy ch³opiêcej bezmyœlnoœci.A ja znam prawdê - pomyœla³ Colin.Poczu³ zmêczenie.Przesiedzia³ tu ju¿ prawie dwie godziny.Wy³¹czy³ czytnik, wsta³ i przeci¹gn¹³ siê.Czytelnia nie by³a ju¿ pusta.Jakaœ kobieta w czerwonej sukience przegl¹da³a magazyny.Przy jednym ze sto³Ã³w, na œrodku sali, puco³owaty, ³ysiej¹cy ksi¹dz czyta³ ogromn¹ ksiêgê i pracowicie sporz¹dza³ notatki.Colin podszed³ do jednego z dwóch du¿ych bibliotecznych okien i usiad³ bokiem na szerokim parapecie.Rozmyœlaj¹c, patrzy³ przez zakurzon¹ szybê.Za oknem rozci¹ga³ siê widok na cmentarz katolicki, na jego przeciwleg³ym koñcu wznosi³ siê koœció³ Matki Boskiej Frasobliwej, sprawuj¹cy pieczê nad szcz¹tkami swych powo³anych przez Boga parafian.- Czeœæ.Colin uniós³ g³owê zaskoczony.Ujrza³ przed sob¹ Heather.- O, czeœæ - powiedzia³ podnosz¹c siê z parapetu.- Nie musisz wstawaæ - œciszy³a g³os do szeptu.- Nie mogê tu d³ugo siedzieæ.Muszê za³atwiæ parê spraw dla matki.Wst¹pi³am tylko po ksi¹¿kê i zobaczy³am, ¿e tu jesteœ.Mia³a na sobie ciemnoczerwon¹ koszulkê i bia³e szorty.- Wygl¹dasz wspaniale - powiedzia³ Colin równie cicho.- Dziêkujê.- Uœmiechnê³a siê.- Mówiê powa¿nie.- Dziêkujê.- Bez dwóch zdañ.- Wprawiasz mnie w zak³opotanie.- Dlaczego? Bo powiedzia³em, ¿e wygl¹dasz wspaniale?- No.poniek¹d, owszem.- Chcesz powiedzieæ, ¿e czu³abyœ siê lepiej, gdybym powiedzia³, ¿e wygl¹dasz okropnie?Rozeœmia³a siê speszona.- Nie.Oczywiœcie, ¿e nie.Chodzi tylko o to, ¿e.nikt mi nigdy nie powiedzia³, ¿e wygl¹dam wspaniale.- ¯artujesz chyba.- Nie.- ¯aden ch³opak ci tego nie mówi³? Chyba s¹ œlepi?Zaczerwieni³a siê.- No có¿, wiem dobrze, ¿e nie jestem znowu taka wspania³a.- Pewnie, ¿e jesteœ.- Mam za du¿e usta.- Nieprawda.- Owszem.S¹ za du¿e.- Mnie siê podobaj¹.- Moje zêby te¿ nie s¹ idealne.- S¹ bardzo bia³e.- I krzywe.- Nie a¿ tak, ¿ebym to zuwa¿y³ - stwierdzi³ Colin.- Nie znoszê swoich r¹k - powiedzia³a.- Co? Dlaczego?- Popatrz na moje palce.Krótkie i grube.Moja matka ma piêkne d³onie.A moje palce wygl¹daj¹ jak ma³e kie³baski.- To nonsens.Masz ³adne palce.- I mam stercz¹ce kolana - powiedzia³a.- Twoje kolana s¹ doskona³e - stwierdzi³.- Pos³uchaj mnie - powiedzia³a nerwowo - kiedy ch³opak nareszcie mi mówi, ¿e jestem ³adna, to staram siê go przekonaæ, ¿e tak nie jest.Colin odkry³ ze zdumieniem, ¿e nawet taka ³adna dziewczyna jak Heather mo¿e mieæ w¹tpliwoœci co do samej siebie.Zawsze s¹dzi³, ¿e ci, których podziwia³ - opaleni na z³oto, niebieskoocy, œwietnie zbudowani kalifornijscy ch³opcy i dziewczêta - byli ras¹ wybranych, góruj¹cych nad istotami ni¿szego rzêdu - pewni siebie i swoich celów bez przeszkód przeœlizgiwali siê przez ¿ycie, by zawsze osi¹gn¹æ sukces.By³ zadowolony i jednoczeœnie rozczarowany, gdy odkry³ rysê na tym micie.Zda³ sobie nagle sprawê, ¿e ci wyj¹tkowi, promienni m³odzi ludzie tak naprawdê nie ró¿ni¹ siê wiele od niego, ¿e nie góruj¹ nad innymi a¿ tak bardzo, jak s¹dzi³, i to odkrycie podnios³o go na duchu.Z drugiej jednak strony czu³, ¿e traci coœ wa¿nego - mi³e z³udzenie, które chwilami ogrzewa³o go swym blaskiem.- Czekasz na Roya?Przesun¹³ siê niespokojnie na parapecie.- Hm.nie.Zajmujê siê pewnymi.materia³ami.- S¹dzi³am, ¿e czekasz w³aœnie na niego.- Po prostu odpoczywam.Zrobi³em sobie przerwê.- Uwa¿am, ¿e to ³adne, kiedy tak zjawia siê tutaj ka¿dego dnia - powiedzia³a.- Kto?- Roy.- Gdzie siê zjawia?- Tam - wskaza³a na coœ za szyb¹.Colin spojrza³ przez okno, a potem znów na dziewczynê.- Chcesz powiedzieæ, ¿e chodzi co dzieñ do koœcio³a?- Nie.Na cmentarz.Nie wiedzia³eœ?- Opowiedz mi o tym.- No có¿.mieszkam naprzeciwko.W tym bia³ym domu z niebieskim paskiem.Widzisz?- Tak.- Mogê zauwa¿yæ Roya prawie za ka¿dym razem, gdy przychodzi.- Co on tam robi?- Odwiedza siostrê.- Ma siostrê?- Mia³.Ona nie ¿yje.- Nigdy o tym nie wspomina³.Heather kiwnê³a g³ow¹.- Chyba nie lubi o tym mówiæ.- Ani jednym s³owem.- Raz mu powiedzia³am, ¿e to naprawdê mi³e, no wiesz, ¿e tak czêsto przychodzi na jej grób.Wœciek³ siê na mnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]