[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.CytatGUSTAWJa! nic nie potrzebujê, jest potrzebnych tylu!(³owi ko³o œwiecy motyla)A tuœ mi, panie motylu!(do Ksiêdza, pokazuj¹c motyla)Ten migaj¹cy wko³o oæmy rój skrzydlatyZa ¿ycia gasi³ ka¿dy promyczek oœwiaty,Za to po strasznym s¹dzie ciemnoœæ ich zagarnie;Tymczasem z potêpion¹ b³¹kaj¹c siê dusz¹,Chocia¿ nie lubi¹ œwiat³a, w œwiat³o lecieæ musz¹,To s¹ dla ciemnych duchów najsro¿sze mêczarnie!Patrzaj, ów motyl, strojny barwionymi szaty,By³ jakiœ królik albo pan bogaty,I wielkim skrzyde³ roztworemZaciemia³ miasta, powiaty.Ten drugi, mniejszy, czarny i pêkaty,By³ ksi¹¿ek g³upim cenzoremI przelatuj¹c sztuk nadobne kwiaty,Oczernia³ ka¿d¹ piêknoœæ, któr¹ tylko zoczy³,Ka¿d¹ s³odkoœæ zatrutym wysysa³ ozoremAlbo przebija³ do ziemi œrodka,I nauk ziarno z samego zarodkaGadziny zêbem roztoczy³.Ci znowu, w licznym snuj¹cy siê gwarze,S¹ dumnych pochlebnisie, czernide³ pisarze.Na jakie pan ich gniewa³ siê zagony,Tam przeklêta chmura leci,I czy ledwie wschodz¹ce, czy dojrza³e plonyJako sarañcza wybija.Za tych wszystkich, moje dzieci,Nie warto zmówiæ i Zdrowaœ Maryja.S¹ inne, s³uszniej godne litoœci istoty,A miêdzy nimi twoi przyjaciele, ucznie,Których ty wyobraŸni¹ w górne pchn¹³eœ loty,Których wrodzony ogieñ podnieca³eœ sztucznie.Jak¹, ¿yj¹c, pokutê mieli za swe winy,Oznajmi³em, wiecznoœci przest¹piwszy progi:¯ycie moje œcisn¹³em w krótkie trzy godzinyI znowu wycierpia³em dla twojej przestrogi.Im wiêc nieœ ulgê proœb¹ i mszaln¹ ofiar¹;Dla mnie oprócz wspomnienia nic wiêcej nie proszê.Za grzech mój ¿ycie by³o dostateczn¹ kar¹,A dziœ, nie wiem, nagrodê czy pokutê znoszê.Bo kto na ziemi rajskie doznawa³ pieszczoty,Kto znalaz³ drug¹ swojej po³owê istoty,Kto nad œwieckiego ¿ycia wylatuj¹c krañce,Dusz¹ i sercem gubi siê w kochance,Jej tylko myœl¹ myœli, jej oddycha tchnieniem,Ten i po œmierci równie¿ w³asn¹ bytnoœæ traci,I przyczepiony do lubej postaci,Jej tylko staje siê cieniem.Jeœli, ¿yj¹c, œwiêtemu by³ uleg³y panu,Niebiesk¹ z nim chwa³ê dzieli;Albo ze z³ym do wiecznej str¹cony topieli,Jest bolesnego wspólnikiem stanu.Na szczêœcie Bóg miê zrobi³ poddanym anio³a,Dla niej i dla mnie przysz³oœæ œmieje siê weso³a.Tymczasem, jak cieñ b³¹dz¹c przy kochanych wdziêkach,Bywam albo w niebiosach, albo w piek³a mêkach.Gdy ona wspomni, westchnie i ³ezkê wyleje,Zbli¿am siê do usteczek, bia³y w³os rozwiejê,Zmieszam siê z odetchnieniem i przeniknê ciebie,I jestem w niebie!Lecz kiedy!.oh, czujecie, wy, coœcie kochali!Jakim zawiœæ ogniem pali!.D³ugo jeszcze po œwiecie b³¹kaæ siê potrzeba,A¿ j¹ Bóg w swoje objêcie powo³a;Natenczas œladem lubego anio³aI cieñ mój b³êdny wkradnie siê do nieba.(zegar zaczyna biæ)(œpiewa)Bo s³uchajcie i zwa¿cie u siebie,Ze wed³ug bo¿ego rozkazu:Kto za ¿ycia choæ raz by³ w niebie;Ten po œmierci nie trafi od razu.(zegar koñczy biæ, kur pieje, lampa przed obrazem gaœnie, Gustaw znika)CHÓRBo s³uchajmy i zwa¿my u siebie,¯e wed³ug bo¿ego rozkazu:Kto za ¿ycia choæ raz by³ w niebie,Ten po œmierci nie trafi od razu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]