[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nadal lecieliśmy do przodu w nienaruszonejprzestrzeni. - Wśród wielu wariantów omawialiśmy.również i takąsytuację, kiedy Niszczyciele będą starali się zwabić nas w pułapkę - odezwał sięOsima.- Czy nie wydaje się panu, admirale, że mamy do czynienia z tym właśniewariantem? Allan przekazał mi wiadomość, że Pomarańczowa działa naderenergicznie i jedynie na naszym kursie nie ma żadnych oznak jej aktywności.Przypuszczenie Osimy stawało się bardzo prawdopodobne.A jednak nie mogłem w nieuwierzyć.Trzeba było dysponować potęgą większą od naszej, odwagą graniczącą zszaleństwem, aby bez oporu wpuścić na swe terytorium trzy gwiazdoloty po tym,czego tam dokonał samotny "Pożeracz Przestrzeni". - Na razie wszystko idzie zgodnie z planem odpowiedziałemOsimie.- Niszczyciele zostali zaskoczeni. Przemknęliśmy obok samotnych, peryferyjnych gwiazd inareszcie znaleźliśmy się w centrum Perseusza.Na ekranach odbiorników falprzestrzennych ujrzeliśmy mnóstwo świetlnych punkcików, które przybliżały się,mnożyły i rosły.To statki Leonida nie czekając na rozkaz spieszyły w rejondokonanego przez nas wyłomu.Przestrzeń nadal była spokojna i bez śladuzakłóceń. - Wygląda na to, że przeciwnik stracił głowę i przegapiłostatnią szansę na skuteczne przeciwdziałanie - powiedział Romero, a Osima tylkoze zdumieniem pokiwał głową. Wyczerpany napięciem ostatnich godzin zdrzemnąłem się wfotelu.Przyśnił mi się koszmarny sen, pierwszy z serii zadziwiającychwidziadeł, które tak często później mnie nawiedzały. Znalazłem się w ogromnej sali, pokrytej kopułą usianągwiazdami.Ale to był ekran.Doskonale wiedziałem, że oglądam projekcję gwiazdna suficie, a nie same gwiazdy.Stałem pod ścianą sali, potem zacząłem wzdłużniej iść, później biec.Biegłem po okręgu, którego średnica ciągle sięzmniejszała, i po spirali zbliżałem się ku środkowi hali, dokąd nie chciałemiść, bo tam między podłogą a stropem unosiła się w powietrzu półprzezroczystakula.Nie wiadomo dlaczego bałem się tej kuli, a jednocześnie coś mnie znieodpartą siłą ku niej popychało.Aby tylko na kulę nie patrzeć, wzniosłem oczyku sufitowi i ujrzałem na nim wśród jaskrawych gwiazd jaśniejsze od nich punkty,nerwowo miotające się w przestrzeni.Wiedziałem, że były to statki naszej floty.Allan uparcie szturmował skupiska i z równym uporem odrzucano go na zewnątrz. - Zdaje się, że trafiłem we śnie do sali obserwacyjnejZływrogów - powiedziałem po przebudzeniu do towarzyszy.- Pawle, pan jakokronikarz wyprawy powinien zainteresować się idiotycznymi widziadłami, którenawiedzają jej dowódcę. - Rzeczywistość jest gorsza od koszmarnego snu - odparłponurym głosem Osima.- Proszę zapoznać się z depeszą Allana. MUK przekazał, że statki Allana, które przebyły jużwiększość przetartej przez nas trasy, natknęły się nagle na metrykęnieeuklidesową i zostały zmuszone do powrotu.Wrota rozwarte dla trzechgwiazdolotów zatrzasnęły się przed pozostałymi statkami floty. - Druga nowina jest jeszcze ciekawsza-mruknął Romero.-Proszę spojrzeć na ekran. Spojrzałem i serce we mnie zamarło.Krążowniki wrogabłyskawicznie brały nas w szyk sferyczny. - Około dwustu okrętów przeciwko trzem - powiedział Osima.- Mają przed nami respekt, admirale! - Jeszcze raz się przekonają, że gołymirękami nie sposób nas wziąć.Alarm bojowy dla "Cielca", "Psa Gończego" i"Woźnicy"! Pomknęliśmy na spotkanie eskadr przeciwnika. .12. - Paskudna historia - powiedział Romero ziewając.A conajgorsze, nie widzę żadnego wyjścia z sytuacji. Minęło już wiele dni od chwili, kiedy rzuciliśmy się naprzeciwnika, a do starcia ciągle nie dochodziło.Atakowane statki uciekały, anas z kolei dopędzały te, od których staraliśmy się oddalić.Kiedy zwracaliśmysię ku nim, uciekały i one.Taktyka wroga była oczywista: nie wypuszczali nas,ale do walki nie chcieli dopuścić. - Gdyby choć jedna nieaktywna gwiazda się odezwała! -wykrzyknąłem ze złością.- Czyżby w skupisku nie było już żadnego słońcazamieszkanego przez Galaktów? Romero milczał, ale wiedziałem, o czym myśli: przybyliśmytu nie jako turyści, lecz oswobodziciele pokrewnych narodów, którym przydarzyłosię nieszczęście.Teraz sami byliśmy w trudnej sytuacji, a osłabłe cywilizacjenie mogły nam pomóc. Coraz bardziej przygnębiała nas różnica między tym, codziało się w czasie lotu "Pożeracza Przestrzeni" a tym, z czym spotkaliśmy sięobecnie.Wtedy nieaktywne gwiazdy, które nie potrafiły zmieniać metrykiprzestrzeni, uporczywie przestrzegały nas przed niebezpieczeństwem, cieszyły sięz naszych sukcesów.Teraz przestrzeń była martwa.Nieustannie, całą mocą naszychgeneratorów, poszukiwaliśmy przyjaciół, ale przyjaciele nie chcieli się odezwać,powiedzieć, gdzie ich szukać. - Za sferą krążowników wroga widać ciemnego karła -zameldował Osima.- Jeżeli go zdobędziemy, zyskamy swobodę manewru. - Proszę wezwać dowódców statków.Naradzimy się -rozkazałem. Osima rozkazał statkom wyhamować się w przestrzeńeinsteinowską.Wkrótce "Woźnica" i "Pies Gończy" pojawiły się na ekranachurządzeń optycznych.Zatrzymaliśmy się w swym ponadświetlnym biegu, a wraz znami zamarły w oddali krążowniki wroga
[ Pobierz całość w formacie PDF ]