[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Julia zrobi³a to samo.To, co zobaczyli, zupe³nie nie przypomina³o tego kawa³ka Narnii, jaki widzieli poprzedniego dnia.Znajdowali siê na rozleg³ej równinie, pociêtej przez wodne kana³y na niezliczon¹ liczbê wysepek.Wysepki poroœniête by³y grub¹, ostr¹ traw¹ i obrze¿one trzcinami i sitowiem.Tu i tam jaœnia³y wiêksze kêpy sitowia, znad których wzlatywa³y raz po raz chmury ptaków: kaczek, s³onek, b¹ków i czapli.Wszêdzie by³o wiele wigwamów podobnych do tego, w jakim spêdzili noc, ka¿dy jednak w doœæ du¿ej odleg³oœci od innych, bo blotowije ceni¹ sobie ¿ycie w domowym zaciszu.Nie by³o tu ¿adnych drzew, dopiero daleko, wiele mil na po³udnie i na zachód, czernia³a linia puszczy.Na wschód, a¿ do piaszczystych wzgórz na horyzoncie, rozpoœciera³y siê p³askie moczary, a s³ony zapach przynoszony przez wiatr pozwala³ s¹dziæ, ¿e za wzgórzami jest morze.Na pó³nocy widnia³y niskie, blade wzgórza gdzieniegdzie obramowane bastionami ska³.W deszczowy wieczór by³oby to zapewne przygnêbiaj¹ce miejsce.Teraz jednak, w porannym s³oñcu, z rzeœkim wiatrem i krzykiem ptaków rozbrzmiewaj¹cym ze wszystkich stron, to wodne pustkowie mia³o w sobie coœ piêknego i œwie¿ego.Dzieci poczu³y siê nieco raŸniej.- Ciekawa jestem, gdzie ten jak-mu-tam polaz³?- odezwa³a siê Julia.- B³otowij - odpowiedzia³ Eustachy g³osem cz³owieka dumnego z tego, ¿e zna w³aœciwe s³owo.- Myœlê, ¿e.hej, to musi byæ on! - I wtedy oboje go dostrzegli.Siedzia³ odwrócony do nich plecami i ³owi³ ryby jakieœ trzydzieœci metrów dalej.Trudno by³o go z pocz¹tku zauwa¿yæ, poniewa¿ by³ prawie tego samego koloru co bagno i nie porusza³ siê.- Chyba powinniœmy do niego podejœæ i porozmawiaæ - powiedzia³a Julia, a Eustachy kiwn¹³ g³ow¹.Oboje czuli siê trochê nieswojo.Kiedy podeszli bli¿ej, siedz¹ca nad wod¹ postaæ odwróci³a g³owê.Zobaczyli d³ug¹, chud¹ twarz z nieco zapadniêtymi policzkami, w¹skimi, zaciœniêtymi ustami, ostrym nosem i d³ugim, nie zaroœniêtym podbródkiem.G³owê przykrywa³ strzelisty jak dach wie¿y kapelusz z bardzo szerokim, p³askim rondem.Wystaj¹ce spod kapelusza w³osy - jeœli mo¿na to nazwaæ w³osami - by³y zielonoszare i proste jak trzciny.Jej skóra by³a brudnoziemista, twarz pe³na powagi i od razu siê wiedzia³o, ¿e jest to istota, która ¿ycie traktuje powa¿nie.- Dzieñ dobry, moi goœcie - powiedzia³ b³otowij.- Chocia¿, jeœli mówiê DOBRY, nie oznacza to wcale, ¿e nie bêdzie deszczu, œniegu, mg³y lub burzy z piorunami, co jest zreszt¹ bardzo prawdopodobne.Oœmielê siê mniemaæ, ¿e nie zmru¿yliœcie oka przez ca³¹ noc.- Ale¿ sk¹d, spaliœmy - powiedzia³a Julia.- To by³a cudowna noc.- Ach, ach - rzek³ b³otowij, krêc¹c g³ow¹.- Widzê, ¿e masz zwyczaj œmiaæ siê wtedy, gdy trzeba p³akaæ.Bardzo s³usznie.Dobrze ciê wychowano, bardzo dobrze.Nauczono ciê trzymaæ fason.- Przepraszam, ale nie wiemy, jak siê nazywasz - odezwa³ siê Eustachy.- Nazywam siê B³otosmêtek.Ale nie przejmujcie siê, jeœli o tym zapomnicie.Zawsze mogê wam powtórzyæ.Dzieci usiad³y przy nim nad wod¹.Teraz zobaczy³y, ¿e ma bardzo d³ugie nogi i rêce, tak ¿e stoj¹c, by³by na pewno wy¿szy od wiêkszoœci ludzi.Palce jego r¹k i nóg po³¹czone by³y b³onami.Ubrany by³ w jakiœ dziwny luŸny strój ziemistego koloru, który wisia³ na nim jak na wieszaku.- Próbujê z³apaæ kilka wêgorzy, aby zrobiæ gulasz na obiad - rzek³ B³otosmêtek - chocia¿ wcale bym siê nie zdziwi³, gdybym ¿adnego nie z³apa³.A jeœli nawet coœ z³apiê, to i tak nie bêdzie wam zbytnio smakowaæ.- Dlaczego? - zapyta³ Eustachy.