[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Myślę, że dałbymradę.Ale czy o to chodzi Lumumbie? Czy nie pomyśli, że przejmując murzyńskislang szydzę z niego, że naśladuję go tak, jak on, być może, naśladujeprofesora? Muszę znać odpowiedź.Wpuszczam moje wężowe macki poprzez wełnistyskalp prosto w szarą galaretę.Do diabła, wielki, czarny człowieku.Już wpierwszym momencie odbieram intensywniejszą wersję osobowości, której ogólnyobraz Lumumba bezustannie emituje - nadmierna duma rasowa, brak zaufania dobiałych, zachwyt nad własnym smukłym, długonogim i muskularnym ciałem.Ale tozaledwie płytkie poglądy - standardowe wyposażenie jego mózgu.Jeszcze niedotarłem do poziomu konkretnych myśli.Nie przedostałem się do właściwego YahyiLumumby, niepowtarzalnej jednostki, której styl muszę sobie przyswoić.Wchodzęgłębiej.Odczuwam nagły wzrost temperatury psychicznej, napływ ciepła, jakgórnik, który pięć mil pod ziemią ryje tunel ku ogniom magmy ukrytej w jądrzeziemi.Wnętrze tego człowieka bezustannie wrze.Odblask wzburzonej duszysugeruje ostrożność, ale ponieważ nie uzyskałem jeszcze niezbędnych danych, idędalej, aż nagły strumień stopionej lawy jego świadomości uderza we mnie zestraszliwą siłą. "Pieprzone żydowskie jajogłowe gówno Boże jak ja nienawidzę tejmałej łysej mamuśki naciąga mnie trzy pięćdziesiąt za stronę powinienem gowyżydzić wybić mu zębole krwiopijca wyzyskiwacz od Żyda by tyle nie wziął założęsię specjalna cena dla czarnuchów na pewno już ja go użydzę to dobre użydzić gona cacy powinienem wybić mu zęby chwycić go za gardło i wcisnąć gębą w śmieci aco gdybym sam napisał ten pierdolony esej pokazał mu ale cholera nie dam rady tocały pieprzony kłopot o matko nie dam rady.Europydes Sofokles Ejskilus kto docholery coś o nich wie zresztą mam inne sprawy na głowie ten mecz z Rudgersami whali jeden na jednego podaj piłkę ty durny palancie to jest to to jest coś dlaLumumby i patrzajcie narody faulowali go jak strzelał ale teraz dochodzi dolinii wielki godny zaufania rozluźniony siedem stóp dziesięć cali wzrostuzdobywca wszystkich rekordów uniwersyteckich kozłuje piłką raz dwa łapie strzał!Lumumba ma dzisiaj znów swój wielki dzień ludzie Europydes Sofokles Ejskilus poco do cholery miałbym coś o nim wiedzieć czy pisać co dobrego mogą przynieśćczarnemu te stare greckie pierdoły na co mogą się przydać w życiu czarnegoprzydać przydać przydać nie mnie chyba tylko Żydom cholera co oni mogą wiedziećczterysta lat niewolnictwa my mamy w głowach co innego mam mu zapłacićdwadzieścia dolców bo nie jestem wystarczająco dobry by sam to napisać ktopowiedział że muszę co to da dlaczego dlaczego dlaczego." Ryczący piec martenowski.Gorąco zwala z nóg.Już wcześniejspotykałem gwałtowne umysły, o wiele groźniejsze niż ten, ale byłem wtedymłodszy, silniejszy i bardziej wytrzymały.Nie mogę poradzić sobie z tą erupcją.Jego obrzydzenie skierowane w moją stronę potęguje jeszcze pogarda dla samegosiebie - w końcu to on potrzebuje mojej pomocy.Stoi jak słup nienawiści.Mojabiedna, osłabiona moc nie może tego znieść.Działa coś w rodzaju automatycznychbezpieczników chroniących mnie przed przeładowaniem - psychiczne receptorywyłączają się.To zupełnie nowe doświadczenie, i bardzo dziwne - zrzucanienadmiernego ładunku, tak jakby odpadały części ciała, uszy, jądra i cała reszta,nie zostawiając nic prócz nagiego torsu. Moje ssawki zanikają, umysł Yahyi Lumumby wymyka się i nie mamjuż do niego dostępu.Chcąc nie chcąc znajduję się w pozycji odwrotnej; oddalamsię od jego wnętrza, czując już tylko powierzchniowe emanacje, a potem nawet ione gasną.Pozostaje szara, strzępiasta wydzielina oznaczająca obecność Lumumby.Różnice zacierają się, wszystko ogarnia mgła.Bumm.Znowu wróciliśmy do punktuwyjścia.Dzwoni mi w uszach, to artefakt nagłej ciszy, głośnej jak piorun.Nowestadium mojego upadku.Nigdy jeszcze mój uścisk nie okazał się tak słaby, nigdynie ześlizgnąłem się tak nagle z czyjegoś umysłu.Podnoszę wzrok, oszołomiony,rozdygotany - cienkie wargi Lumumby są ciasno zaciśnięte.Gapi się na mnie zniesmakiem, nie mając pojęcia o tym, co się właśnie wydarzyło. - Chciałbym dziesięć dolarów zaliczki, resztę dopłaci pan, jakdostarczę pracę.- Mój głos brzmi słabo.Czarny informuje mnie chłodno, że niemoże dać mi dzisiaj pieniędzy.Najbliższego czeku ze stypendium spodziewa się napoczątku przyszłego miesiąca.Mówi, że muszę zrobić to na wiarę.Albo bierzesz,człowieku, albo nie. - A może wyłuskasz piątaka? - pytam.- Jako zaliczkę.Samawiara nie wystarczy.Mam jeszcze wydatki. Wlepia we mnie wzrok.Wyprostowuje się na całą wysokość.Wygląda, jakby miał dziewięć lub dziesięć stóp wzrostu.Bez słowa wyciąga zportfela pięciodolarowy banknot, gniecie go i w pogardzie ciska mi na kolana. - Masz tu być 9 listopada rano. Spoglądam za nim, kiedy kroczy wyniośle.Europydęs, Sofokles,Ejskilus.Siedzę w oszołomieniu, drżący, nadsłuchując dzwonów ciszy.Bumm.Bumm.Bumm.następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]