[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jaszczurka ognistarozłożyła skrzydła starając się utrzymać równowagę. Lord Corman z Keroon przytknął palce do dużego nosa iwysmarkał go energicznie.Miał nieprzyjemny zwyczaj odtykania uszu właśnie w tensposób. - Stary głupiec.Zobaczycie, będzie używał pędraków.Będzieich używał.Nie może się po prostu pogodzić z myślą, że nic nie wyjdzie zwyprawy na Czerwoną Gwiazdę.Groghe to żołnierz.Nie potrafi zaszyć się wWarowni i czekać na zakończenie oblężenia.Lubi atakować, zmieniać wszystko naswój sposób. - Weyry doceniają twe wysiłki, Lordzie Cormanie zacząłF'lar. Mężczyzna parsknął tylko.Ponownie odetkał uszy, po czymmachnął ręką bagatelizując słowa F'lara. - Zdrowy rozsądek.Chronić ziemię.Nasi przodkowie byli odnas znacznie mądrzejsi. - Nie jestem taki pewien - powiedział z uśmiechem Asgenar. - Za to ja tak, młody przyjacielu - odparł stanowczoCorman, po czym dodał z wyraźnym wahaniem.- Jak się czuje F'nor? L.nie jestempewien, czy dobrze pamiętam.Canth? Dni kiedy F'lar unikał bezpośredniej odpowiedzi minęły.Najego twarzy pojawił się uspokajający uśmiech. - Wstał z łóżka.Wciąż jeszcze jest bardzo osłabionypowiedział, wiedział jednak, że F'nor do końca życia będzie miał szramy napoliczkach, gdzie cząsteczki gazów przeżarły się do kości.- Skrzydła Canthagoją się, tyle że nowa błona rośnie bardzo wolno.Gdy wrócili, wyglądał, jakświeży kawał mięsa.Cały był poparzony, jedynie tam, gdzie leżał F'nor skórabyła cała.Wszyscy w Weyrze skaczą wokół niego, gdy go coś zaswędzi i poprosi,by go natrzeć olejkiem.A to duży smok.- F'lar roześmiał się na wspomnienieCantha terroryzującego cały Benden, chciał również uspokoić Cormana, którysłuchając długiej listy obrażeń, nie miał zbyt tęgiej miny.- Zatem bestiabędzie latać. - Taką mamy nadzieję.Będzie też walczyła z Nićmi i to zwiększym zapałem, niż ktokolwiek z nas. Corman spojrzał bystro na F'lara. - Rozumiem, że zapełnienie pędrakami całego kontynentuzajmie wiele Obrotów.Ten las - wskazał ręką na plantację - kawałek równiny umnie, w Keroon, jedna dolina w Telgarze zużyła wszystki pędraki, które możnabyło bezpiecznie zabrać tego Obrotu z Południowego.Umrę, nim praca zostanieukończona.Jednakże, co smoczy jeźdźcy zamierzają zrobić.w dniu, w którymwszystkie ziemie zyskają ochronę pędraków? F'lar spojrzał spokojnie w oczy Lorda Keroon, po czymuśmiechnął się do Asgenara, który wpatrywał się w niego wyczekująco.Zaczął sięcicho śmiać. - Sekret cechowy - powiedział.Zobaczył, jak na twarzyAsgenara pojawia się wyraz rozczarowania.- Rozchmurz się, człowieku - klepnąłgo przyjaźnie po ramieniu.- Pomyśl tylko.Wierz mi, nie muszę ci mówić, cosmoki robią najlepiej. W odpowiedzi na jego wezwanie Mnementh wylądował ostrożniena małej polance.F'lar zapiął przed lotem mundur. - Smoki przenoszą się z miejsca na miejsce skuteczniej, niżcokolwiek innego na Pernie, dobrzy Lordowie Warowni.Szybciej, dalej.Całypołudniowy kontynent czeka na nas, czeka, by go odkryć.Gdy tylko zakończy sięPrzejście, a ludzie odpoczną nieco.A poza tym są na naszym niebie planety,które trzeba odwiedzić. Szok i przerażenie odmalowały się na twarzach dwóch Lordów.Obaj mieli już jaszczurki, gdy F'nor i Canth postawili krok pomż~dzy planetami;wiedzieli więc dokładnie, co się wydarzyło. - Nie mogą być aż tak niegościnne, jak Czerwona Gwiazda -powiedział F'lar. - Miejsce smoków jest na Pernie! - powiedział Corman ioczyścił nos dla podkreślenia swych słów. - Nie mylisz się, Lordzie Cormanie.Wiedz, że w WeyrachPernu zawsze będą smoki.To przecież, mimo wszystko, ich dom.- F'lar uniósłrękę w geście powitania i pożegnania, a spiżowy Mnementh wzbił się w powietrze.K O N I E C
[ Pobierz całość w formacie PDF ]