[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wskazywa³em palcem na domy, na koœció³, nachodnik.Wskazywa³em na ludzi.Wskazywa³em na wszystko.Pochwyci³em te¿ odwa¿niedwie osoby, napêdzaj¹c im chyba wielkiego stracha.Poczu³em ich cia³a.Bylitak prawdziwi, jak wszystko, co uwa¿a³em za prawdziwe.Nie wytwarzali jedynieenergii.Nic w tym mieœcie nie wytwarza³o energii.Wszystko wydawa³o siê rzeczywistei normalne, a jednak by³ to sen.Obróci³em siê do kobiety, która trzyma³a mnie za ramiê, i zapyta³em j¹ o to.– Œnimy – odpar³a swym chrapliwym g³osem i zachichota³a.– Ale jak ci ludzie i te wszystkie rzeczy woko³o mog¹ byæ tak prawdziwi, taktrójwymiarowi?– Oto tajemnica zamierzania w drugiej uwadze! –wykrzyknê³a nabo¿nie.– Ci ludziedoko³a s¹ tak prawdziwi, ¿e nawet potrafi¹ myœleæ.To by³ ostatni cios.Nie chcia³em pytaæ ju¿ o nic wiêcej.Chcia³em zapomnieæsiê w tym œnie.Potê¿ne szarpniêcie za ramiê przywróci³o mi œwiadomoœæ.Doszliœmyju¿ do placu.Kobieta sta³a i stara³a siê posadziæ mnie na ³awce.Gdy usiad³emna niej i nie poczu³em jej pod sob¹, wiedzia³em, ¿e znalaz³em siê w opa³ach.Zacz¹³em wirowaæ.Pomyœla³em, i¿ lecê w górê.Przez u³amek sekundy widzia³emulotny obraz parku, jakbym spogl¹da³ na niego z góry.– To jest to! – wrzasn¹³em.Pomyœla³em, ¿e umieram.Przesta³em wirowaæ w górê; teraz spada³em po spiraliw czarn¹ otch³añ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]