[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I przebywa³em tam ca³e piêæ lat.- I w wieku dziesiêciu lat za¿ywa³eœ rozkoszy z wszystkimi dziewczêtami, o których mi opowiadasz? A potem pos³ano ciê, ¿ebyœ kogoœ zabi³? Co ty te¿ powiadasz, mój Ab-dulu? - Baudolino spojrza³ z trosk¹ na przyjaciela.- By³em zbyt ma³y, by pos³aæ mnie od razu miêdzy szczêœliwych m³odzieñców, zosta³em wiêc oddany na s³u¿bê pewnemu zamkowemu eunuchowi, który dba³ o ich rozkosze.Pos³uchaj jednak, co odkry³em.Przez te piêæ lat nie widzia³em ogrodów, gdy¿ m³odzieñcy byli zawsze zakuci ca³¹ gromad¹ w ³añcuchy na owym spalonym od s³oñca podwórcu.Ka¿dego ranka eunuch bra³ z pewnej szafy srebrne wazy z gêst¹ jak miód, lecz zielonkaw¹ mas¹, podchodzi³ do ka¿dego z wiêŸniów i karmi³ go t¹ substancj¹.Oni zaœ kosztowali jej i zaczynali opowiadaæ samym sobie i innym o wszystkich rozkoszach, o których mówi³a legenda.Pos³uchaj, przez ca³y dzieñ mieli oczy szeroko otwarte i uœmiechali siê ze szczêœcia.Pod wieczór ogarnia³o ich znu¿enie i zaczynali siê œmiaæ, czasem cicho, czasem bez miary, a potem zasypiali.W koñcu, stopniowo dorastaj¹c, zrozumia³em, jakAloadyn ich oszukuje: ¿yli w ³añcuchach, a wierzyli, ¿e s¹ w raju, i nie chc¹c tego raju traciæ, stawali siê narzêdziem zemsty swojego pana.Jeœli wracali ca³o z wypraw, z powrotem zakuwano ich w ³añcuchy i znowu widzieli i czuli to, o czym roili po spo¿yciu zielonego miodu.-A ty?- Pewnej nocy, kiedy wszyscy spali, zakrad³em siê tam, gdzie przechowywano srebrne wazy, i skosztowa³em zielo-95nego miodu.Skosztowa³em? Zjad³em dwie ³y¿eczki i natychmiast zobaczy³em rzeczy cudowne.- Czu³eœ, ¿e jesteœ w ogrodzie?- Nie, byæ mo¿e tamci œnili o ogrodzie, bo po przybyciu do zamku w³aœnie o ogrodzie opowiada³ im Aloadyn.S¹dzê, ¿e dziêki zielonemu miodowi mo¿na zobaczyæ to, czego pragnie siê w g³êbi serca.Ja znalaz³em siê na pustyni, a w³aœciwie w oazie, i patrzy³em, jak zbli¿a siê wspania³a karawana: wielb³¹dy ozdobione pióropuszami i zastêp Maurów w barwnych turbanach, którzy bili w bêbny i grali na cymba³ach.Za nimi zaœ, w lektyce niesionej przez czterech olbrzymów, przybywa³a Ona, ksiê¿niczka.Nie umiem ci ju¿ powiedzieæ, jaka by³a, by³a taka.jak by to rzec.olœniewaj¹ca, ¿e przypominam sobie tylko blask, oœlepiaj¹cy splendor.-Jak¹ mia³a twarz, by³a piêkna?- Twarzy nie widzia³em, nosi³a zas³onê.- W kim¿e wiêc siê zakocha³eœ?- W niej, gdy¿ jej nie ujrza³em.Widzisz, w serce, tutaj, wniknê³a mi ogromna s³odycz, têsknota, która pozosta³a ju¿ na zawsze.Karawana oddali³a siê w stronê wydm, zrozumia³em, ¿e wizja nigdy nie wróci, mówi³em sobie, ¿e muszê biec za t¹ istot¹, ale nad ranem zacz¹³em siê œmiaæ, wtedy myœla³em, ¿e z radoœci, lecz jest to skutek zielonego miodu, kiedy koñczy siê jego dzia³anie.S³oñce by³o ju¿ wysoko, gdy siê obudzi³em, i niewiele brakowa³o, a eunuch zaskoczy³by mnie podczas snu.Wówczas powiedzia³em sobie, ¿e muszê uciec i odnaleŸæ dalek¹ ksiê¿niczkê.