[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odwróciłem się, a ona stała za mną trzymając kieliszek w dłoni i przyglądając misię z wyrazem twarzy, którego nie mogłem odczytać. - Cześć, Bob! - powiedziała Klara. Do przyjęcia przygotowałem się odpowiednio wcześniej wypiwszydostateczną ilość drinków w kantynie, byłem już w dziewięćdziesięciu procentachpijany, a w dziesięciu skuty.Jednak kiedy patrzyłem na nią, wszystkoRAPORT LOTU Pojazd 3-184.Wyprawa 019D140.Załoga S.Kotsis, A.McCarthy,K.Metsuoko. Czas przelotu: 615 dni 9 godzin.Brak raportu załogi z miejscaprzeznaczenia.Sferyczny zapis skanera niezrozumiały.Nie udało się zidentyfikowaćżadnych jego elementów. Brak resume. Zapis z dziennika wyprawy: "To 281 dzień lotu.Metsuokowyciągnął pusty los i popełnił samobójstwo.40 dni później decyzję taką samąpodjęła Alicia.Wszystko na darmo, bo nie nastąpił jeszcze obrót.Racje, którepozostały, nie wystarczą mi, nawet jeśli wliczę w to ciała Alicji i Kenny'ego,które nadal spoczywają nietknięte w zamrażalniku.Przestawiam więc pojazd nakontrolę automatyczną i połykam pigułkę.Pozostawiliśmy listy, które prosimyprzekazać odpowiednim adresatom, o ile oczywiście ten cholerny statekkiedykolwiek powróci". Program Lotów wysunął sugestię, że Piątka z podwójną racjążywności i jednoosobową załogą mogłaby wykonać to zadanie i szczęśliwie powrócić.Propozycja włączona do programu realizowanego w dalszej kolejności, gdyż brakistotnych korzyści, które by z niej wynikały. wyparowało ze mnie natychmiast.Postawiłem kieliszek, dałemkomuś skręta, wziąłem Klarę za rękę i wyprowadziłem z pokoju. - Czy dostałaś moje listy? - zapytałem. Wyglądała na zaskoczoną.- Listy? - potrząsnęła głową.-Pewnie je wysłałeś na Wenus.Nie dotarłam tam.Po drodze spotkałam statekkursujący po ekliptyce i zmieniłam plany.Wróciłam na orbiterze. - Och, Klaro! - Och, Bob! - przedrzeźniała mnie uśmiechając się szeroko.Jejuśmiech nie był jednak aż tak miłym obrazem, ponieważ widać było, że brak jejjednego zęba, tego, który wybiłem.- Cóż więc mamy sobie do powiedzenia? Objąłem ją -.Że cię kocham, że jest mi strasznieprzykro, a także że chciałbym ci to jakoś wynagrodzić.Pragnę żebyśmy się pobrali,mieszkali razem, mieli dzieci. - O Jezu, Bob! - westchnęła odpychając mnie, dość zresztądelikatnie.- Jak już zaczniesz mówić, to usta ci się nie zamykają.Wstrzymaj sięz tym na moment.Nie ucieknę. - Nie widzieliśmy się tyle czasu! - Nie gadaj głupstw - zaśmiała się.- Nie jest to najlepszydzień dla Strzelców na podejmowanie decyzji, zwłaszcza w sprawach miłości.Pogadamy o tym kiedy indziej. - Znowu te brednie! Nie wierzę w to zupełnie! - Ale ja wierzę. - Poczekaj.- Nagle spłynęło na mnie olśnienie.- Na pewno udami się zamienić z kimś z pierwszego statku.A może Susie zamieniłaby się z tobą? - Nie sądzę, żeby miała na to ochotę - pokręciła głową nieprzestając się uśmiechać.- A poza tym są i tak wystarczająco niezadowoleni, żezastąpiłam Sessa.Nigdy nie zgodzą się na kolejną podmianę w ostatniej chwili. - Nic mnie to nie obchodzi! - Bob - powiedziała - nie popędzaj mnie.Dużo o nas myślałam.Sądzę, że między nami jest coś, nad czym warto popracować.Nie wszystko jednakjest już dla mnie jasne.Nie chciałabym tego poganiać. - Ależ Klaro. - Zostawmy to tak, jak jest.Polecę pierwszym statkiem, tydrugim.Kiedy dotrzemy tam, dokąd mamy dolecieć, będziemy mogli pogadać.Możenawet uda nam się razem wrócić.A tymczasem oboje zastanówmy się, czego taknaprawdę chcemy. - Ależ, Klaro.- były to jedyne słowa, które przychodziły mina myśl, i jakie w kółko powtarzałem. Pocałowała mnie i odepchnęła.- Bob - powiedziała - nie śpieszsię tak.Mamy przed sobą mnóstwo czasu.Strona główna Indeks
[ Pobierz całość w formacie PDF ]