[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Czterysta kiamów - oznajmił bez osłonek. Hilbert wyjął trzęsącymi się rękoma portfel.Odliczyłpieniądze i wręczył je z nieskrywaną odrazą policjantowi.Imam wykrzyczał słabymgłosem oświadczenie.Wieść rozeszła się szybko wśród ciżby i zepsucie porannejrozrywki jeszcze bardziej rozwścieczyło gapiów.- Bierz ją i odejdź stąd szybko- poradził Hilbertowi oficer policji.- Nie zdołamy cię ochronić, a tłum ogarniawściekłość. Hilbert skinął głową.Chwycił Jehan za cienki przegub ipociągnął za sobą.Zapytała go o coś po arabsku, ale nie umiał jej odpowiedzieć.Przepychali się przez groźny tłum, obrzucani co chwila kamieniami.Hilbertzastanawiał się, co uczynił, czy ujdą z życiem z dziedzińca meczetu.To jegozamiłowanie do młodych kobiet - w Getyndze był z tego znany - czy tylko ono nimpowodowało? Czy zdecydował się uratować dziewczynę i zabrać ją do Niemiecpodświadomie? A może zrobił to z bardziej szlachetnych pobudek? Nigdy się tegonie dowie.Zaszokował sam siebie: usiłując rozpaczliwie osłonić dziewczynę isiebie przed spadającymi na nich z tłumu ciosami, myślał tylko o tym, jakwytłumaczy się z tej dziewczyny swojej żonie Kathe i Clarchen, W roku 1957, dawno po zakończeniu IIwojny światowej, Jehan Fatima - Ashufi miała pięćdziesiąt osiem lat i mieszkaław Princeton, w stanie New Jersey.Tak się złożyło, że na ostatnie lata swegożycia przybył tam też Albert Einstein i zanim zmarł w roku 1955, spędzili w jegodomu wiele miłych wieczorów.Z początku Jehan próbowała dyskutować z Einsteinemna temat fizyki kwantowej; powtórzyła mu odpowiedź Heisenberga na jego sprzeciwwobec poglądu, że Bóg gra wszechświatem w kości.Einstein nie sprawiał wrażeniaubawionego i od tej pory tematem ich rozmów były już tylko nostalgicznewspomnienia lepszych czasów w Niemczech, przed dojściem do władzy nazistów. Tego jednak popołudnia Jehan słuchała pewnego młodegoczłowieka czytającego swoją godną uwagi pracę doktorską.Nazywał się HughEverett i twierdził, że istnieje wyjaśnienie wszystkich paradoksów światakwantów, proste, ale dziwaczne na nie spojrzenie.Jego nowa hipoteza obejmowałainterpretację kopenhaską i wyjaśniała wszystkie zarzuty, jakie mogliby podnosićfizycy o mniej otwartych umysłach.Przede wszystkim stwierdzał, iż mechanikakwantowa pozwala na przewidywanie zjawisk, które jest niezmiennie prawidłowe poporównaniu ich z danymi uzyskiwanymi eksperymentalnie.Nie było już wątpliwości,że fizyka kwantowa m u s i być konsekwentna i słuszna.Kłopot polegał na tym, żeteoria kwantów zaczynała prowadzić do nieeleganckich wniosków.Sam Einstein,wraz z Podolskim i Rosenem, zaproponował eksperyment myślowy, który zdawał sięwymagać odpowiedzi przeczącej surowym rygorom względności.Praca Everettazażegnywała tę sprzeczność.Eliminowała paradoks kota Schrodingera, w którym kotw pudełku reprezentuje tylko kwantową funkcję falową, czyli nie jest ani żywy,ani martwy, dopóki jakiś obserwator nie zajrzy do pudełka, żeby stwierdzić, wjakim stanie znajduje się kot.Everett wykazał, że kot nie jest tylko widmowąfunkcją falową.Everett twierdził, że funkcje falowe nie "zapadają się"wybierając jedną lub drugą możliwość.Utrzymywał, iż proces obserwacji wybierajedną rzeczywistość, ale inna rzeczywistość istnieje nadal na swoich własnychprawach i jest tak samo "realna" jak nasz świat.Cząstki nie wybierają sobietorów w sposób przypadkowy - wybierają dla każdej opcji każdy z torów wosobnych, nowo odgałęzionych światach.Oczywiście na poziomie cząsteczkowymoznacza to ogromną liczbę rozgałęzień następujących w każdym danym momencie.Jehan wiedziała, że ta niemal metafizyczna teoria spotka się z chłodnymprzyjęciem większości fizyków, ale miała swoje specjalne powody, aby przyklasnąćjej gorąco.Wyjaśniała przecież jej wizje.Przez mgnienie oka zaglądała wokreślone odgałęzienie, które miało być dla niej "realne", jak również wodgałęzienia, które będą "realne" dla innych wersji jej samej, jej duplikatówżyjących w niezliczonych światach równoległych.Teraz, słuchając Everetta,uśmiechnęła się.Na sali wykładowej ujrzała innego młodzieńca w koszulce znapisem: "Wigner: Bądź łaskaw poprosić swojego przyjaciela, żeby nakarmił megokota? Dziękuję, Schrodinger".Rozbawiło ją to. Kiedy Everett skończył czytać, Jehan czuła się dobrze; niebył to spokój, przypominało to bardziej ulgę, jakiej doznaje się po znalezieniudowodu, który od dawna miało się na końcu języka.Jehan wróciła myślami dozakrętów i bocznych torów znaczących jej życie od tamtego świtu w zaułku wBudayeenie.Uśmiechnęła się znowu, tym razem ze smutkiem, wciągnęła w piersihaust powietrza i wypuściła je.Ilu rzeczy dokonała, ile przeżyła! To byłydługie, dziwne żywoty.Pozostawało tylko jedno pytanie: ile jeszczeniezliczonych przyszłości musi wynaleźć, utkać z niematerialnych zasobów tejwłaśnie chwili? Siedząc tu - w niektórych ze światów - Jehan wiedziała, że teprzyszłości dzieją się bez jej woli, bo nie potrzebują jej przyzwolenia.Nieczekała na to, kiedy nastanie dzień jutrzejszy, ale k t ó r e to będzie jutro. Jehan widziała je wszystkie, ale nadal nic nie rozumiała.Pomyślała: Chińczycy mawiają, że podróż na odległość tysiąca li zaczyna się odjednego kroku.Jakże to krótkowzroczne! Od jednego kroku, albo nawet od jednegonie postawionego kroku, zaczyna się t y s i ą c podróży po tysiąc li każda.Siedziała na swym krześle, dopóki sali wykładowej nie opuścił ostatni słuchacz.Wtedy wstała powoli, przezwyciężając ból w plecach i kolanach, i postawiła krok.Wyobraziła sobie miriady lustrzanych Jehan stawiających ten krok wraz z nią imiriady takich, które go teraz nie stawiają.I w każdym z tych światówunoszących się w rzece czasu był to krok w inną przyszłość. W końcu nie było co do tego żadnychwątpliwości: świtało.Jehan zacisnęła palce na rękojeści kindżału ojca i poczuładreszcz podniecenia.Dziwne słowa przemknęły jej przez głowę.- ZasadaNieokreślonerga Heisenbości - wymamrotała śpiesząc już ku wylotowi zaułka.Niebała się.przekład : Jacek Manicki powrót
[ Pobierz całość w formacie PDF ]