[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powioz³a go ku frontowym drzwiom, obróci³a wózek, przechyli³a go do ty³u ipoci¹gnê³a w górê przez trzy kamienne schodki.- Co za zwi¹zek? - spyta³, rozgl¹daj¹c siê dooko³a.- Nie dotar³o do ciebie, ¿e mi siê podobasz? Od chwili, gdy sier¿ant Clay przywióz³ciê do laboratorium.- Jestem kalek¹ - rzuci³ bez ogródek John, rozmyœlnie szukaj¹c najbardziejponi¿aj¹cego s³owa.- Mo¿e w³aœnie dlatego - powiedzia³a takim tonem, jakby nie mówi³a tego powa¿nie.Otworzy³a drzwi frontowe i popchnê³a go w g³¹b korytarza.By³ ciemny, w¹ski ipachnia³ drewnem.W³¹czy³a œwiat³o i wjechali do salonu.Dom by³ ma³y, lecz ³adnie urz¹dzony.Na bia³ych œcianach wisia³y olejne obrazy -wszystkie przedstawia³y indiañskie tipi na wpó³ przywalone œniegiem.Tapczany i krzes³apokrywa³y grube futra i koce tkane przez Indian Nawaho.Nad kominkiem rozpoœciera³ siêwielki pióropusz.- Nie przypuszcza³em, ¿e jesteœ mi³oœniczk¹ Indian - zauwa¿y³ John.- Jestem w jednej szesnastej Indiank¹ z plemienia Sauk i Fox - odpar³a Dianne.- Niep³ynie we mnie zbyt wiele indiañskiej krwi, lecz wystarczaj¹co du¿o, abym by³a z tegodumna.Wysz³a do kuchni i wróci³a z butelk¹ czerwonego wina.- Mo¿esz piæ? - zapyta³a.- Nie za bardzo, wci¹¿ biorê lekarstwa.Myœlê jednak, ¿e kieliszek mi nie zaszkodzi.Nala³a do dwóch kieliszków, a potem podsunê³a jeden do ust Johna.- Powodzenia - rzek³a z uœmiechem i wznios³a w górê w³asny.John rozejrza³ siê wokó³.- Zim¹ musi tu byæ ca³kiem przytulnie.- Dlatego w³aœnie tak lubiê zimê.- Nie czujesz siê samotna? Dianne wzruszy³a ramionami.- Czasami.Przywyk³am do ma³¿eñstwa, ale myœlê, ¿e jestem jedn¹ z tych naprawdêsamodzielnych osób.Potrafiê siê zatroszczyæ o siebie.Mo¿e nawet a¿ za bardzo.To w³aœnieczêsto mówi³ mi m¹¿.- Rozwiedliœcie siê? - spyta³ John.Skinê³a g³ow¹.- Spokojnie, w przyjaŸni, ale nie bezboleœnie.- Utrzymujesz z nim jakiœ kontakt?- ¯adnego.O ile wiem, ostatnio by³ w Seattle, budowa³ nowy hotel.By³.jak by ci topowiedzieæ?.Pionierem.Przedsiêbiorc¹.Lecz teraz, po latach, wydaje mi siê, jakbym gonigdy nie spotka³a.Nawet nie wiem, czy mam jego fotografiê.- To ty malowa³aœ te obrazy?- Tak - odpar³a Dianne.- Nie s¹ zbyt dobre, prawda? Potrafiê malowaæ tylko tipi iœnieg.Lecz myœlê, ¿e coœ mówi¹ w jakiœ nieudolny sposób.Coœ o wolnoœci, o walce ze z³ymlosem.Pomog³a mu prze³kn¹æ ³yk wina.- W przysz³ym tygodniu maj¹ siê zaj¹æ twymi rêkami, prawda? Mówi³ mi o tymsier¿ant Clay.- Bêd¹ próbowaæ - powiedzia³ John.- Ca³y k³opot w tym, ¿e nie mogê nawet œcisn¹ækciuków, ¿eby siê powiod³o.Dianne uœmiechnê³a siê i szybko, niespodziewanie poca³owa³a go w czo³o.