[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tym razem wyci¹gn¹³ stetoskop.Z dum¹ za³o¿y³ go sobie na szyjê.- Doktor Carlos Fombona do us³ug, ekscelencjo! Tak, przez rok by³em studentem medycyny.S³abo siê uczy³em, ale to i owo przylgnê³o.Jak na cz³owieka szeœædziesiêciotrzyletniego jest pan wcale w dobrym stanie, ale bywa, ¿e El Rompecabezas szkodzi serduszku.Na pewno pana uspokoi fakt, ¿e bêdê przez ca³y czas czuwa³.Wskaza³ na beczkê.Zmusi³em nogi do ruchu i cofn¹³em siê w k¹t.Przysz³o nag³e olœnienie.Bêd¹ musieli zaci¹gn¹æ mnie si³¹.A ja zacznê walczyæ.Na ciele pozostan¹ znaki zmagania.Mo¿e nawet zadrapania, posiniaczenia.Bêdzie dowód! Te bydlaki otrzymaj¹ zas³u¿on¹ karê.Zacisn¹³em d³onie w piêœci i skuli³em siê dygoc¹c z t³umionej wœciek³oœci i ze strachu.Fombona wzruszy³ ramionami i rzuci³ krótki rozkaz.Wesz³o ich czterech do celi.Fombona powiedzia³ g³oœno:- Kto go choæby lekko zadrapie, zapozna siê z El Abrazo.Zbli¿yli siê ostro¿nie.Jeden z nich trzyma³ derkê lekko przerzucon¹ przez ramiê.Widaæ by³o, ¿e maj¹ doœwiadczenie w tych sprawach.Jeden uda³, ¿e chce mnie chwyciæ za lew¹ rêkê.Moja piêœæ wystrzeli³a i trafi³a powietrze.Przy okazji straci³em równowagê.Nagle przesta³em cokolwiek widzieæ.Moj¹ g³owê owija³a derka, a jednoczeœnie chwyci³y mnie silne ramiona.Zacz¹³em kopaæ i najwidoczniej trafi³em, gdy¿ us³ysza³em czyjœ jêk bólu.Inne d³onie pochwyci³y mnie w pasie i w kostkach.By³em bezradny, paniczny lêk wzrasta³.Podnieœli mnie, a potem po³o¿yli na plecach.Pod pok³adami materii czu³em metalowe guzy.Wyobrazi³em sobie ból, jakiego bym teraz doznawa³, gdyby nie by³y pokryte czymœ miêkkim.Zerwano mi z g³owy koc, zobaczy³em œwiat³o i pochylon¹ nade mn¹ twarz Fombony.Jego oczy wyra¿a³y dzikie upojenie.- Najpierw kostki.Trzymajcie go mocno! - rozkaza³.Czu³em, ¿e coœ mi owijaj¹ doko³a lewej kostki.- Banda¿e - wyjaœni³ Fombona.- Chodzi o to, ¿eby skórzane paski nie zostawi³y œladów na delikatnych stopkach.Fombona, który normalnie odzywa³ siê pomrukami lub pojedynczymi s³owami, sta³ siê nagle nies³ychanie rozmowny.Sk¹d mi w takiej sytuacji przysz³a podobna myœl do g³owy? I po co? Ta jego elokwencja jest rezultatem rozkoszy, jak¹ odczuwa podczas torturowania ludzi.Nie rusza³em siê, gdy mi banda¿owali nogi.To nieco uœpi³o ich czujnoœæ.Kiedy zaczêli banda¿owaæ mój prawy przegub, szarpn¹³em siê, obróci³em g³owê i mocno ugryz³em ramiê trzymaj¹cego mnie stra¿nika.Zawy³ z bólu, szarpn¹³ siê pozostawiaj¹c na moich zêbach kawa³ek skóry.Widzia³em, jak podnosi drug¹ rêkê, ¿eby mnie uderzyæ.Us³ysza³em chrzêst, gdy Fombona odtr¹ci³ mu d³oñ, która odskakuj¹c uderzy³a stra¿nika mocno w twarz.Z ³oskotem