[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może być tak, że nasze współzawodnictwo irywalizacja przestaną nagle mieć znaczenie.Z prostejprzyczyny.Nie będzie współzawodnika. Filippa Eilhart zmrużyła podkreślone błękitnym cieniem oczy. - Rozumiem. - Sprawcie wówczas, bym pośmiertnie odzyskałareputację i dobre imię.By nie uważano mnie już za zdrajczynięi wspólniczkę Vilgefortza.Proszę o to lożę.Proszęciebie osobiście. Filippa milczała przez chwilę. - Prośbie odmawiam - powiedziała wreszcie.- Przykromi, ale twoja rehabilitacja nie leży w interesie loży.Jeżeli umrzesz, umrzesz jako zdrajczyni.Będziesz zdrajczyniąi zbrodniarką dla Ciri, bo łatwiej będzie wówczasdziewczyną manipulować. - Zanim przedsięweźmiesz coś, co grozi śmiercią - wykrztusiłanagle Triss - zostaw dla nas. - Testament? - Coś, co pozwoli nam.Kontynuować.Pójść po twoimśladzie.Odnaleźć Ciri.Przecież tu przede wszystkimchodzi o jej dobro! O jej życie! Yennefer, Dijkstra odnalazł.pewne ślady.Jeżeli to Vilgefortz ma Ciri, dziewczyniegrozi straszna śmierć. - Milcz, Triss - szczeknęła ostro Filippa Eilhart.- Tunie będzie handlu ani przetargów. - Zostawię wam wskazówki - powiedziała wolno Yennefer.-Zostawię informacje o tym, czego się dowiedziałam i otym, co przedsięwzięłam.Zostawię wam ślad, poktórym będziecie mogły pójść.Ale nie za darmo.Nie chceciemnie rehabilitować w oczach świata, to do diabla z wamii ze światem.Ale zrehabilitujcie mnie choć w oczachjednego wiedźmina. - Nie - odrzekła prawie natychmiast Filippa.- Torównież nie leży w interesie loży.Również dla twojegowiedźmina pozostaniesz zdrajczynią i sprzedajną czarownicą.Nie leży w interesie loży, by rozrabiał, szukajączemsty, a gdy będzie tobą pogardzał, nie będzie chciałmścić.Zresztą, on już chyba nie żyje.Albo umrze ladadzień. - Informacje - rzekła głucho Yennefer - za jego życie.Ocal go, Filippa. - Nie, Yennefer. - Bo nie leży to w interesie loży - w oczach czarodziejkizapłonął fioletowy ogień.- Słyszałaś, Triss? Oto twojaloża.Oto jej prawdziwe oblicze, oto jej prawdziwe interesy.I co ty na to? Byłaś dla dziewczyny mentorką, prawie,sama tak mówiłaś, starszą siostrą.A Geralt. - Nie bierz Triss pod romantyczny włos, Yennefer -Filippa zrewanżowała się ogniem w oczach.- Dziewczynęznajdziemy i uratujemy bez twojej pomocy.A jeśli tobiesię powiedzie, to piękne i stokrotne dzięki, wyręczysz nas,zaoszczędzisz fatygi.Ty wyrwiesz dziewczynę z rąk Vilgefortza,my wyrwiemy ją z twoich.A Geralt? Kto to jestGeralt? - Słyszałaś, Triss? - Wybacz mi - powiedziała głucho Triss Merigold.-Wybacz, Yennefer. - O, nie, Triss.Nigdy.***** Triss patrzyła w podłogę.Oczy Cracha an Craite byłyjak oczy jastrzębia. - Nazajutrz po tej ostatniej tajemniczej komunikacji -powiedział wolno jarl Wysp Skellige - tej, o której ty,Triss Merigold, niczego nie wiesz, Yennefer odpłynęła zeSkellige, biorąc kurs na Głębię Sedny.Pytana, czemu płyniewłaśnie tam, spojrzała mi w oczy i odrzekła, że zamierzasprawdzić, czym katastrofy naturalne różnią sięod nienaturalnych.Odpłynęła dwoma drakkarami, "Tamarą" i"Alkyone", z załogami złożonymi wyłącznie z ochotników.To było dwudziestego ósmego sierpnia, dwa tygodnietemu.Więcej jej już nie widziałem. - Kiedy dowiedziałeś się. - Pięć dni później - przerwał dość obcesowo.- Trzydni po wrześniowym nowiu.***** Siedzący przed jarlem kapitan Asa Thjazi był niespokojny.Oblizywał wargi, wiercił się na ławie, wyłamywałpalce tak, że aż strzelały knykcie. Czerwone sionce, wyrwawszy się nareszcie z zalegającychniebo chmur, powoli opuszczało się nad Spikeroog, - Gadaj, Asa - rozkazał Grach an Craite.Asa Thjazi odchrząknął mocno. - Szliśmy ostro - podjął - wiatr sprzyjał, robiliśmydobre dwanaście węzłów.Tedy już dwudziestego dziewiątegoujrzeliśmy nocą światło latarni z Peixe de Mar.Odbiliśmynieco na zachód, by nie napatoczyć się na jakiego Nilfgaardczyka.A na dzień przed wrześniowym nowiem,o świcie, przypłynęliśmy w rejon Głębi Sedny.Wtenczasczarodziejka wezwała mnie i Guthlafa.***** - Potrzebuję ochotników - powiedziała Yennefer.-Tylko ochotników.Nie więcej, niż to konieczne, by przezkrótki czas sterować drakkarem.Nie wiem, ilu do tegopotrzeba ludzi, nie znam się na tym.Ale proszę, by niezostawić na "Alkyone" nawet jednego człowieka ponad koniecznąliczbę.I powtarzam - sami ochotnicy.To, co zamierzamzrobić.jest bardzo ryzykowne.Bardziej niżmorska bitwa. - Pojmuję - kiwnął głową stary seneszal.- I zgłaszamsię pierwszy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]