- Có¿, nie by³oby rozs¹dnie mniemaæ, ¿e lubicie nasz rodzaj po¿ywienia, choæ z pewnoœci¹ bêdziecie robiæ dobr¹ minê do z³ej gry.W ka¿dym razie, gdybyœcie tak spróbowali rozpaliæ ogieñ, gdy bêdê ³owi³.nic nie szkodzi spróbowaæ! Drewno jest za wigwamem.Pewno bêdzie wilgotne.Mo¿ecie je zapaliæ wewn¹trz wigwamu i wówczas dym bêdzie was gryz³ w oczy.Mo¿ecie te¿ zapaliæ je na dworze, wówczas z pewnoœci¹ nadejdzie deszcz i zagasi je.Oto hubka i krzesiwo.Obawiam siê, ¿e nie wiecie, jak siê tego u¿ywa.Ale Scrubb nauczy³ siê takich rzeczy podczas swojej poprzedniej bytnoœci w Narnii.Dzieci pobieg³y do wigwamu, znalaz³y drewno (które by³o zupe³nie suche) i zapali³y ognisko z mniejszymi ni¿ zwykle trudnoœciami.Potem Eustachy usiad³, aby dogl¹daæ ognia, a Julia posz³a siê umyæ - nie by³ to zbyt przyjemny rodzaj mycia - w najbli¿szym kanale.Potem zmieni³a Eustachego przy ognisku, by i on móg³ siê umyæ.Oboje poczuli siê teraz odœwie¿eni, ale i bardzo g³odni.Po jakimœ czasie wróci³ znad brzegu B³otosmêtek.Wbrew swym przepowiedniom z³owi³ co najmniej tuzin wêgorzy, które ju¿ obdar³ ze skóry i oczyœci³.W³o¿y³ je do du¿ego kocio³ka, postawi³ go na ogniu i zapali³ fajkê.B³otowije pal¹ bardzo dziwny, ciê¿ki gatunek tytoniu (niektórzy twierdz¹, ¿e mieszaj¹ go ze szlamem) i dzieci zauwa¿y³y, ¿e dym z fajki B³otosmêtkaprawie w ogóle nie unosi³ siê do góry, lecz spe³za³ ciê¿ko po brzuœcu ku ziemi jak gêsta mg³a.Eustachy krztusi³ siê, gdy czarny dym podpe³za³ od czasu do czasu w jego stronê.- No có¿ - powiedzia³ B³otosmêtek, poci¹gaj¹c z cybucha - te wêgorze bêd¹ siê gotowa³y a¿ do œmierci i ka¿de z nas mo¿e zas³abn¹æ z g³odu, zanim siê ugotuj¹.Zna³em jedn¹ ma³¹ dziewczynkê.ale chyba lepiej nie bêdê wam opowiada³ tej historii.Móg³bym wam zepsuæ humor, a to jest rzecz, jakiej nigdy nie robiê.A wiêc, aby zapomnieæ o g³odzie, moglibyœmy równie dobrze porozmawiaæ o waszych planach.- Tak, pomówmy o tym - powiedzia³a Julia.- Czy mo¿esz nam pomóc w odnalezieniu królewicza Riliana?B³otosmêtek zaci¹gn¹³ siê fajk¹ tak, ¿e zamiast policzków mia³ teraz dwie pod³u¿ne, g³êbokie dziury.- No có¿, nie wiem, czy mo¿na to nazwaæ POMOC¥ - odrzek³ w koñcu.- Nie wiem, czy ktokolwiek mo¿e wam w ogóle POMÓC.Rozs¹dek nakazywa³by nie wyruszaæ w tak dalek¹ drogê na pó³noc teraz, o tej porze roku, z zim¹ za pasem i wszystkim innym na karku.A zima bêdzie wczesna, wszystko na to wskazuje.Ale nie powinniœcie upadaæ na duchu.Bardzo prawdopodobne, ¿e w kraju pe³nym wrogów, wspinaj¹c siê na strome góry, przeprawiaj¹c przez rw¹ce rzeki, gubi¹c czêsto drogê, nie maj¹c nic do jedzenia, a za to pêcherze na nogach, w ogóle nie zwrócimy uwagi na pogodê.Ale jeœli nawet nie uda siê nam zawêdrowaæ tak daleko, aby to coœ da³o, mo¿e to nie bêdzie a¿ tak daleko, ¿eby wracaæ w zbytnim poœpiechu.Oboje zauwa¿yli, ¿e powiedzia³ „nam", a nie „wam", i oboje jednoczeœnie wykrzyknêli:- Wiêc pójdziesz z nami?- O tak, oczywiœcie, pójdê z wami.Tak siê sk³ada, ¿e mogê iœæ.Nie s¹dzê, byœmy kiedykolwiek jeszcze zobaczyli króla w Narnii, jako ¿e po¿eglowa³ nie bardzo wiadomo dok¹d, a kiedy wyrusza³ w morze, mia³ nieprzyjemny kaszel, bardzo nieprzyjemny.Zuchon, có¿.szybko robi siê niedo³ê¿ny.I zobaczycie, ¿e bêd¹ bardzo z³e zbiory po tym okropnym, suchym lecie.I nie bêdê siê dziwi³, jeœli nas zaatakuje jakiœ wróg.Zapamiêtajcie moje s³owa.- A od czego zaczniemy? - zapyta³ Eustachy.- No có¿ - rzek³ B³otosmêtek po d³u¿szej chwili milczenia - wszyscy, którzy wyruszali na poszukiwanie królewicza Riliana, zaczynali od Ÿród³a, przy którym baron Drinian widzia³ ow¹ pani¹.Przewa¿nie szli stamt¹d na pó³noc.A poniewa¿ ¿aden z nich nigdy nie wróci³, trudno dok³adnie oceniæ, co w ten sposób osi¹gnêli.- Musimy zacz¹æ od znalezienia ruin miasta olbrzymów - przerwa³a mu Julia.- Tak powiedzia³ Aslan
[ Pobierz całość w formacie PDF ]