[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Włożyłam uświnione i mokre rzeczy do plastikowej torby, którą następnie szczelnie zamknęłam i upchnęłam w plecaku.Gdyby tylko ciuchy któregoś z zabitych pasowały na mnie i nadawały się jeszcze do noszenia, od razu wyrzuciłabym swoje, ale w takim stanie rzeczy musiałam zachować je i uprać przy pierwszej okazji - kiedy tylko dojdziemy do następnej wodnej stacji albo sklepu z wydzieloną pralnią.Wprawdzie przy trupach znaleźliśmy też trochę gotówki, jednak mądrzej będzie wydać ją na potrzebniejsze zakupy. W sumie przy całej czwórce napastników znaleźliśmy około dwu i pół tysiąca dolarów - oraz dwa noże, które można było sprzedać albo dać nowym dziewczynom, i pukawkę.Podczas napaści wyciągnął ją mężczyzna, którego zastrzelił Harry.Okazało się, że to dziewięciomilimetrowa beretta, tyle że brudna i bez jednego naboju.Właściciel nie miał do niej amunicji, ale może da się ją gdzieś dokupić - może nawet od Bankole'a.Na to na pewno warto wydać pieniądze.W kieszeni tego, co rzucił się na mnie, znalazłam też kilka sztuk biżuterii: dwa złote pierścionki, kolię z gładkich błękitnych kamieni, chyba z lazurytu, i jeden kolczyk, który okazał się radiem.Radio sobie zatrzymamy.Będziemy mieć wiadomości, co się dzieje na świecie, dalej od autostrady.Dobrze, że skończy się to kompletne odcięcie od informacji.Ciekawe, kim była ofiara, której mój bandzior je odebrał. Wszyscy czterej mieli schowane gdzieś przy sobie małe plastikowe pudełka na pigułki.Dwa były puste, ale w pozostałych dwu zostało jeszcze po parę tabletek.A więc to tak: nie mieli ze sobą żadnych zapasów żywności ani wody, nie byli porządnie uzbrojeni, za to kiedy tylko mogli, kradli prochy albo pieniądze na prochy.Ćpuny.Ciekawe, co najchętniej brali.Piro? Pierwszy raz od wielu dni przypomniał mi się mój brat Keith.On też handlował tymi okrągłymi fioletowymi pigułkami, które znajdowaliśmy przy wszystkich, którzy na nas napadali? I przez to zginął? Kilka mil dalej na autostradzie minęliśmy się z policją; radiowozy jechały na południe, w stronę tamtej wioski, z której do tej pory musiały zostać jedynie wypalone kikuty domów i mnóstwo trupów.Może gliniarzom uda się jeszcze zgarnąć paru spóźnionych szperaczy.A może sami co nieco poszabrują.Albo tylko rzucą na wszystko okiem i odjadą.Na co zdała się policja, kiedy paliło się nasze sąsiedztwo? Psu na budę. Kobiety, które odkopaliśmy spod gruzów, chcą zostać z nami.Nazywają się Allison i Jillian Gilchrist i rzeczywiście są siostrami.Allison ma dwadzieścia cztery lata, a Jillian o rok więcej; są biedne i uciekły przed losem prostytutek.Alfonsem chciał być ich rodzony ojciec.Poprzedniej nocy schroniły się w domu, który się potem zawalił, ponieważ stał pusty.Sprawiał wrażenie od dawna opuszczonego. - Opuszczone domy to pułapki - tłumaczyła im Zahra podczas marszu.- Tu, na takim pustkowiu, ściągają do nich najprzeróżniejsze typy. - Nas nikt nie zaczepiał - odezwała się Jill.- Tak samo, jak nikt nam nie pomógł, kiedy później dom runął - dopóki wy się nie zjawiliście. - Miałyście dużo szczęścia - zwrócił się do niej Bankole, który nadal był z nami i szedł obok mnie.- Tutaj nieczęsto ludzie są skorzy do pomocy. - Wiemy o tym - przyznała Jill.- I jesteśmy wam wdzięczne.Skoro już o was mowa, to kim jesteście? Harry przesłał jej dziwny półuśmieszek. - Nasionami Ziemi - odpowiedział, zerkając na mnie.Kiedy Harry tak się uśmiecha, trzeba na niego uważać. - A co to takiego? - naturalnie z miejsca zaciekawiła się Jill. Idąc za jego wzrokiem, trafiła na mnie. - Mamy pewne wspólne plany - wyjaśniłam.- Chcemy osiąść na północy i założyć osadę. - Gdzie konkretnie? - chciała wiedzieć Allie. Miała nadal obolałe dziąsła - czułam to dotkliwiej, kiedy zwracałam na nią uwagę.Dobrze chociaż, że prawie przestała już krwawić. - Gdzieś, gdzie znajdzie się praca za pieniądze i gdzie nie trzeba przepłacać za wodę - odpowiedziałam.- W takiej okolicy, gdzie nie będzie z nią specjalnych problemów. - Wody brakuje wszędzie - oznajmiła.- Kim jesteście? - powtórzyła po chwili Jill.- Jakąś sektą czy coś w tym rodzaju? - Po prostu są pewne rzeczy, w które wszyscy wierzymy - odparłam. Obróciła się i spojrzała na mnie z jakąś wrogością. - Według mnie religia jest gówno warta - obwieściła.- Albo jest fałszywa, albo pomylona. Wzruszyłam ramionami. - Nikt was nie zmusza, żebyście zostały z nami.W każdej chwili możecie pójść swoją drogą. - Ale o co konkretnie wam chodzi? - naciskała.- Do czego się modlicie? - Do siebie samych - odpowiedziałam.- A do czegóż by innego? Na moment odwróciła się z odrazą, by zaraz znowu zwrócić się do mnie. - Czy żeby iść z wami, musimy przejść na waszą wiarę? - Nie. - No to wszystko gra! Obróciła się plecami i wysforowała przede mnie, jak gdyby właśnie zyskała jakąś przewagę. Podnosząc głos do takiego tonu, żeby ją zaskoczyć, przemówiłam do jej potylicy: - Dziś ryzykowaliśmy dla was życie. Aż podskoczyła, jednak nie odwróciła się. - Nie jesteście nam za to nic winne - ciągnęłam.- Czegoś takiego się nie kupuje.Ale jeżeli zdecydujecie się wędrować dalej z nami, kiedy wpadniemy w jakieś tarapaty, musicie być przygotowane, że wtedy stajecie po naszej stronie, walczycie i bronicie się przy naszym boku.A więc: wchodzicie w to czy nie? Allie zrobiła w tył zwrot, zesztywniała ze złości.Zatrzymała się naprzeciwko mnie i czekała bez słowa. Nie skręciłam w bok ani nie przystanęłam.Nie pora na schodzenie z drogi.Trzeba przekonać się, jak daleko może posunąć się pod wpływem dumy i gniewu.W jakim stopniu ta uzewnętrzniona wrogość była szczera, a w jakim można ją złożyć na karb bólu? Sprawi nam więcej kłopotu, niż jest tego warta? Gdy już dotarło do niej, że jeśli będę musiała, przejdę przez nią, choćby taranując jak przeszkodę, usunęła mi się z drogi i ruszyła obok, jak gdyby od początku nic innego nie zamierzała. - Zadajemy się z wami tylko dlatego, że to wy nas odgrzebaliście - oznajmiła, po czym westchnęła.- Umiemy sobie radzić w ciężkich czasach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]