[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wracam do Koviru, nie zostanê ani dnia d³u¿ej w tej dziurze.ChodŸ ze mn¹, nie zostawaj tu.Ci ludzie niczego nie wiedz¹, widzieli tylko, jak zabijasz.A ty paskudnie zabijasz, Geralt.No, idziesz?Geralt nie odpowiedzia³, nawet nie patrzy³ na niego.Schowa³ miecz.Stregobor wzruszy³ ramionami, odszed³ szparkim krokiem, rytmicznie postukuj¹c lask¹.Z t³umu polecia³ kamieñ, dŸwiêkn¹³ o bruk.Za nim drugi, przelatuj¹c tu¿ nad ramieniem Geralta.WiedŸmin, wyprostowany, uniós³ obie d³onie, wykona³ nimi szybki gest.T³um zaszumia³, kamienie polecia³y gêœciej, ale Znak odpycha³ je na boki - mija³y cel chroniony niewidzialnym ob³ym pancerzem.- Doœæ!!! - rykn¹³ Caldemeyn.- Koniec z tym, psiamaæ!MNIEJSZE Z£O117T³um zahucza³ jak fala przyboju, ale kamienie przesta³y lecieæ.WiedŸmin sta³ nieruchomo.Wójt zbli¿y³ siê do niego.- Czy to - rzek³ wskazuj¹c szerokim gestem na rozrzucone po placyku nieruchome cia³a - ju¿ wszystko? Tak wygl¹da mniejsze z³o, które wybra³eœ? Czy ju¿ za³atwi³eœ, co uwa¿a³eœ za konieczne?- Tak - odpowiedzia³ Geralt z wysi³kiem, nie od razu.- Twoja rana jest powa¿na?- Nie.- W takim razie zabieraj siê st¹d.- Tak - powiedzia³ wiedŸmin.Sta³ jeszcze chwilê, unikaj¹c wzroku wójta.Potem odwróci³ siê wolno, bardzo wolno.- Geralt.WiedŸmin obejrza³ siê.- Nie wracaj tu nigdy - powiedzia³ Caldemeyn.- Nigdy.G£OS ROZS¥DKU 4- Porozmawiajmy, Iola.Potrzebujê tej rozmowy.Mówi¹, ¿e milczenie jest z³otem.Mo¿e.Nie wiem, czy jest a¿ tyle warte.W ka¿dym razie, ma swoj¹ cenê.Trzeba za nie p³aciæ.Tobie jest ³atwiej, tak, nie zaprzeczaj.Ty przecie¿ milczysz z wyboru, ty z milczenia uczyni³aœ ofiarê dla twojej bogini.Nie wierzê w Melitele, nie wierzê te¿ w istnienie innych bogów, ale ceniê twój wybór, twoj¹ ofiarê, ceniê i szanujê to, w co wierzysz.Bo twoja wiara i poœwiêcenie, cena milczenia, jak¹ p³acisz, uczyni¹ ciê lepsz¹, bardziej wartoœciow¹ istot¹.A przynajmniej mog¹ ciê tak¹ uczyniæ.A moja niewiara nie mo¿e nic.Jest bezsilna.Pytasz, w co w takim razie wierzê?Wierzê w miecz.Jak widzisz, noszê dwa.Ka¿dy wiedŸmin ma dwa miecze.Nie¿yczliwi mawiaj¹, ¿e ten srebrny jest na potwory, a ten z ¿elaza na ludzi.To oczywiœcie nieprawda.S¹ potwory, które mo¿na ugodziæ wy³¹cznie srebrnym ostrzem, ale istniej¹ i takie, dla których zabójcze jest ¿elazo.Nie, Iola, nie ka¿de ¿elazo, ale wy³¹cznie to, które pochodzi z meteorytu.Pytasz, co to meteoryt? To spadaj¹ca gwiazda.Widzia³aœ pewnie nieraz spadaj¹c¹ gwiazdê, krótk¹, œwietlist¹ smugê na nocnym niebie.Widz¹c j¹, wypowiada³aœ zapewne jakieœ ¿yczenie, mo¿e by³ to dla ciebie kolejny powód, by wierzyæ w bogów.Dla mnie meteoryt jest tylko kawa³em metalu, który spadaj¹c zarywa siê w ziemiê.Metalu, z którego mo¿na zrobiæ miecz.Mo¿esz, oczywiœcie, ¿e mo¿esz, wzi¹æ mój miecz do rê-G£OS ROZS¥DKU 4 119ki.Widzisz, jaki jest lekki? Nawet ty unosisz go bez trudu.Nie! Nie dotykaj ostrza, skaleczysz siê.Jest ostrzejsze ni¿ brzytwa.Musi takie byæ.O tak, æwiczê czêsto.W ka¿dej wolnej chwili.Nie wolno mi wyjœæ z wprawy.Tutaj, w najdalszy zak¹tek œwi¹tynnego parku, te¿ przyszed³em, by siê rozruszaæ, by wypaliæ z miêœni to