- Ja bêdê œciskaæ za ciebie.Jakiœ czas póŸniej pomog³a mu dostaæ siê na tapczan.Usiad³ i opar³ siê o poduszki.Wci¹¿ czu³ siê strasznie bezradny, lecz po raz pierwszy od czasu, gdy zosta³ kalek¹, zacz¹³myœleæ, ¿e warto ¿yæ.Warto, choæ Jennifer odesz³a, a Lenny’emu grozi³o coœ, czego nikt niemóg³ zrozumieæ.Warto, choæ z niego samego by³ dla innych taki po¿ytek jak ze œniegowegoba³wana.Musia³ przyznaæ, ¿e to œwie¿e odkrycie zawdziêcza g³Ã³wnie Dianne.Nie tylko znosi³ajego kalectwo, ale od pierwszej chwili traktowa³a go jak normalnego cz³owieka.Zachowywa³a siê w laboratorium tak, jakby nie dostrzega³a jego kalectwa.Odnosi³a siê doniego jak do ka¿dego innego.Ani go nie wyró¿nia³a, ani nie litowa³a siê nad nim.Sprawi³a, ¿e znów poczu³ siêmê¿czyzn¹, i to przes¹dza³o o tym, ¿e by³a tak atrakcyjna.Gdy ju¿ usadowi³ siê na tapczanie,podpali³a drewno pomagaj¹c sobie skrêcon¹ gazet¹, a kiedy buchn¹³ p³omieñ, przesz³a dokuchni zaj¹æ siê kolacj¹.- Kanapki a la Denver to moja specjalnoœæ - powiedzia³a.- U¿ywam siekanychmarynat i zielonego pieprzu, a jajku pozwalam wsi¹kn¹æ w chleb tak, aby by³ rzeczywiœciemiêkki.- Pokroi³a na drobno kanapkê i zaczê³a go karmiæ.- Wiesz co? Wci¹¿ nie mogê poj¹æ,dlaczego ZOP wybra³ Lenny’ego.- Co to znaczy? Czy o tych sprawach nie decyduje przypadek?- Niezupe³nie.W ka¿dym przypadku, jaki zbada³am w laboratorium, istnia³a jakaœprzyczyna silnej dzia³alnoœci ZOP-a.Zwykle by³o ni¹ miejsce.Poddany badaniom osobnikudawa³ siê do domu lub w miejsce zwi¹zane ze szczególnie stresuj¹cym wydarzeniem jakpo¿ar, zabójstwo lub coœ w tym rodzaju.Wokó³ tych miejsc zawsze rozchodz¹ siênieprzyjemne falowania, które wyczuwa ka¿dy, nawet o stosunkowo niskiej wra¿liwoœcipsychicznej.Niektórym ludziom udziela siê tylko zwyk³e uczucie niepokoju; inni s³ysz¹, jakkrew œcieka po œcianach, s³ysz¹ krzyki w nocy, wyczuwaj¹ niesamowite zapachy.-Przesunê³a k³ody w kominku d³ugim mosiê¿nym pogrzebaczem.- Powiedzia³eœ mi wszystkoo niedawnej przesz³oœci Lenny’ego i nie uwa¿am, aby by³ on szczególnie przewra¿liwiony.Nie stwierdzi³am, by mia³ bóle g³owy, s³ysza³ jakieœ g³osy albo wyczuwa³ zjawiskapsychokinetyczne.Nie wprawia w ruch talerzy, by lata³y po pokoju, ani nie podpalawzrokiem kotary.Nie porozumiewa siê ze zmar³ymi.Nie potrafi automatycznie pisaæ.Jednakz jakiegoœ powodu najstraszliwszy ZOP, jakiego spotka³am, obra³ go za medium.Dlaczego?Dlaczego Lenny’ego i dlaczego tutaj w Filadelfii? Dlaczego teraz? John prze³kn¹³ ostatni kês.