[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znios³a ju¿ dostatecznie du¿o.Nie bêdzie wiêcej zw³oki.Powiedz jej i miej to ju¿ raz za sob¹.- Dobrze - zgodzi³ siê Dawid.Ca³a jego z³oœæ gdzieœ wyparowa³a.- Powiem jej.- Kiedy? - nalega³ Bryg.'- Jutro - odpar³ Dawid.- Powiem jej jutro rano.Ranek by³ pogodny i ciep³y, a ogród przed oknami apartamentu Dawida weseli³ siê mnogoœci¹ barw.Dawid zwleka³ przy œniadaniu, które przyniesiono mu do pokoju.Jedz¹c przeczyta³ od deski do deski ca³¹ porann¹ prasê.PóŸniej ubiera³ siê powoli i starannie - w³o¿y³ koszulê koloru lila i ciemny garnitur, po czym podda³ swój wygl¹d krytycznej ocenie przed du¿ym lustrem wrs7arvm w aarrWr.h,aSzlak orla427 '- Tyle czasu ju¿ minê³o, a ja wci¹¿ nie mogê siê do ciebie przyzwyczaiæ - powiedzia³ do sylwetki w lustrze.- Módlmy siê, ¿eby ktoœ inny pokocha³ ciê bardziej ni¿ ja.Portier przed hotelem wskaza³ mu czekaj¹c¹ nañ taksówkê.Dawid usiad³ na tylnym siedzeniu, czuj¹c o³owiany ciê¿ar w brzuchu.Jazda trwa³a tego ranka zdecydowanie krócej ni¿ zwykle.Dawid zap³aci³ za kurs i wchodz¹c po stopniach g³Ã³wnego wejœcia do szpitala Groote Schuur spojrza³ na zegarek.By³o parê minut po jedenastej.Spojrzenia, jakimi obrzucano go, gdy zmierza³ do windy, nie dociera³y w ogóle do jego œwiadomoœci.W pomieszczeniu dla odwiedzaj¹cych na piêtrze, na którym le¿a³a Debora, czeka³ na niego Bryg.Spostrzeg³szy go wyszed³ na korytarz, wysoki, ponury i prezentuj¹cy siê obco w cywilnym ubraniu.- Co pan tutaj robi? - zapyta³ Dawid.Tak ordynarne natrêctwo rozjuszy³o go.- S¹dzi³em, ¿e mogê siê w jakiœ sposób przydaæ.- Dziêki za ¿yczliwoœæ - rzek³ Dawid ironicznie, nie ukrywaj¹c gniewu.Bryg nie zareagowa³ ani s³owem, ani wyrazem twarzy, i spyta³ spokojnie:- Czy chcesz, ¿ebym ci towarzyszy³?- Nie! - rzuci³ Dawid przez ramiê.- Dam sobie radê - doda³ i ruszy³ w g³¹b korytarza.- Dawidzie! - zawo³a³ Bryg g³osem tak dziwnie miêkkim, ¿e Dawid zawaha³ siê, przystan¹³ i odwróci³.- O co chodzi? - zapyta³.Przez d³ug¹ chwilê obaj mê¿czyŸni spogl¹dali na siebie w milczeniu.Potem Bryg potrz¹sn¹³ nagle g³ow¹.- Nic, ju¿ nic - powiedzia³ i patrzy³, jak wysoki, m³ody mê¿czyzna o potwornej g³owie odwraca siê i zmierza szyb-428Wilbur Smithechem w korytarzu, jak kroki skazañca wstêpuj¹cego na stopnie szubienicy.Dzieñ by³ ciep³y, a od morza wia³a lekka bryza.Debora siedzia³a w fotelu przy otwartym oknie, przez które wraz z ciep³ym powiewem dolatywa³a woñ sosnowego lasu.Woñ ta, ¿ywiczna i orzeŸwiaj¹ca, miesza³a siê z delikatnym zapachem wody morskiej i kwitn¹cych wodorostów.Debora by³a spokojna i mia³a dobre samopoczucie, nawet pomimo ¿e Dawid spóŸnia³ siê z przyjœciem.Rozmawia³a wczeœniej z Rubenem Friedmanem, który obieca³ jej, ¿e bêdzie mog³a opuœciæ szpital mniej wiêcej za tydzieñ.Ten tak bliski ju¿ termin bardzo j¹ ucieszy³.Ciep³o przedpo³udnia by³o rozleniwiaj¹ce, tak¿e opuœci³a powieki, przemieniaj¹c tym samym potok ¿ywych barw.w pejza¿ rozmytych, delikatnych cieni i zapad³a w p³ytki sen.Dawid zasta³ j¹ uœpion¹, usadowion¹ w g³êbokim fotelu, z podkurczonymi nogami i twarz¹ rozjaœnion¹ bocznym refleksem s³oñca odbitego od szyby.G³owê mia³a owiniêt¹ œwie¿ym banda¿em, a jej koszula by³a bia³a jak œnieg i obszyta delikatnymi koronkami jak suknia panny m³odej.Sta³ przed fotelem, przypatruj¹c siê jej uwa¿nie.By³a blada, lecz siñce pod oczami znik³y, a uk³ad pe³nych warg by³ pogodny.Z nadzwyczajn¹ ostro¿noœci¹ Dawid pochyli³ siê nad ni¹ i po³o¿y³ d³oñ na jej policzku.Debora drgnê³a i otworzy³a oczy - oczy o barwie ciemnego miodu zmieszanego z okru-chami jasnego z³ota.Oczy te by³y piêkne, a zarazem mgliste i niewidz¹ce, lecz nagle Dawid dostrzeg³ zachodz¹c¹ w nich zmianê - ich spojrzenie sta³o siê ostre i œwiadome, uchwyci³o swój obiekt i zawis³o n¹ nim.Debora patrzy³a,na niego i widzia³a go.Z p³ytkiego, przyjemnego snu wyrwa³o j¹ dotkniêcie na policzku, tak lekkie jak muœniêcie opadaj¹cego liœcia.Otworzy³a oczy, które natychmiast wype³ni³y k³êby delikatnieSzlak or³a429z³ocistych chmur, lecz po chwili chmury te nieoczekiwanie rozst¹pi³y siê i rozwia³y i spoza nich ukaza³a siê g³owa potwora, która p³ynê³a w jej kierunku, olbrzymia g³owa, pozbawiona korpusu, tak straszna, ¿e musia³a wychyn¹æ z najg³êbszych czeluœci piekie³, sklecona z topornie uformowanych fragmentów i pozszywana z sinych p³atów skóry.By³ to widok tak przera¿aj¹cy, ¿e Debora targnê³a siê w ty³, zas³oni³a d³oñmi oczy i krzyknê³a.Dawid odskoczy³ od fotela i wybieg³ z pokoju, zatrzaskuj¹c za sob¹ drzwi.Stukot jego biegn¹cych stóp rozbrzmia³ w korytarzu, Bryg us³ysza³ go i wyszed³ z pokoju dla odwiedzaj¹cych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]