[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.PRZESYŁAMY SPECJALNEPOZDROWIENIA DLA DOKTORA DIETERA VON KNEFHAUSENA, Z KTÓRYM BARDZO CHCEMYPOROZMAWIAĆ.OCZEKUJCIE NAS W TRZY TYGODNIE PO TEJ DEPESZY. Knefhausen przeczytał ją dwukrotnie, wlepił oczy wPrezydenta i znów ją przeczytał. - Ja.ja się bardzo cieszę - powiedział nie całkiem dorzeczy.Prezydent wyrwał mu ją, złożył i wsadził do kieszeni, jakby był to kluczdo potęgi. - Wiec widzisz - powiedział - to proste.Ty pomożesz mnie,ja pomogę tobie. - Tak, tak, oczywiście -.powiedział Knefhausen, patrzącniewidzącymi oczami. - To twoi przyjaciele.Zrobią, co im powiesz.To wszystko,co, jak mi mówiłeś, umieją robić. - Tak, cząsteczki, zdolność zmartwychwstawania, zdolnośćBoże zmiłuj się - zbudowania planety. Knefhausen mógł kontynuować wyliczanie umiejętnościastronautów w nieskończoność, ale Prezydent przerwał mu niecierpliwie: - To już tylko kwestia dni, nim tu przylecą.Możesz sobiewyobrazić, czym dysponują! Broń palna, narzędzia - wszystko, a całe twojezadanie to skłonić ich, by się przyłączyli do mnie w dziele przywrócenia StanomZjednoczonym Ameryki należnego miejsca.Postaram się, aby im się to opłaciło,Knefhausen! I tobie też.Oni. Prezydent przerwał patrząc uważnie na uczonego.Wreszciekrzyknął: - Knefhausen! - i skoczył, by go podtrzymać. Za późno.Uczony upadł bezwładnie na deski.Wezwanystrażnik pobiegł po lekarza Białego Domu, który przykuśtykał tak szybko, jak muna to pozwalały chore nogi i przesiąknięty piwem mózg.Ale przybył zbyt późno. Wszystko było spóźnione dla Knefhausena, którego zawiodłostare serce.jak się okazało w parę dni później (gdy wielkie złociste statki zAlfy-Alef wylądowały i wyszli z nich inteligentni i straszni członkowie załóg,by oczyścić Ziemię) - we właściwym momencie.przekład : Jerzy Wilczyński powrót
[ Pobierz całość w formacie PDF ]