[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Siedziałem za biurkiem, przekładając z miejsca na miejscepapiery i ołówki, zaglądając nie wiadomo po co do notesui usiłując na próżno zrozumieć treść zawiadomienia z banku,gdyż nawet po kilkakrotnej lekturze zawarte tam liczbynie miały dla mnie żadnego znaczenia.Wreszcie podkradłem się na palcach do drzwi i przyłożyłemdo nich ucho.Z zewnątrz dobiegał jedynie szum odkurzacza.Czyżby naprawdę przyszła jedynie po to, by posprzątać? Zarównowyraz jej twarzy, jak i ton głosu były wyniosłe i pogardliwe.Doskonale zdawała sobie sprawę, że ma w ręku najlepsze karty,a ja mogę jedynie czekać, kiedy zdecyduje się rozpocząć grę.Wszystko z powodu marnie napisanej, naiwnej, nudnej i nijakiej.Nagle rozległo się pukanie do drzwi.Niewiele brakowało, żebymrzucił się do nich pędem.Z trudem nakazałem sobie spokój,policzyłem do pięciu, podniosłem się z fotela, podszedłem do drzwi,nacisnąłem klamkę.- Słucham?- Przepraszam, że przeszkadzam, ale nie wiedziałam,co mam z tym zrobić.Rozpoczęła się ta sama działalność wykopaliskowa, jakąza każdym razem prowadziła Beenie.Czy poleciła dziewczynie,żeby zastosowała podobną taktykę? Annette trzymaław ręku sfatygowany zielony zeszyt z wypisanym na okładcewielkimi, czarnymi literami słowem RAPTUSY.Tak nazywałasię drużyna piłkarska miejscowej szkoły średniej.Przypuszczalniezeszyt stanowił własność jednej z naszych córek.- Zatrzymam go.Dziękuję.- Nie ma za co.Wręczyła mi zeszyt i odwróciła się, żeby odejść.- Annette.Po co tu przyszłaś?Obdarzyła mnie niewinnym spojrzeniem.- Żeby posprzątać dom.Już panu powiedziałam, że Beeniepoprosiła mnie, żebym ją zastąpiła.- Sprzątanie nie ma żadnego znaczenia.Czy nie wolałabyśraczej porozmawiać o.- Nie.Kazała mi tylko przynosić panu różne rzeczy i pytać,co chce pan z nimi zrobić.Nie wiedziałem, co począć.Pójść za nią, złapać ją za ramię,posadzić w fotelu i powiedzieć: "Słuchaj, umarlaku,musimy wyjaśnić sobie parę rzeczy.Musimy porozmawiaćo twojej książce"? Nie, to do niczego.Wróciłem za biurko ze szkolnym zeszytem w dłoni i niemając nic lepszego do roboty, otworzyłem go.- Co jest, jeża rodzisz?!Odwróciłem raptownie głowę, aby zobaczyć, kto to powiedział,ale w tej samej chwili czyjaś ręka zatkała mi usta.Przerażony, spojrzałem na jej właściciela.Nie znałem tegochłopca.Byliśmy bardzo blisko siebie, właściwie twarząw twarz.Czułem go.Czułem go głęboko w sobie, tam, w dole.- Ciii!.Zaraz sobie pójdzie.Przyjrzałem mu się.Kto to jest? Na brodzie miał trzymałe pryszcze.O czym on mówi? Co ja tu robię? Znajdowaliśmysię w toalecie.On siedział ze spuszczonymi spodniami na sedesie,a ja okrakiem na nim.- Chłopie, pośpiesz się z nią trochę, dobra?Mój kochanek uśmiechnął się, słysząc ponaglenia kolegi czekającegopo drugiej stronie drzwi, po czym zaczął poruszać biodrami wszybszym tempie, starając się skończyć jak najprędzej, żeby jeszczewrócić na lekcję, z której oboje uciekliśmy.Byłem moją córką Freyą.Cichą, spokojną Freyą, któraoklejała ściany swego pokoju zdjęciami kotów i czytywałaopasłe książki o tytułach takich jak na przykład Płomieniemilości i szaleństwa.Ze szkoły przynosiła raczej przeciętneoceny i starała się pozostawić siostrze udział we wszystkichsprzeczkach oraz dyskusjach.Lubiła też opiekować sięGeraldem.Piekła mu ciasteczka, a potem karmiła go, podającmu małe kawałeczki.Pieprzyła się w szkolnej toalecie z chłopcem, który starałsię skończyć jak najszybciej, żeby wślizgnąć się z powrotemdo klasy wraz z czekającym przed kabiną kolegą.Byłem nią.Czułem w sobie tego chłopca, czułem zapach jego potui taniej wody kolońskiej.Suwak jego spodni wrzynał mi się wpośladki.