[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Że Ziemia daje im wolną rękę. - Pan pracuje dla Unii.Zupełnie się pan im zaprzedał. - Walczę o przetrwanie mojej stacji, panie Ayres.Tu chodzi ożycie tysięcy, tysięcy ludzi.Orientuje się pan, czym stanie się stacja zchwilą, gdy Mazian zacznie ją wykorzystywać jako swoją warownię? Nie może bronićjej w nieskończoność, ale może doprowadzić do ruiny.- Ayres siedziałprzyglądając się swej dłoni świadom, że w stanie, w jakim się obecnie znajduje,nie może celnie ripostować, świadom, że większość z tego, co mu powiedziano, odkiedy los ich zetknął, było kłamstwem.- Być może powinniśmy nawiązaćwspółpracę, panie Jacoby, gdyby zagwarantowało to koniec całej tej awantury bezdalszego rozlewu krwi. Jacoby zatrzepotał powiekami, chyba zaskoczony. - Prawdopodobnie - ciągnął Ayres - obaj jesteśmy realistami,panie Jacoby., podejrzewam pana o to.Samostanowienie to przyjemny dla uchatermin na określenie ostatniego możliwego wyboru, prawda? Rozumiem pańskąargumentację.Pell nie ma warunków do obrony.Neutralność stacji oznacza.żeprzechodzicie na stronę zwyciężającego. - Pan też jest realistą, panie Ayres. - Oczywiście - powiedział Ayres.- Spokój na Pograniczu sprzyjarozwojowi wymiany handlowej, a o to przecież chodzi Kompanii.Było rzecząnieuniknioną, że Pogranicze pomyśli kiedyś o całkowitej niezależności.Doszło dotego po prostu wcześniej, niż sądzono na Ziemi.Zrozumiano by to dawno temu,gdyby nie ślepota ideologii.Być może nadchodzą jaśniejsze dni, panie Jacoby.Może ich dożyjemy. Był to stek kłamstw wypowiedziany z takim przekonaniem, jakiegodotąd nie udało mu się jeszcze osiągnąć.Opadł na oparcie fotela czując, żezbiera mu się na wymioty po skoku i ze zwykłego przerażenia. - Panie Ayres. Obejrzał się na drzwi.Stał w nich Azov.Do pomieszczeniawszedł oficer Unii skąpany w czerni i srebrze. - Jesteśmy na podsłuchu - zauważył cierpko Ayres. - W błąd nie wprowadza mnie pańska lojalność, panie Ayres, apański zdrowy rozsądek. - Zgadzam się na wygłoszenie tego oświadczenia. Azov potrząsnął głową. - Dowiedzą się, że nadlatujemy - powiedział - ale to nie panich ostrzeże.Nie ma nadziei, że wszystkie statki Maziana będą stały w dokach.Sprowadziliśmy pana tutaj po pierwsze dla , mazianowców, a po drugie dlatego, żeprzy przejmowaniu stacji Pell dobrze będzie mieć głos byłego autorytetu. Pokiwał ze znużeniem głową. - Jeśli zapobiegnie to zabijaniu, sir. Azov patrzył na niego milcząc.Po chwili zmarszczył czoło. - Wykorzystajcie te ostatnie chwile na dojście do siebie,panowie.I na zastanowienie się, co możecie uczynić dla dobra Pell. Gdy Azov wyszedł, Ayres spojrzał na Jacoby'ego i zauważył, żejemu też jest niedobrze ze strachu. - Wątpliwości? - spytał go uszczypliwie. - Mam na stacji krewnego - powiedział Jacoby.następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]