pad³ na ziemiê.Fombona coœ warkn¹³.Pozostali trzej stra¿nicy wyci¹gnêli le¿¹cego na zewn¹trz.Co za wspania³y odg³os ci¹gniêtego po ziemi cia³a! Teraz byli ju¿ czujni i szybko skoñczyli banda¿owanie.Niemal¿e jêkn¹³em z bólu, gdy mi wykrêcili rêce do ty³u i u³o¿yli wzd³u¿ deszczu³ek beczki.Fombona mrukn¹³: - Ju¿ nied³ugo, œwinio!Le¿a³em rozci¹gniêty, powi¹zany skórzanymi paskami.Po kilku sekundach zacz¹³em odczuwaæ silny ból rozchodz¹cy siê po ca³ym ciele, od ramion w stronê karku, brzucha, pleców.Fombona odprawi³ stra¿ników.S³ysza³em ich cz³apanie, zamykanie drzwi.Potem zapad³a cisza.Zaczyna siê! Ból w plecach sta³ siê nie do zniesienia.W panice usi³owa³em uspokoiæ i przygotowaæ myœli.Przygotowaæ je na najgorsze.Powtarza³em sobie bez przerwy, ¿e nie wypowiem ani s³owa bez wzglêdu na to, co siê stanie.Czu³em i s³ysza³em bicie w³asnego serca, czu³em i s³ysza³em swój w³asny krótki oddech.Bezruch i cisza potêgowa³y ka¿dy odg³os.Nagle zobaczy³em nad sob¹ jego twarz, a przecie¿ nie s³ysza³em, ¿eby podchodzi³.Musia³ poruszaæ siê bezszelestnie jak kot.Zacz¹³em szybciej, urywanie oddychaæ.Znowu przypomnia³a mi siê teoria So³¿enicyna.To ju¿ jest œmieræ, to ju¿ jest œmieræ, przesta³em egzystowaæ, nic ju¿ nie jest wa¿ne, absolutnie nic!Stetoskop ko³ysa³ siê ³agodnie o kilka centymetrów od czubka mojego nosa.Hipnotyzowa³ mnie.Metalowa s³uchaweczka opad³a mi na pierœ.Ale nie sama, dociska³ j¹ palec Fombony.Co za okropna parodia: s³ucha³ pilnie, przesun¹³ kr¹¿ek, znowu s³ucha³ w pe³nym skupieniu, wargi na szerokiej smag³ej twarzy œci¹gniête, okrutne oczy zwê¿one w pe³nej koncentracji.Poni¿ej króciutko przyciêtych w³osów, na czole, perli³y mu siê krople potu.Skin¹³ g³ow¹.- Bardzo dobrze.Bije mo¿e nieco zbyt szybko, ale mocno.Dobre serce, du¿o wytrzyma.Znikn¹³ mi z pola widzenia.Wytê¿am uszy chc¹c wy³owiæ jakiœ szmer, ale nie us³ysza³em nic.Jest, jakby skrobniêcie! Nagle poczu³em szarpniêcie brody i palce wpijaj¹ce siê boleœnie w zawiasy ¿uchwy.Zmusi³o mnie to do otwarcia ust.Coœ twardego znalaz³o siê pod jêzykiem.Zakrztusi³em siê.Wyczu³em smak: guma.- Koœæ dla pieska - us³ysza³em s³owa wyraŸnie wypowiedziane spokojnym g³osem.- ¯ebyœ sobie nie przegryz³ jêzyka.I ¿eby st³umiæ twoje wrzaski.Teraz musimy to tylko umocowaæ.Za w³osy podniós³ mi g³owê.Kawa³kami materia³u zas³oni³ mi usta, koñce zwi¹za³ œciœle za uszami.Czu³em jego palce na karku, gdy coœ majstrowa³ przy wêŸle.Jaki¿ wstrêtny jest ten smak gumy.Mowy nie by³o o oddychaniu przez usta.Tylko przez nos.Kolejny atak nerwów, chêæ wycia.A mo¿e nawet ju¿ wy³em w myœlach.Zacisn¹³em mocno powieki zanosz¹c mod³y o si³ê przetrwania.Poczu³em coœ na brzuchu i bezwiednie otworzy³em oczy.Sta³ ko³o mnie po prawej stronie, w bia³ym p³aszczu, z dyndaj¹cym stale stetoskopem.W lewej rêce trzyma³ dwa grube popielate przewody.Usi³owa³em bezskutecznie unieœæ g³owê.Buja³ tymi przewodami.Metalowe koñcówki muska³y mój brzuch.Spojrza³em na Fombonê.Mia³ twarz wrêcz wniebowziêt¹.Po³o¿y³ mi jeden przewód na piersiach.