- Już! Już!.Już.Szczytując, odchylił głowę do tyłu i rąbnął nią w ścianę.- Cholera! Kurczę, całkiem nieźle.Ale boli! Dzięki,Dajko.To było naprawdę niezłe.Rozcierając sobie guza jedną ręką, drugą delikatnie zepchnąłmnie z siebie.Stanęłam nad nim na ugiętych, drżących nogach.Chciałam, żeby powiedział coś jeszcze.Przecież przyszłam tu znim, mimo że akurat zaczynała się moja ulubiona lekcja.Chciałam,żeby powiedział coś miłego, co zostanie ze mną, kiedy on już sobiepójdzie, ale on był zbyt zajęty doprowadzaniem się do porządku.- Szybciej, palancie! Zostało jeszcze tylko pięć minut!- Dobra! - Zapiął rozporek i sięgnął za mnie, by otworzyćdrzwi.- Na razie, Dajko.I dzięki.Jego kolega wsadził głowę do boksu, zmierzył mnie szybkimspojrzeniem, po czym zapiszczał cienkim, donośnym głosem:- Daaaaaaajka!Obaj chłopcy zachichotali i zniknęli.Zdawałam sobiesprawę, że ja też powinnam wrócić na lekcję, ale właściwiepo co, skoro do końca zostało tylko pięć minut? Wytrę nogipapierowym ręcznikiem, poprawię makijaż i znowu będęwyglądać okay, zanim zadzwoni dzwonek na przerwę i z salwybiegną uczniowie, którzy mogliby zobaczyć, jak wychodzęz męskiej toalety.- Zrobiłam to raz, w szkole średniej, ale chłopak nieskończył.Oboje byliśmy za bardzo przerażeni.Miałem zamknięte oczy, więc tylko usłyszałem głos Annettei poczułem, że wyjmuje mi zeszyt z ręki.- Dont worry, be happy! To już wszystko.Może pan otworzyćoczy; jest pan z powrotem w domu.Przykucnęła tuż przede mną.Miała poważną twarz, aleod razu zorientowałem się, że jest zadowolona.- Czy to naprawdę była Freya? Naprawdę robiła takie rzeczy?- I to często.Wystarczy, że znowu dotknie pan zeszytu,a sam się pan o tym przekona.W ogólniaku miała dwaprzezwiska: "Dajka", bo chętnie dawała, i "Tunel".Znalazłamcoś jeszcze, profesorze.- Nie chcę! Zostaw mnie!- Musi pan, profesorze.Takie są reguły.Pan powiedziałmi prawdę, a teraz ja powiem ją panu.Jak pan myśli, dlaczegoona sprowadziła mnie z powrotem? Jestem pańską Meduzą! Powiem panuprawdę i tylko prawdę o całym pańskim życiu! Pamięta pan, jak Beeniezaczęła znajdywać różne rzeczy? Ja znalazłam ich jeszcze więcej.- Beenie nie miała złych intencji!- Kiedy to wcale nie jest zło, tylko fakty.Pokazuję panupańską prawdę: to, co inni myśleli o panu, co się działo,kiedy patrzył pan w inną stronę.Pan lubi mówić takierzeczy innym ludziom, więc teraz niech sam pan tego zasmakuje.Proszę pamiętać, co powiedziała Norah: "Niemusisz aprobować tego, co robię".- Nie znasz Norah!- Rzeczywiście, ale za to znam prawdę.Oto skarb numer dwa,tatusiu.Pamiętasz? On je wprost uwielbiał.Wyciągnęła coś w moim kierunku, ale byłem tak zdezorientowany,że w pierwszej chwili nie poznałem, co to jest.- Obwarzanki! Nie pamiętasz, jak bardzo lubił je Geraid? Jak chodziłpo domu z kawałkiem obwarzanka w ustach? Naturalnie, w starychdobrych czasach, jeszcze zanim przezornie odesłałeś go do wariatkowa.Rzuciła mi je, aleja ich nie chciałem.Wydały mi się bardzo ciężkie.Kawałki twardego ciasta.Kiedy tylko ich dotknąłem, natychmiast zobaczyłemświat widziany jego oczami.Oczami Geralda/dziecka/czło-wieka/szaleńca/zwierzęcia.Barwy ryczały i szeptały.Przemawiałygłosami.Wszystko przemawiało głosami.Krzesła nagle przestały byćkrzesłami, ponieważ przestałem rozumieć, do czego służą.Zapachy.Najsłabszy zapach przeistaczał się w eksplozję sto razy większąod tego, co znałem do tej pory, czasem dobrą, a czasem złą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]