[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W³aœciwie móg³bym nawet powiedzieæ, ¿e w obydwu przypadkach mia³y tak¹ sam¹ strukturê i taki sam wzór.Don Juan wys³ucha³ mojego komentarza bez zainteresowania.– Nie marnuj mocy na b³ahostki – rzek³.– Masz do czynienia z bezmiarem nieskoñczonoœci, tam na zewn¹trz.– Rêk¹ wskaza³ na chaparral.– Racjonalizowanie tej wspania³oœci nic ci nie da.Tutaj otacza nas sama wiecznoœæ.Zajmowanie siê redukowaniem jej do nonsensu, z którym potrafisz sobie poradziæ, jest ma³ostkowe i mo¿e byæ tragiczne w skutkach.Potem upar³ siê, ¿e muszê spróbowaæ widzenia innej osoby z grona swoich znajomych.Doda³, ¿e kiedy wizja siê skoñczy powinienem siê postaraæ samodzielnie otworzyæ oczy i odzyskaæ pe³n¹ œwiadomoœæ.Uda³o mi siê uzyskaæ obraz dwóch innych podobnych do grzyba form – pierwsza by³a ma³a i ¿Ã³³tawa, druga wiêksza, bia³awa i zniekszta³cona.Zanim skoñczyliœmy rozmawiaæ o kszta³tach, które widzia³em, nie pamiêta³em ju¿ o “æmie w krzakach", która jeszcze przed chwil¹ tak mnie przera¿a³a.Powiedzia³em don Juanowi, ¿e zaskoczy³a mnie ³atwoœæ z jak¹ zapomnia³em o czymœ tak niezwyk³ym, jakbym nie by³ t¹ osob¹, któr¹ dobrze zna³em.– Nie rozumiem, dlaczego robisz z tego powodu takie zamieszanie – odpar³.– Zawsze kiedy ustaje wewnêtrzny dialog, œwiat rozpada siê i ukazuj¹ siê nasze niezwyk³e w³aœciwoœci, jakby do tej pory by³y przetrzymywane pod œcis³¹ stra¿¹ naszych s³Ã³w.Jesteœ, jaki Jesteœ, poniewa¿ mówisz sobie, ¿e taki jesteœ.Po krótkim odpoczynku don Juan zachêci³ mnie do dalszego “przywo³ywania" przyjació³.Powiedzia³, ¿e aby znaleŸæ klucz do rozszyfrowywania uczuæ, nale¿y podejmowaæ próby widzenia tyle razy, ile to tylko mo¿liwe.Po kolei przywo³a³em trzydzieœci dwie osoby.Po ka¿dej próbie don Juan domaga³ siê szczegó³owego opisu wszystkiego, co widzia³em podczas wizji.Zmieni³ jednak tê procedurê, kiedy zyska³em wiêksz¹ bieg³oœæ.Zatrzymywa³em wewnêtrzny dialog w ci¹gu kilku sekund, sam otwiera³em oczy po ka¿dym doœwiadczeniu i bez okresu przejœciowego podejmowa³em nastêpn¹ próbê.Zauwa¿y³em te zmiany, gdy omawialiœmy zabarwienie tych podobnych do grzybów form.Don Juan wczeœniej zaznaczy³, ¿e to, co ja nazywa³em zabarwieniem, wcale nie jest kolorem, ale blaskiem o ró¿nej intensywnoœci.W³aœnie mia³em opisaæ mu ¿Ã³³taw¹ poœwiatê zaobserwowan¹ podczas wizji, kiedy przerwa³ mi i sam przedstawi³ dok³adny opis mego widzenia.Od tej chwili don Juan omawia³ ka¿d¹ wizjê tak, jakby sam widzia³ i wcale nie s³ucha³ tego, co mu mówi³em.Kiedy poprosi³em go o wyjaœnienie, oschle odmówi³ zajmowania siê tym tematem.Po przywo³aniu trzydziestu