[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Daruj, luba Aldono! dzisiaj chcê w domu pozostaæ,Dzisiaj o wszystkim zapomnê, dzisiaj bêdziemy dla siebie,Czym bywaliœmy dawniej; jutro.>> - i nie œmia³ dokoñczyæ.Jaka radoœæ Aldonie! zrazu myœli nieboga,¯e siê Walter odmieni, bêdzie spokojny, weso³y,Widzi go mniej zamyœlonym, w oczach wiêcej ¿ywoœci,W licach dostrzega rumieniec.Walter u nóg AldonyCa³y wieczór przepêdzi³; Litwê, Krzy¿aków i wojnêRzuci³ na chwilê w niepamiêæ, mówi³ o czasach szczêœliwychSwego do Litwy przybycia, pierwszej z Aldon¹ rozmowy,Pierwszej w dolinie przechadzki, i o wszystkich dziecinnych,Ale sercu pamiêtnych, pierwszej mi³oœci zdarzeniach.Za có¿ tak lube rozmowy s³owem <<jutro>> przerywa? -I zamyœla siê znowu, d³ugo na ¿onê pogl¹da,£zy mu siê krêc¹ w oczach, chcia³by coœ wyrzec i nie œmie.Czyli¿ dawne uczucia, szczêœcia dawnego pami¹tkiNa to tylko wywo³a³, aby siê z nimi po¿egnaæ?Wszystkie rozmowy, wszystkie tego wieczora pieszczotyCzyli¿ bêd¹ ostatnim blaskiem œwiecznika mi³oœci?.-Darmo siê pytaæ, Aldona patrzy, czeka niepewnaI wyszed³szy z komnaty jeszcze przez szpary pogl¹da.Walter wino nalewa³, mnogie wychyla³ pucharyI wajdelotê starego na noc u siebie zatrzyma³.S³oñce ledwo wschodzi³o, têtni¹ po bruku kopyta,Dwaj rycerze z tumanem rannym spiesz¹ siê w góry.Wszystkie by stra¿e zmylili, jednej nie magli omyliæ.Czujne s¹ oczy kochanki, zgad³a ucieczkê Aldona!Drogê w dolinie zabieg³a; smutne to by³o spotkanie.<<Wróæ siê, o luba, do domu; wróæ siê, ty bêdziesz szczêœliwa,Mo¿e bêdziesz szczêœliwa, w lubej rodziny objêciach;Jesteœ m³oda i piêkna, znajdziesz pociechê, zapomnisz!Wielu ksi¹¿¹t dawniej o tw¹ stara³o siê rêkê;Jesteœ wolna, jesteœ wdow¹ po wielkim cz³owieku,Który dla dobra ojczyzny wyrzek³ siê - nawet i ciebie!Bywaj zdrowa, zapomnij; zap³acz niekiedy nade mn¹:Walter wszystko utraci³, Walter sam jeden pozosta³Jako Wiatr na pustyni; b³¹kaæ siê musi po œwiecie,Zdradzaæ, mordowaæ i potem gin¹æ œmierci¹ haniebn¹.Ale po latach ubieg³ych imiê Alfa na nawoZabrzmi na Litwie i kiedyœ z ust wajdelotów pos³yszyszCzyny jego; natenczas, luba, natenczas pomyœlisz,¯e ów rycerz straszliwy, chmur¹ tajemnic okryty,Jednej tobie znajomy, twoim by³ kiedyœ ma³¿onkiem,I niech dumy uczucie bêdzie pociech¹ sieroctwa>>.S³ucha w milczeniu Aldona, chocia¿ nie s³yszy ni s³owa.<<Jedziesz, jedziesz!>> - krzyknê³a i zatrwo¿y³a siê samaS³owem <<jedziesz>>, to jedno s³awo brzmia³o w jej uchu;Nic nie myœli³a, o niczym pomnieæ nie mog³a; jej myœli,Jej pami¹tki, jej przysz³oœæ, wszystko spl¹ta³o siê t³umnie.Ale sercem odgad³a, ¿e niepodobna powracaæ,¯e niepodobna zapomnieæ; oczy zb³¹kane toczy³a,Kilka razy Waltera dzikie spotka³a wejrzenie;W tym wejrzeniu ju¿ dawnej nie znajdowa³a pociechyI zdawa³a siê szukaæ czegoœ nowego, i wko³oOgl¹da³a siê znowu, wko³o pustynie i lasy;W œrodku lasu samotna b³yszczy za Niemnem wie¿yca,By³ to klasztor zakonnic, chrzeœcijan smutna budowa.Na tej wie¿ycy spoczê³y oczy i myœli Aldony,Jak go³¹bek, porwany wiatrem œród morskiej topieli,Pada na maszty samotne nieznajomego okrêtu.Walter zrozumia³ Aldonê, uda³ siê za ni¹ w milczeniu,Opowiedzia³ swój zamiar, taiæ przed œwiatem nakaza³I u bramy - niestety! straszne to by³o rozstanie.Alf z wajdelot¹ pojecha³, dot¹d nic o nich nie s³ychaæ.Biada, biada, je¿eli dot¹d nie spe³ni³ przysiêgi;Jeœli zrzek³szy siê szczêœcia, szczêœcie Aldony zatruwszy.Jeœli tyle poœwiêci³ i dla niczego poœwiêci³.Przysz³oœæ resztê poka¿e.Niemcy, skoñczy³em piosenkê
[ Pobierz całość w formacie PDF ]