[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. - Pomieszczenia jeźdźców z przeszłości? - Jaxom byłprzytłoczony rozmiarami swojego odkrycia.A sam zdołał tylko rzucić okiem,pomyślał. - Jeźdźców z przeszłości? - Manora zmarszczyła brwi taknieznacznie, iż Jaxom pomyślał, że mu się tylko zdawało.Przecież ona nigdy niemarszczyła brwi.- Według mnie byli to starożytni jeźdźcy. Gdy weszli do Głównej Jaskini, Jaxom zdał sobie sprawę, żeucichł gwar ożywionych dyskusji.A siedzący przy stole jeźdźcy i kobietyzwrócili wzrok w jego stronę.Jaxom, przywykły do przyglądających mu się ciągleludzi, wyprostował się i ruszył starannie odmierzonymi krokami.Odwracając wolnogłowę, kiwał poważnie i uśmiechał się do tych spośród smoczych ludzi, którychznał osobiście.Ignorował wybuchy śmiechu, gdyż i do tego był przyzwyczajony.Lord Warowni musi zachowywać się z godnością właściwą swej randze, pomyślał,nawet jeśli nie ukończył jeszcze dwunastu Obrotów i znalazł się wśród lepszychod siebie. Było zupełnie ciemno.Wokoło, na skalnych występach przedlegowiskami widział płonące łagodnym światłem smocze oczy.Do jego uszu doszedłprzytłumiony szum powietrza, gdy kilka bestii rozpostarło swe ogromne skrzydła.Spojrzał w górę na Gwiezdne Kamienie; ich czarne kształty odcinały się na tlejaśniejszego nieba, obok dostrzegł gigantyczną sylwetkę stróżującego smoka.Słyszał nawet niespokojne porykiwania zwierząt hodowlanych, które trzymano wzagrodach w głębi niecki.W wodach jeziora odbijały się gwiazdy. Przyśpieszając kroku ponaglił Manorę.Gdy jest ciemno,można zapomnieć o godności, a on jest przeraźliwie głodny.Siedzący przedwejściem do królewskiego Weyru Mnementh wydał z siebie powitalny ryk, a Jaxom,ledwie śmiejąc, spojrzał w górę, na wielkie smocze oko.Spiżowy przymknąłnieznacznie jedną powiekę w zdumiewającej imitacji ludzkiego mrugnięcia. Zaczął się zastanawiać, czy smoki mają poczucie humoru.Wher-strażnik z pewnością nie, pomyślał, a należy przecież do tej samej rodziny. Pokrewieństwo jest bardzo odległe. - Przepraszam? - powiedział zdumiony Jaxom, podnosząc wzrokna Manorę. - Za co, młody Lordzie? - Czyż nie powiedziałaś czegoś? - Nie. Jaxom odwrócił głowę i spojrzał na zwalisty cień smoka,lecz głowa Mnementha była odwrócona.Nagle poczuł zapach pieczonego mięsiwa iponownie przyśpieszył kroku. Gdy wyszli zza zakrętu, przerażonym oczom Jaxoma ukazałosię złote ciało królowej.Opadły go wyrzuty sumienia, jednak smoczyca pogrążonabyła w głębokim śnie; uśmiechała się łagodnie i niewinnie niczym nowe dzieckojego przybranej matki.Odwrócił wzrok bojąc się, że samo spojrzenie zbudzi ją iw tym momencie zobaczył wpatrzone w siebie twarze dorosłych siedzących przystole.To ponad jego siły.Spodziewał się F'lara, Lessy i Lytola i Felessana,lecz byli tu także Mistrz Kowali i Mistrz Harfiarzy. Jedynie dzięki żmudnym ćwiczeniom zdołał odpowiedziećdwornie na powitania.Nim zdążył się zorientować, Manora wraz z Lessąpośpieszyły mu z pomocą. - Lytolu, ani słowa.Dzieciak musi najpierw coś zjeść -powiedziała stanowczo Władczyni Weyru, naciskając delikatnie na ramię Jaxoma, byzajął puste miejsce u boku Felessana.Młodszy chłopiec uniósł głowę i starałsię, między jedną łyżką a drugą, przekazać mu bezsłowną wiadomość, lecz napróżno.Lessa kontynuowała.- Jaxom nie jadł posiłku w Warowni i w konsekwencjijest na czczo o kilkanaście godzin dłużej.Manoro, czy nic mu nie jest? - Wszystko w porządku, tak samo jak z Felessanem.- Gdyszliście tu, zauważyłam, że ma nieco szkliste spojrzenie.- Lessa nachyliła się,by przyjrzeć się dokładnie Jaxomowi, który uprzejmie podniósł głowęprzygryzając, nagle zażenowany, wargę.- Jak się czujesz? Jaxom próbował w pośpiechu przełknąć duży kawałek warzywa.Gdy zaczął się krztusić, Felessan podsunął kubek z wodą, a Lessa uderzyła gomiędzy łopatki. - Czuję się dobrze - zdołał wysapać.- Czuję się dobrze,dziękuję.- Czekał.Nie mógł się powstrzymać, by nie patrzeć na talerz.Odetchnął z ulgą, gdy Władca Weyru przypomniał ze śmiechem swej towarzyszce, żechłopiec powinien przede wszystkim zjeść. Mistrz Kowali postukał poplamionym, podobnym do sękatejgałęzi palcem w wyblakłą skórę Kroniki, która zajmowała niemalże całąpowierzchnię stołu, z wyjątkiem miejsca, w którym jedli chłopcy.Drugą rękąFandarel obejmował zaborczo spoczywający na jego kolanach przedmiot, lecz Jaxomnie miał pojęcia, co to może być. - Jeśli się nie mylę, to w tej części znajduje się kilkapoziomów pomieszczeń, zarówno nad, jak i pod salą odkrytą przez chłopców. Jaxom wlepił wzrok w mapę.Napotkał spojrzenie Felessana;chłopiec był równie przejęty, lecz ani na chwilę nie przestawał jeść.Młody Lordprzełknął kolejną łyżkę.Smaczne, pomyślał, lecz wolałbym, by skóra nie leżałado góry nogami. - Przysiągłbym, że po tej stronie niecki nie ma żadnychwejść na górny poziom Weyru - mruknął F'lar kręcąc głową. - W przeszłości można było wyjść do Niecki - powiedziałFandarel zasłaniając palcem to, co chciał pokazać.- Znaleźliśmy zapieczętowaneprzejście.Prawdopodobnie odcięto je po obsunięciu się skał. Jaxom spojrzał z niepokojem na Felessana, który nagleutkwił wzrok w swoim talerzu.Czy Felessan próbował mu wcześniej przekazać, że oniczym im nie powiedział? A może jednak to zrobił? Jaxom bardzo chciał wiedzieć. - Złączenie było niemalże niezauważalne - powiedział MistrzHarfiarzy.- Użyta substancja jest mocniejsza niż cement najlepszego gatunku.Przeźroczysta, gładka, mocna. - Nie można jej rozbić - zadudnił Fandarel kręcąc głową. - Dlaczego mieliby pieczętować wyjście do Niecki? spytałaLessa. - Ponieważ nie korzystali z tej części Weyru - zasugerowałF'lar.- Z całą pewnością korytarzy tych nie używano od bardzo dawna.Wwiększości z nich nie znaleźliśmy nawet śladów na kurzu. Czekając, aż spadnie na nich gniew dorosłych, a spadnieniezawodnie, Jaxom wbił wzrok w talerz.Nie zniesie zarzutów Lessy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]