[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dwie przednie ³¹czy³a zgrabna belka, niezwykle d³uga.Pomyœla³em sobie, ¿e mo¿e to byæ jakaœ balustrada albo frontowa weranda.Dziewczyna olbrzym wsunê³a mnie, le¿¹cego wci¹¿ na plecach, do wnêtrza budowli.Jej dach by³ czarny i p³aski, mia³ symetrycznie rozmieszczone otwory, przez które przechodzi³o ¿Ã³³tawe œwiat³o, tworz¹c wyj¹tkowo skomplikowane wzory.By³em ca³kowicie oczarowany absolutn¹ prostot¹ i piêknem desenia powsta³ego dziêki tym ¿Ã³³tym plamom ukazuj¹cym siê w precyzyjnie umieszczonych otworach w dachu oraz wzorom cieni, jakie powstawa³y na tej wspania³ej, wymyœlnej pod³odze.Budowla by³a kwadratowa, a jej zewnêtrzne wzruszaj¹ce piêkno pozostawa³o dla mnie nieosi¹galne.Moje uniesienie sta³o siê tak intensywne, ¿e chcia³em p³akaæ albo zostaæ tam na zawsze.Jednak jakaœ si³a, coœ nieokreœlonego zaczê³o mnie stamt¹d wysysaæ.Nagle znalaz³em siê poza budowl¹, ale dalej le¿a³em na plecach.By³a tam dziewczyna olbrzym, a wraz z ni¹ tak¿e inna kobieta, tak wielka, ¿e siêga³a nieba i zas³ania³a s³oñce.W porównaniu z ni¹ dziewczyna olbrzym by³a tylko ma³¹ dziewczynk¹.Du¿a kobieta by³a z³a.Chwyci³a budowlê za jedn¹ z kolumn, podnios³a j¹, obróci³a do góry nogami i postawi³a na pod³odze.To by³o krzes³o!Uœwiadomienie sobie tego podzia³a³o na mnie jak katalizator i uwolni³o moje zmys³y.Ogarnê³a mnie fala nie zwi¹zanych ze sob¹ obrazów, które da³o siê jednak pouk³adaæ w pewnej kolejnoœci.W nastêpuj¹cych po sobie przeb³yskach œwiadomoœci zobaczy³em, ¿e wspania³a i niepojêta pod³oga by³a s³omian¹ mat¹, ¿Ã³³te niebo sztukateri¹ sufitu pokoju, s³oñce ¿arówk¹, a budowla wprawiaj¹ca mnie w taki zachwyt – krzes³em, które dziecko odwróci³o do góry nogami, ¿eby pobawiæ siê w dom.Mia³em jeszcze jedn¹ spójn¹, pojawiaj¹c¹ siê w sekwencjach wizjê tajemniczej architektonicznej bry³y o monumentalnych rozmiarach.Sta³a samotnie.Wygl¹da³a prawie jak spiczasta muszla, z wierzcho³kiem skierowanym ku górze.Jej œciany by³y zrobione z wklês³ych i wypuk³ych p³yt z jakiegoœ dziwnego purpurowego materia³u.Ka¿da z nich mia³a rowki, które wygl¹da³y, jakby s³u¿y³y do jakiegoœ celu, a nie by³y tylko ozdob¹.Obejrza³em tê budowlê centymetr po centymetrze i odkry³em, ¿e podobnie jak w przypadku poprzedniej jest dla mnie zupe³nie niepojêta.Spodziewa³em siê, ¿e nagle tak dostrojê swoje zmys³y, i¿ odkryjê jej prawdziwa naturê.Ale nic takiego siê nie wydarzy³o.Potem doœwiadczy³em zlepku dziwnych i niewyt³umaczalnych przeb³ysków œwiadomoœci czy odkryæ dotycz¹cych tego budynku i jego funkcji, które jednak nie