- Przecie¿ wiedzia³eœ, ¿e to tylko dzia³anie zielonego miodu.- To prawda, wizja by³a u³ud¹, ale nie by³o ni¹ to, co czu³em w sercu moim, to by³o prawdziwe pragnienie.A pragnienie, które czujesz, nie jest u³ud¹, jest i tyle.- Ale by³o to pragnienie u³udy.- Sedno sprawy w tym, ¿e ja nie chcia³em tego pragnienia straciæ.Wystarczy³o go, by poœwiêciæ mu ¿ycie.Krótko mówi¹c, Abdulowi uda³o siê znaleŸæ sposób, by uciec z zamku i powróciæ do rodziny, która myœla³a, ¿e ju¿ go straci³a.Ojciec lêka³ siê zemsty Aloadyna, odes³a³ wiêc96syna z Ziemi Œwiêtej do Pary¿a.Abdul zaœ przed ucieczk¹ od Aloadyna przyw³aszczy³ sobie jedno naczynie z zielonym miodem, ale - jak wyjaœni³ Baudolinowi - nigdy go nie skosztowa³, ba³ siê bowiem, ¿e przeklêta substancja przeniesie go do tej samej oazy i bêdzie prze¿ywa³ w nieskoñczonoœæ sw¹ ekstazê.Nie wiedzia³, czy wytrzyma takie wzruszenie.Teraz ksiê¿niczka jest z nim i nikt mu jej nie odbierze.Lepiej spogl¹daæ na ni¹ mi³oœnie jako na cel, ni¿ posi¹œæ j¹ w nieprawdziwym wspomnieniu.Po jakimœ czasie, chc¹c zyskaæ si³ê potrzebn¹ do tworzenia kancon, w których ksiê¿niczka mia³a zaszczytne miejsce i by³a obecna w swym oddaleniu, zdobywa³ siê czasem na odwagê i kosztowa³ odrobinê miodu na czubku ³y¿eczki, by poczuæ jego smak na jêzyku.Prze¿ywa³ krótkie ekstazy jak dzisiejszego wieczoru.Historia Abdula zaciekawi³a Baudolina; kusi³o go, ¿eby prze¿yæ choæby krótk¹ wizjê, w której ujrza³by cesarzow¹.Abdul nie móg³ mu tego odmówiæ.Baudolino poczu³ tylko leciutkie oszo³omienie i pragnienie œmiechu.Czu³ jednak, ¿e umys³ ma pobudzony.Osobliwe, ¿e nie podzia³a³a tak nañ Beatrycze, lecz ksi¹dz Jan, a¿ sam siebie j¹³ pytaæ, czy prawdziwym przedmiotem jego po¿¹dania nie jest tamto nieosi¹galne królestwo - bardziej ni¿ pani jego serca.I sta³o siê tak, ¿e tego wieczoru Abdul, prawie ju¿ uwolniony od dzia³ania miodu, Baudolino zaœ lekko oszo³omiony, zaczêli dyskutowaæ o ksiêdzu, zastanawiaj¹c siê w³aœnie nad jego istnieniem.A poniewa¿ zielony miód mia³ ten przymiot, ¿e dotykalne stawa³o siê to, czego nigdy siê nie widzia³o, obaj wypowiedzieli siê za istnieniem ksiêdza.Istnieje - zdecydowa³ Baudolino - poniewa¿ nie ma ¿adnych racji, które zaprzecza³yby jego istnieniu.Istnieje - zgodzi³ siê Abdul - poniewa¿ s³ysza³em od pewnego klerka, ¿e za krajami Medów i Persów panuj¹ chrzeœcijañscy królowie, którzy zwalczaj¹ tamtejszych pogan.- Kim jest ten klerk? - spyta³ Baudolino i zadr¿a³.- To Boron - odpar³ Abdul.I zaraz nastêpnego dnia zaczêli szukaæ owego Borona.By³ to klerk z Montbeliard, wagabunda jak inni jemu podobni, i przebywa³ teraz w Pary¿u (odwiedza³ bibliotekê u Œwiêtego Wiktora), lecz jutro bêdzie nie wiadomo gdzie,97gdy¿ wêdrowa³ wed³ug planu, o którym nikomu nie opowiada³
[ Pobierz całość w formacie PDF ]