¯abkê drugiego zapi¹³ na du¿ym palcu prawej stopy.Opar³em g³owê o deskê usi³uj¹c powstrzymaæ dr¿enie nóg.Naprê¿y³em siê ca³y.Szpileczki œmiertelnego przera¿enia wêdrowa³y wzd³u¿ koñczyn.Rzemienie wpija³y siê w ramiona.By³em zwi¹zany, unieruchomiony jak œwinia szykowana na rzeŸ.W³aœnie, œwinia.Oto kim dla niego jestem.Ale na szczêœcie ju¿ nie ¿yjê, nic ju¿ nie jest wa¿ne.!Stan¹³ teraz przy mojej lewej rêce.Za³o¿y³ metalow¹ ¿abkê na kciuk.Le¿a³em nieruchomo.Mówi³ do mnie g³osem miêkkim, z za¿y³¹ intymnoœci¹:- Zaraz zaczynamy.Kreska pozostanie na ¿Ã³³tym polu.Nastêpnym razem spróbujemy posun¹æ siê dalej.Proszê to wzi¹æ pod uwagê.I w tej chwili ¿abki s¹ na stosunkowo dobrych miejscach.PóŸniej wybierzemy inne.Na przyk³ad penis, wargi, jêzyk.A mo¿e umieœcimy jedn¹ w odbytnicy? Wtedy ekscelencja zrozumie, ¿e obecna próba to po prostu nic.Palcami delikatnie muska³ moje cia³o.Przesuwa³ je po brzuchu.Jakby wêdrowa³y po mnie oœliz³e wê¿e!- Teraz to ja nawet nie chcê s³yszeæ ¿adnych nazwisk.Niech szanowny pan nie usi³uje mi ich wmawiaæ.Obecna sesja ma na celu zapoznanie z El Abrazo i El Rompecabezas.Proszê nie psuæ zabawy podaj¹c mi jakiekolwiek nazwiska.uwaga, proszê czekaæ na pstrykniêcie.Przesta³em czuæ jego palce.Us³ysza³em szurniêcie, po którym nast¹pi³a cisza.Wci¹gn¹³em g³êboko powietrze i zatrzyma³em.I trzyma³em, trzyma³em! Wreszcie wypuœci³em jak mog³em najg³oœniej przez nos.Ale mimo to us³ysza³em zapowiadane klêkniêcie.Straszliwy ból, gdy wreszcie przemin¹³, sta³ siê jedynie milisekundowym wspomnieniem.Wspomnieniem zag³uszonym rykiem.Przenikaj¹cym wszystko do szpiku koœci zimnym wspomnieniem.Wrytym po wsze czasy, choæ by³o tylko mgnieniem oka.Kiedyœ w Brazylii widzia³em, jak wytapiano z³oto.Spore naczynie ¿Ã³³tego, jakby lepkiego ¿aru.Ktoœ, kogo by wrzucono do takiego naczynia, mia³by równie¿ podobne milisekundowe doznanie.I by³by szczêœliwy, ¿e jest ono ostatnim w jego istnieniu.Ryk usta³.Nie od razu, powoli.Czu³em, jak obumiera w mojej rozcharatanej krtani.Wspomnienie pogr¹¿y³o siê w fali ulgi.To nie ja, to moja krtañ teraz ³ka³a, zêby wpija³y siê w gumowy klocek pod jêzykiem.Osobno dygota³ ka¿dy milimetr kwadratowy skóry.Na ca³ym ciele.Szok.Potem przep³ywa³y fale wtórnych bólów: bolesnoœæ miêœni po skurczu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]