[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ktoś tam musiał mieć dobry dzień, kiedy projektowałNeda.Dwa strzały omal nie urwały mi głowy.Oczywiście Ned był dobrym strzelcemi pudło albo zmiana celu na moją głowę nie wchodziły w grę, ale sama falauderzeniowa w zamkniętej gablocie wozu prawie mnie ogłuszyła. Wpakował po jednym pocisku w tylne koła, robiąc z nichsieczkę i wóz, fiknąwszy twarzowego kozła rozkraczył się na środku drogisztorcem na pasie szybkiego ruchu.Powoli wylazłem z wozu - nie musiałem sięśpieszyć. Te trzysta jardów Ned pokonał jak zwykle z nowym rekordem istał tam teraz o dwa kroki od ich wozu, obserwując zawartość.Zawartość owa -czterech dżentelmenów - nie traciła nawet czasu na ucieczkę.Nie dziwcie się -też bym grzecznie siedział, mając o metr lufę dwudziestkipiątki ze snującym sięjeszcze z niej dymem, która patrzy łagodnie w moją stronę z męskiej twarzy.Pomysł umieszczenia właśnie tam tego drobiazgu był niezłym chwytempsychologicznym. Szok - to chyba właściwe określenie.Cała czwórka trzymałaprzepisowo łapy w górze, omal nie dziurawiąc nimi dachu.Zupełnie jak wprawdziwym westernie.A na podłodze stały śliczne walizeczki - sądzę, że z naderinteresującą zawartością.Wszystko poszło bardzo szybko i składnie.Tylko ChinaJoe nie wytrzymał nerwowo i zaczął kląć, psując ten nastrój, gdy Ned korzystającz chwili spokoju poinformował mnie, że tak naprawdę to on nazywa się Santos i żena Elmirae ciągle trzymają celę gotową na jego przyjęcie.Przyrzekłem Joe'mu, żeumożliwię mu to gorące przyjęcie, jakie mu tam na pewno zgotują, nawet jeszczedziś.Notabene, niewiele rzeczy sprawiło mi dotąd taką przyjemność. Reszta zacnego grona spotkała się z nie mniej gorącymprzyjęciem, tyle, że bliżej - sądzono ich w Lunal City.To był męczący dzień.Ponim nastąpiła totalna sielanka.Billy kurował się w szpitalu i cieszył się moimistarymi naszywkami sierżanta.Nawet Fat wrócił w charakterze syna marnotrawnego:Co prawda miał problemy, żeby spojrzeć mi w oczy, ale poza tym nie zmienił sięani na jotę. Nudziliśmy się straszliwie, bo Nineport zmieniło się terazw cichutkie i spokojniuteńkie miasteczko.Aż żal było człowiekowi, że niezostawił choćby ze dwóch bandytów na wolności.Można by się było od czasu doczasu rozerwać.A tak? Ned chodził na patrolach nocnych, a częstokroć też i nadziennych.Możliwe, że Związek Zawodowy Policjantów nie pochwaliłby tego, gdybysię dowiedział, ale nie wyglądało na to, żeby Ned chciał pisać do nich skargę.Wyklepał i pomalował wszystkie ślady od kul i paradował po mieście w mundurkujak z igły i z błyszczącą (codziennie czyszczoną!) odznaką na piersi.Wiem,mówić o robocie, że jest szczęśliwy czy wściekły to głupota wysokiego rzędu, aleNed "Wygląda" na szczęśliwego.Czasami wydaje mi się, że coś do siebie tammamrocze, ale, rzecz jasna, to tylko silniki tak szumią. Kiedy przypominam sobie przeszłość i rozmyślam nad nią, towydaje mi się, że stworzyliśmy swojego rodzaju precedens, robiąc z robotapełnoprawnego glinę.Ponieważ jak dotąd nie zaszczycił nas nikt z fabryki, niemam pewności, czy dzierżymy w tym względzie palmę pierwszeństwa wewszechświecie, czy też nie, ale niespecjalnie mnie to wzrusza. Acha, powiem wam coś jeszcze, moi drodzy.Nie zamierzamzostać w tym ugrzecznionym i cukierkowatym zadupiu na zawsze.Wysłałem już sporoofert w poszukiwaniu nowej roboty.Tak więc, gdy ją znajdę, poniektórzy będąBARDZO zaskoczeni zobaczywszy , kto zostanie nowym Szefem Policji w Nineport,gdy ja wreszcie odejdę.przekład : Jarosław Kotarski powrót
[ Pobierz całość w formacie PDF ]