zidentyfikowa³em, poniewa¿ nie mia³em dla nich ¿adnego punktu odniesienia.Nagle odzyska³em swoj¹ normaln¹ œwiadomoœæ.Don Juan i don Genaro byli przy mnie.Czu³em siê zmêczony.Rozejrza³em siê za zegarkiem.Znikn¹³.Don Juan i don Genaro równoczeœnie zachichotali.Don Juan powiedzia³, ¿e nie powinienem martwiæ siê o czas, tylko skupiæ na wype³nieniu zaleceñ, które otrzyma³em od don Genaro.Odwróci³em siê do don Genaro, a on za¿artowa³, ¿e najwa¿niejsze zalecenie nakazuje mi nauczyæ siê pisaæ palcem, ¿eby zaoszczêdziæ o³Ã³wki i móc siê popisaæ.Jeszcze chwilê droczyli siê ze mn¹ na temat moich notatek, a potem poszed³em spaæ.Kiedy obudzi³em siê nastêpnego dnia, don Juan i don Genaro wys³uchali szczegó³owej relacji z mojego doœwiadczenia, któr¹ zda³em im na proœbê don Juana.– Genaro uwa¿a, ¿e na razie masz dosyæ – powiedzia³ don Juan, kiedy skoñczy³em mówiæ.Don Genaro przytakn¹³ skinieniem g³owy.– Jakie by³o znaczenie tego, czego doœwiadczy³em zesz³ej nocy? – zapyta³em.– Uchwyci³eœ przeb³ysk jednej z najwa¿niejszych spraw w magii – powiedzia³ don Juan.– Ostatniej nocy zajrza³eœ w pe³niê siebie.Ale w tym momencie nie ma dla ciebie ¿adnego znaczenia.Niew¹tpliwie dojœcie do pe³ni siebie nie jest kwesti¹ czyjejœ akceptacji czy te¿ chêci uczenia siê.Genaro uwa¿a, ¿e twoje cia³o potrzebuje czasu, ¿eby szept naguala móg³ zatopiæ siê w tobie.Genaro znowu skin¹³ g³ow¹.– Du¿o czasu – powiedzia³ – mo¿e dwadzieœcia, mo¿e trzydzieœci lat.Nie wiedzia³em, jak zareagowaæ.Spojrza³em na don Juana, szukaj¹c pomocy.Obaj mieli powa¿ne miny.– Czy naprawdê potrzebujê a¿ dwudziestu czy trzydziestu lat? – jêkn¹³em.– Oczywiœcie, ¿e nie! – zakrzykn¹³ don Genaro i obaj wybuchnêli œmiechem.Don Juan powiedzia³, ¿e mam wróciæ, kiedy tylko poleci mi to wewnêtrzny g³os, powinienem te¿ spróbowaæ pozbieraæ wszystkie wskazówki, jakich mi udzielili, kiedy by³em podzielony.– Jak mam to zrobiæ? – zapyta³em.– Przerywaj¹c wewnêtrzny dialog i pozwalaj¹c, ¿eby coœ z ciebie wyp³ynê³o na powierzchniê i rozprzestrzeni³o siê – powiedzia³ don Juan.– To coœ to twoja percepcja, ale nie próbuj wyjaœniæ, o co mi chodzi.Po prostu, niech poprowadzi ciê szept naguala.Potem powiedzia³, ¿e poprzedniej nocy mia³em dwa zestawy wizji zasadniczo ró¿ni¹cych siê od siebie.Pierwszy by³ niewyt³umaczalny, a drugi ca³kowicie naturalny, a kolejnoœæ, w jakiej siê pojawi³y, wskazywa³a na istotn¹ dla nas wszystkich sytuacjê.– Jedna wizja by³a nagualem, a druga tonalem – doda³ don Genaro.Chcia³em, ¿eby to wyjaœni³.Spojrza³ na mnie i poklepa³ mnie po plecach.Don Juan wtr¹ci³ siê i powiedzia³, ¿e pierwsze dwa sposoby widzenia by³y nagualem i don Genaro specjalnie wybra³ drzewo i ziemiê.Dwa nastêpne, które wybra³ on sam, by³y tonalem.Jeden z nich to moja percepcja œwiata jako dziecka.