paskudne, wredne drêtwienie, które mnie opada, to kr¹¿¹ce we mnie zimno.A ty mnie tu odnalaz³aœ.Zabawne, przez kilka dni to ja próbowa³em odnaleŸæ ciebie.Rozgl¹da³em siê za tob¹.Chcia³em.Potrzebujê tej rozmowy, Iola.Usi¹dŸmy, porozmawiajmy chwilê.Ty mnie przecie¿ w ogóle nie znasz, Iola.Nazywam siê Geralt.Geralt z.Nie.Tylko Geralt.Geralt znik¹d.Jestem wiedŸminem.Mój dom, to Kaer Morhen, WiedŸmiñskie Siedliszcze.Stamt¹d pochodzê.Jest.By³a taka warownia.Niewiele z niej zosta³o.Kaer Morhen.Tam produkowa³o siê takich jak ja.Ju¿ siê tego nie robi, a w Kaer Morhen ju¿ nikt nie mieszka.Nikt oprócz Vesemira.Pytasz, kim jest Vesemir? Jest moim ojcem.Dlaczego spogl¹dasz na mnie ze zdumieniem? Co w tym dziwnego? Ka¿dy ma jakiegoœ ojca.Moim jest Vesemir.A ¿e nie jest moim prawdziwym ojcem, có¿ z tego? Prawdziwego nie zna³em, matki te¿ nie.Nie wiem nawet, czy ¿yj¹.I w gruncie rzeczy niewiele mnie to obchodzi.Tak, Kaer Morhen.Przeszed³em tam zwyk³¹ mutacjê.Próba Traw, a potem to co zwykle.Hormony, zio³a, zaka¿enie wirusem.I od nowa.I jeszcze raz.Do skutku.Podobno znios³em Zmiany nad podziw dobrze, chorowa³em bardzo krótko.Uznano mnie wiêc za niezwykle odpornego gówniarza i wybrano do pewnych dalszych, bardziej skomplikowanych.eksperymentów.Z tym by³o gorzej.Znacznie gorzej.Ale, jak widzisz, prze¿y³em.Jako jedyny z tych, których do owych eksperymentów wybrano.Od tamtego czasu mam bia³e w³osy.Pe³ny zanik pigmentu.Jak to siê mówi - skutek uboczny.Drobiazg.Ma³o przeszkadza.Andrzej Sapkowski120Potem uczono mnie ró¿nych rzeczy.Doœæ d³ugo.A¿ wreszcie nadszed³ dzieñ, w którym opuœci³em Kaer Mor-hen i ruszy³em na szlak.Mia³em ju¿ mój medalion, o, w³aœnie ten.Znak Szko³y Wilka.Mia³em te¿ dwa miecze:srebrny i ¿elazny.Oprócz mieczy nios³em jeszcze z sob¹ przekonanie, zapa³, motywacjê i.wiarê.Wiarê w to, ¿e jestem potrzebny i po¿yteczny.Bo œwiat, Iola, mia³ jakoby byæ pe³en potworów i bestii, a moim zadaniem by³o chroniæ tych, którym owe bestie zagra¿a³y.Gdy wyrusza³em z Kaer Morhen, marzy³em o spotkaniu z moim pierwszym potworem, nie mog³em doczekaæ siê chwili, gdy stanê z nim oko w oko.I doczeka³em siê.Mój pierwszy potwór, Iola, by³ ³ysy i mia³ wyj¹tkowo brzydkie, popsute zêby.Napotka³em go na goœciñcu, gdzie do spó³ki z kole¿kami potworami, maruderami z jakiejœ armii zatrzyma³ ch³opski wóz i wyci¹gn¹³ z tego wozu dziewczynkê, mo¿e trzynastoletnia, a mo¿e nawet nie.Kole¿kowie trzymali ojca dziewczynki, a ³ysy zdziera³ z niej sukienkê i wrzeszcza³, ¿e nadszed³ czas, by pozna³a, co to takiego prawdziwy mê¿czyzna.Podjecha³em, zsiad³em i powiedzia³em ³ysemu, ¿e dla niego równie¿ nadszed³ taki czas.Wydawa³o mi siê to szalenie dowcipne.£ysy puœci³ smarkulê i rzuci³ siê na mnie z toporem.By³ bardzo powolny, ale wytrzyma³y.Uderzy³em go dwa razy, dopiero wtedy upad³.To nie by³y specjalnie czyste ciêcia, ale bardzo, powiedzia³bym, spektakularne, takie, ¿e kole¿kowie ³ysego uciekli, widz¹c, co wiedŸmiñski miecz mo¿e zrobiæ z cz³owieka.Nie nudzê ciê, Iola?Potrzebujê tej rozmowy.Naprawdê jej potrzebujê.Na czym to ja stan¹³em? Aha, na moim pierwszym szlachetnym czynie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]