[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tyle razy panu mówiłam, że nie trzebaprzesadzać, panie Abbey. Uśmiechnęła się jak zachwycona sobą dziewczynka.Przez tenżarcik i uśmiech ja też się nią zachwyciłem. Co, do licha, mógł mieć na myśli Dawid Louis, odmalowując jąprzede mną jako drapieżną wampirzycę, snującą się po domu w czarnych sukniach zeświecą w dłoni? Była ładna, dowcipna, nosiła spodnie z klapą i sądząc po tym, cona razie zauważyłem, wszyscy w miasteczku znali ją i lubili. - To prawda, panno France - Saxony wygłosiła to zdanie takdobitnie, że wszyscy zamilkliśmy i spojrzeliśmy na nią. - Czy Dawid nie mówił panu, jakie jest moje zdanie na tematbiografii ojca? Odpowiedziała Saxony. - Owszem, mówił, że jest pani zagorzałą przeciwniczką powstaniatakiej biografii. - To nie całkiem prawda.Byłam temu przeciwna, ponieważ jakdotąd wszyscy, którzy chcieli o nim pisać, przybywali tu do nas ze zuch pobudek.Każdy miał ambicje uchodzić za autorytet w sprawie Marshalla France'a.A kiedysię z jednym czy drugim chwilę porozmawiało, okazywało się, że absolutnie ichnie obchodzi, jakim człowiekiem był on naprawdę: Dla nich jest to postaćliteracka. Przez jej głos przesunął się, jak ławica ciemnych chmur, tongłębokiej goryczy.Mówiła zwrócona twarzą do Saxony, więc widziałem tylko jejprofil.Miała mocno zarysowany, ostry podbródek.Kiedy mówiła, białe zębybłyskały kontrastowo spod ciemnych, ciężkich ust, po czym gwałtownie znikały zkońcem wypowiedzi.Miała długie, rzadkie rzęsy, jakby dopiero co staranniepodwinięte.Na długiej, białej i niewiarygodnie bezbronnej szyi znaczyły sięjedyne zmarszczki.Uznałem, że musi mieć nieco ponad lub nieco poniżejczterdziestki, ale wszystko w niej wyglądało jędrnie i zdrowo.Bez trudu mogłemją sobie wyobrazić w późnej starości.Chyba, że po ojcu odziedziczyła słabeserce. Zwróciła się do mnie, obracając w palcach niebieski plastykowywidelec, który dostałem do żeberek. - Gdyby pan znał mojego ojca, panie Abbey, wiedziałby pan,dlaczego jestem taka czuła.na tym punkcie.Ojciec był wyjątkowo zamknięty wsobie.Poza matką i panią Lee, jego jedynym prawdziwym przyjacielem był Dan -uśmiechnęła się i skinęła głową w strona sklepikarza, który wzruszył ramionami iskromnie spuścił wzrok na łopatka - i może jeszcze para osób z miasta.Wszyscygo znali i lubili, ale on nie znosił być na widoku i robił wszystko, żeby tegouniknąć. Dan słysząc to, odezwał się, ale tylko do Anny: - Najbardziej lubił przyjść do mnie do sklepu i siąść razem żemną za 1adą.masarską, na takim drewnianym stołku jak te, co mam na zapleczu.Czasami, jak ktoś z personelu nie przyszedł do pracy, siadał za kasą. Co za początek do mojej biografii! France siedzący przy kasie wsklepie Dana w Galen! Nawet jeżeli książka nie miałaby dojść do skutku, wielkąfrajdą było dla mnie siedzieć tu w towarzystwie ludzi, którzy stanowili częśćjego życia.Zazdrościłem im wszystkim nieprzytomnie. - Łatwo było poznać, kiedy siedzi u ciebie na zapleczu, Dan.Wsklepie nie było obsługi. Dan poskrobał się po głowie i puścił do nas oko.Zaczęło mnienurtować uporczywe pytanie.Patrzyłem oto na krępego grubasa, sklepikarza, któryspędził całe lata w towarzystwie mojego idola.O czym oni mogli z sobąrozmawiać? O baseballu? O babach? O tym, kto się wczoraj schlał w remizie? Byłoto myślenie wstrętne i niegodne, ale dlaczego chociaż na jedno popołudnie niemogłem zająć jego miejsca za ladą masarską? Jedno popołudnie pogaduszek o dupieMaryni z Marshallem France'em, a może także o książkach, o wyobraźni.opostaciach z jego utworów. - No, przyznaj się, Marshall, jak wpadłeś na pomysł (wypełnićmiejsce wykropkowane)? Na to on opierałby się plecami o udźce jagnięce i mówiłcoś w tym stylu: - Kiedy byłem mały, poznałem połykacza noży. Potem nastawilibyśmy radio, żeby wysłuchać sprawozdania z meczupiłkarskiego w tym półsennym, rozluźnionym nastroju, w którym mężczyźni zwyklegawędzą i spoglądają w dal.Omawialibyśmy przeciętną celnych uderzeń StanaMusiala albo nowy traktor Freda. Pogrążony w marzeniach o rozmowie z France'em, usłyszałem naglęgłos Saxony: "coś tam - coś tam - coś tam - Stephena Abbe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]