[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Spojrza³a w górê, na mê¿czyznê.Mia³ na sobie czarn¹ tunikê i pelerynê z kapturem, zaciemniaj¹cym jego twarz.Nie mog³a g³oœno krzykn¹æ, nie tutaj.- Tim - wyszepta³a.- Tak, Barbro.- Przecie¿ ciê pochowa³am.W Jego uœmiechu by³a nieskoñczona czu³oœæ.- Czy myœla³aœ, ¿e jesteœmy tylko tym, co wraca do ziemi? Biedne, rozdarte maleñstwo.Ta, która nas wezwa³a, jest Wszechuzdrowicielk¹.Teraz odpoczywaj i œnij.- Œniæ - powiedzia³a i przez moment usi³owa³a siê podnieœæ.Jednak daremnie.Dlaczego mia³aby wierzyæ w te martwe opowieœci o.o atomach i energiach, z niczym, co by wype³nia³o obszary pustki.opowieœci, których nie mog³a sobie przypomnieæ.wierzyæ teraz, gdy Tim i koñ, którego podarowa³ jej ojciec, nieœli j¹ do Jimmiego? Czy ta inna rzeczywistoœæ nie by³a tylko z³ym snem, z którego dopiero teraz po raz pierwszy siê budzi?Mê¿czyzna obok niej, jakby s³ysz¹c jej myœli, powiedzia³ cicho:- Maj¹ tak¹ pieœñ w krainie Zewnêtrznych.Pieœñ Ludzi:Œwiat ¿eglujeGnany niewidzialnym wiatrem.Wokó³ dziobu wiruje œwiatfo."Przebudzenie jest noc¹.Jednak Mieszkañcy nie znaj¹ takiego smutku.50- Nie rozumiem - powiedzia³a Skin¹³ g³ow¹- Jest wiele rzeczy, które bêdziesz musia³a zrozumieæ, kochana l nie zobaczê ciê znowu, a¿ nauczysz siê tych prawd Jednak przez ten czas bêdziesz z naszym synemPróbowa³a podnieœæ g³owê i poca³owaæ go Powstrzyma³ j¹- Jeszcze nie teraz - powiedzia³ - Nie zosta³aœ przyjêta do ludu Królowej Nie powinienem by³ po ciebie przyje¿d¿aæ, ale ona by³a zbyt litoœciwa, by mi zabroniæ Odpoczywaj, odpoczywajCzas przep³ywa³ obok nich Koñ galopowa³ wytrwale w górê, nie potykaj¹c siê, me gubi¹c rytmu W pewnej chwili w oddali zauwa¿y³a jad¹c¹ w dó³ grupê i pomyœla³a, ze zd¹¿aj¹ oni na ostatni¹, rozstrzygaj¹c¹ bitwê przeciwko komu ? temu, który czeka³, owiniêty w ¿elazo i smutek Nie teraz, potem zada sobie pytanie o imiê cz³owieka, który przywióz³ j¹ do kraju Dawnych PrawdW koñcu strzeliste wie¿e wznios³y siê miêdzy gwiazdy gwiazdy, które s¹ ma³e i magiczne i których szepty ko³ysz¹ nas, gdy umrzemy Wjechali na podwórzec, oœwietlony nieruchomymi p³omieniami œwiec, wype³niony pluskiem wody w fontannach i œpiewem ptaków W powietrzu unosi³ siê zapach broku i pencoupu, a tak¿e ruty i ró¿, bo nie wszystko, co cz³owiek przyniós³, by³o okropnoœci¹ Mieszkañcy, promieniuj¹cy piêknem, czekali, by j¹ powitaæ Z ty³u, za ich wspania³oœci¹, harcowa³y puki, nurzaj¹c siê w zmierzchu, dzieci gania³y siê wœród drzew, beztroska i radoœæ miesza³y siê z bardziej ju¿ stateczn¹ muzyk¹- Przyjechaliœmy - g³os Tima wyda³ jej siê nagle, niewyt³umaczalnie, skrzeczeniem Barbro nie bardzo wiedzia³a, w jaki sposób zsiedli z konia Sta³a przed nim i widzia³a, jak on chwieje siê na nogachStrach œcisn¹³ jej gard³o- Dobrze siê czujesz? - chwyci³a jego d³onieBy³y zimne i szorstkie Gdzie siê podzia³ Sambo? Jej oczy przeszukiwa³y ciemnoœæ pod kapturem Chcia³a wykorzystaæ lepsze oœwietlenie, zêby wyraŸnie zobaczyæ twarz mê¿czyzny Jednak by³a ona zamazana, ci¹gle siê zmienia³a- Co siê sta³o och, co siê dzieje?!Uœmiechn¹³ siê Czy to by³ ten uœmiech, który tak kocha³a? Nie mog³a sobie dok³adnie przypomnieæ- Ja muszê teraz odejœæ - wyj¹ka³ tak cicho, ze ledwie go s³ysza³a - Nasz czas jeszcze nie nadszed³51Wyrwa³ siê z jej uœcisku i opar³ o zawiniêt¹ w d³ug¹ szatê postaæ, która pojawi³a siê przy jego boku.Ponad ich g³owami wirowa³a mglistoœæ.- Nie patrz, jak odchodzê.jak wracam do ziemi - w jego g³osie by³o b³aganie.- Dla ciebie to œmieræ.A¿ wróci nasz czas.Spójrz, nasz syn!Musia³a odwróciæ wzrok, szybko.Klêkaj¹c roz³o¿y³a szeroko rêce.Jimmy uderzy³ w ni¹ jak gor¹ca', masywna kula armatnia.Mierzwi³a mu w³osy, ca³owa³a wg³êbienie pod brod¹, œmia³a siê i p³aka³a, i papla³a jak idiotka;i nie by³ to duch, wspomnienie, które rozp³ynê³o siê, gdy przesta³a patrzeæ.Jej oczy, skupione na szukaniu œladów krzywd, które go mog³y spotkaæ - g³odu, choroby, przera¿enia - i ¿adnych nie znajduj¹c, od czasu do czasu chwyta³y obrazy tego, co dzia³o siê wokó³.Ogrody zniknê³y.Ale to by³o niewa¿ne.- Tak têskni³em za tob¹, mamo.Zostaniesz?- Zabiorê ciê do domu, najdro¿szy.- Zostañ.Tu jest przyjemnie.Poka¿ê ci.Ale ty zostañ.Przez pó³mrok zmierzchu przebieg³ poszept.Barbro wsta³a.Jimmy przylgn¹³ do jej rêki.Stali przed Królow¹.Bardzo by³a wysoka w swych szatach utkanych ze œwiate³ pó³nocy i w swej gwiezdnej koronie, i w girlandach niepoca³ujek.Jej twarz przywodzi³a na myœl Wenus z Milo, której zdjêcie Barbro czêsto ogl¹da³a w krainach ludzi, by³a jednak bardziej œwietlista i mia³a w sobie wiêcej dostojeñstwa.Ogrody wokó³ Królowej znów zbudzi³y siê do istnienia, wraz z nimi pa³ac Mieszkañców i niebosiê¿ne wie¿e.- B¹dŸ pozdrowiona i witaj - przemówi³a g³osem jak pieœñ - ju¿ na zawsze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]