dwóch osób uzmys³owi³em sobie du¿¹ ró¿norodnoœæ kszta³tów i blasków widzianych przeze mnie grzybków oraz wieloœæ ¿ywionych w stosunku do nich uczuæ, pocz¹wszy od umiarkowanej przyjemnoœci, a skoñczywszy na odrazie.Don Juan wyjaœni³ mi, ¿e ludzie s¹ specyficzn¹ konfiguracj¹ ¿yczeñ, problemów, ¿ali, zmartwieñ, uczuæ.Stwierdzi³, i¿ jedynie niezwykle potê¿ny czarownik potrafi rozwik³aæ znaczenie owych konfiguracji, zaœ ja powinienem siê zadowoliæ samym widokiem ogólnego kszta³tu cz³owieka.Czu³em siê bardzo zmêczony.W tych dziwnych kszta³tach by³o coœ naprawdê nu¿¹cego i nie podoba³y mi siê.Poczu³em siê, jakbym by³ schwytany w pu³apkê, osaczony i prowadzony nieuchronnie do zguby.Ogarnê³y mnie md³oœci.Aby rozproszyæ mój posêpny nastrój, Don Juan poleci³ mi pisaæ.Po d³ugiej przerwie, w czasie której nie by³em jednak w stanie niczego zanotowaæ, poprosi³, ¿ebym zacz¹³ przywo³ywaæ ludzi, których on sam wybierze.Wy³oni³a siê przede mn¹ nowa seria form.Nie wygl¹da³y jak grzyby, ale jak odwrócone do góry dnem japoñskie miseczki na sake.Niektóre z nich mia³y coœ na podobieñstwo g³owy, zupe³nie jak nó¿ki miseczek, inne by³y bardziej okr¹g³e.Ich pe³ne spokoju kszta³ty budzi³y sympatiê.Wyczuwa³em w nich wrodzone poczucie szczêœcia.W przeciwieñstwie do przyziemnej ociê¿a³oœci poprzednich, te sprê¿yœcie podskakiwa³y.W jakiœ sposób sam fakt ich istnienia usun¹³ moje zmêczenie.Wœród osób wybranych przez don Juana znalaz³ siê jego uczeñ Eligio.Kiedy go wezwa³em, dozna³em wstrz¹su, który wytr¹ci³ mnie ze stanu wyciszenia.Eligio by³ przedstawiony jako d³ugi, bia³y kszta³t, który wykona³ nag³y ruch i jak mi siê wydawa³o, skoczy³ na mnie.Don Juan wyjaœni³, ¿e Eligio jest zdolnym uczniem i bez w¹tpienia zauwa¿y³, ¿e ktoœ go obra³ sobie za obiekt widzenia.Kolejny wybór don Juana pad³ na Pablita, ucznia don Genaro.Wstrz¹s, jakiemu podda³a mnie wizja Pablita, by³ jeszcze silniejszy.Don Juan tak siê œmia³, ¿e a¿ ³zy pociek³y mu po policzkach.– Dlaczego ci ludzie s¹ inaczej ukszta³towani? – zapyta³em.– Maj¹ wiêksz¹ osobist¹ moc – odpar³.– Jak mo¿e zauwa¿y³eœ, nie s¹ przygwo¿d¿eni do ziemi.– Co daje im tê lekkoœæ? Czy tacy siê ju¿ urodzili?– Wszyscy rodzimy siê lekcy i ¿ywotni, ale stajemy siê przyziemni i nieruchomi.Z naszej winy.Wiêc mo¿na by powiedzieæ, ¿e ci ludzie s¹ inaczej ukszta³towani, poniewa¿ ¿yj¹ jak wojownicy.Ale nie o tym chcia³em teraz mówiæ.Wa¿ne jest, ¿e teraz znalaz³eœ siê na krawêdzi.Przywo³a³eœ czterdziestu siedmiu ludzi i zosta³a ci jeszcze jedna osoba do skompletowania podstawowych czterdziestu oœmiu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]