- Norman Clay powiedzia³, ¿e odczu³ jakieœ.jak on to powiedzia³?.jakieœpsychiczne oddzia³ywanie, gdy stan¹³ obok Lenny’ego.Powiedzia³, ¿e nie jest on medium,lecz raczej nosicielem.- To chyba dobre wyjaœnienie.ZOP nêka Lenny’ego niemal jak wirus.Co jakiœ czaswirus wymyka siê spod kontroli i wówczas dochodzi jakby do ataku malarii.- Chcesz powiedzieæ, ¿e Lenny jest w jakimœ stopniu opêtany?Dianne nala³a jeszcze wina.- Mo¿na by stwierdziæ bardziej naukowo, ¿e goœci jakieœ paso¿ytnicze psychicznezjawisko.- Bo¿e wszechmog¹cy - rzek³ John.- Dlaczego wybra³o sobie w³aœnie jego? To dobrych³opak.Nauczycielka da³a mu pewnego dnia piêæ nagród i powiedzia³a, ¿e jest jednym z jejanio³Ã³w.- Wierzê.- Dianne skinê³a g³ow¹.- ZOP-y zawsze wybieraj¹ niewinnych, dobrych ibezbronnych.- Ale czemu Lenny’ego?- To w³aœnie próbujê ustaliæ.Unios³a mu g³owê, gdy dopija³ wino.Pamiêta³, ¿e za¿y³ du¿o œrodkówuspokajaj¹cych, i czu³, jak alkohol nieprzyjemnie bulgocze mu w ¿o³¹dku.- Chyba ju¿ nie bêdê wiêcej piæ, dziêki.Cabernet i lekarstwa nie id¹ ze sob¹ w parze.- A trochê herbaty? - spyta³a Dianne.- Nie, dziêkujê.- Obróci³ g³owê ku oknu, gdzie sierp ksiê¿yca wisia³ miêdzy lekkorozchylonymi zas³onami.Wygl¹da³o to prawie tak, jak gdyby ktoœ sta³ na podwórzu,trzymaj¹c srebrny, papierowy ksiê¿yc na koñcu wêdki.- Czy jest coœ, co mo¿emy zrobiæ?- Zrobiæ? Co takiego?- No, czy Lenny’ego nie mo¿na w jakiœ sposób wyleczyæ? Dianne potrz¹snê³a g³ow¹.- Jestem, niestety, psychologiem, nie terapeut¹.- A egzorcyzmy? Si³a modlitwy i tym podobne? Dianne odpar³a z pow¹tpiewaniem:- Nie wydaje mi siê, byœmy znaleŸli gdzieœ odpowiedniego ksiêdza, który by to zrobi³.Koœció³ niezbyt chêtnie zgadza siê teraz na egzorcyzmy.Gazety Ÿle o tym pisz¹.Jak tylkowymówisz s³owo „egzorcyzm”, ju¿ masz tysi¹ce telewidzów chc¹cych ogl¹daæ Linde Blair ozielonej twarzy i ³Ã³¿ka lataj¹ce w powietrzu.- Przerwa³a, a potem ci¹gnê³a dalej: - Widzia³amegzorcyzmy dwa razy.Raz w Nowym Orleanie, przeprowadzone z wielk¹ pomp¹, zeœwiecami, z kadzid³em, i raz tutaj w Filadelfii.Nic nie da³y.W obu przypadkach ZOP-y nieda³y znaæ o sobie, dopóki na miejscu byli ksiê¿a, lecz jak tylko odeszli, roztañczy³y siê nanowo.- Proszê, one przynajmniej mog¹ tañczyæ - powiedzia³ John patrz¹c na swe bezw³adnenogi.Dianne podnios³a siê z tapczanu, przesz³a przez pokój i nastawi³a p³ytê kompaktow¹.Nat King Cole œpiewa³ When I Fall in Love - tañczy³a powoli wokó³ dywanu, udaj¹c, ¿e jestprowadzona przez mê¿czyznê.Na koniec usiad³a obok Johna ze skrzy¿owanymi nogami iuœmiechnê³a siê do niego.- Zdawa³o mi siê, ¿e to by³eœ ty.John spojrza³ na ni¹.- Nie kpi³abyœ chyba ze mnie, co? - zapyta³
[ Pobierz całość w formacie PDF ]