– Zdawa³o ci siê, ¿e to obcy œwiat, poniewa¿ jeszcze nie ukszta³towano twojego postrzegania, tak ¿eby pasowa³o do ogólnie przyjêtego schematu – powiedzia³.– Czy naprawdê widzia³em œwiat w taki sposób? – zapyta³em.– Oczywiœcie – odpar³.– To by³o twoje wspomnienie.Zapyta³em don Juana, czy uczucie zachwytu by³o równie¿ czêœci¹ mojego wspomnienia.– Wchodzimy w te wizje tacy, jacy jesteœmy teraz – powiedzia³.– Widzia³eœ tê scenê tak, jakbyœ widzia³ j¹ dziœ.Jednak by³o to uczenie siê wizji œwiata.Scena ta pochodzi³a z czasów, kiedy œwiat stawa³ siê dla ciebie tym, czym jest teraz, kiedy krzes³o stawa³o siê krzes³em.Don Juan nie chcia³ omawiaæ drugiej wizji.– To nie by³o wspomnienie z mojego dzieciñstwa – powiedzia³em.– Zgadza siê – odrzek³.– To by³o coœ innego.– Czy to by³o coœ, co zobaczê w przysz³oœci? – zapyta³em.– Nie ma ¿adnej przysz³oœci! – krzykn¹³, ucinaj¹c temat.– Przysz³oœæ istnieje jedynie wtedy, gdy siê o niej mówi.Dla czarownika jest tylko “tu i teraz".Powiedzia³, ¿e w zasadzie nie mo¿na nic o tym powiedzieæ, poniewa¿ celem æwiczenia by³o rozwiniêcie mojego postrzegania i chocia¿ nie osi¹gn¹³em szczytów mo¿liwoœci, to jednak zdoby³em chwilowo dostêp do czterech nowych punktów widzenia nieosi¹galnych dla mnie do tej pory.Zacz¹³em zbieraæ swoje rzeczy, przygotowuj¹c siê do odjazdu.Don Genaro pomóg³ mi siê spakowaæ.Po³o¿y³ notatnik na dnie walizki.– Bêdzie mu tam ciep³o i przytulnie – powiedzia³ i mrugn¹³ szelmowsko.– Mo¿esz byæ pewny, ¿e siê nie przeziêbi.Potem okaza³o siê, ¿e don Juan zmieni³ zdanie co do mojego wyjazdu i zaczai komentowaæ to, czego dzisiaj doœwiadczy³em.Automatycznie chcia³em wzi¹æ walizkê z r¹k don Genaro, ale on upuœci³ j¹ na pod³ogê, zanim nawet zd¹¿y³em jej dotkn¹æ.Don Juan mówi³, stoj¹c plecami do mnie.Chwyci³em walizkê i w poœpiechu szuka³em notatnika.Don Genaro tak j¹ napakowa³, ¿e cholernie trudno by³o mi go wygrzebaæ.W koñcu wyj¹³em go i zacz¹³em pisaæ.Don Juan i don Genaro wpatrywali siê we mnie.– Jesteœ w strasznym stanie – powiedzia³ don Juan, œmiej¹c siê.– Siêgasz po notatnik jak pijak siêga po butelkê.– Jak kochaj¹ca matka siêga po swoje dziecko – burkn¹³ don Genaro.– Jak ksi¹dz siêga po swój krucyfiks – doda³ don Juan.– Jak kobieta siêga po swoje majtki! – krzykn¹³ don Genaro.Odprowadzaj¹c mnie do samochodu, dalej wymieniali porównania i ryczeli ze œmiechu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]