[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- "Przychodzi ze swymi trzema przyjació³mi zimow¹ por¹.Uderzaj¹ w drzwi".Toznaczy: pukaj¹ do drzwi."Puka i puka, ale kiedy gospodarze pytaj¹ g³oœno: "Kto tam? Ktopuka do drzwi?", w ogóle nie odpowiada.On nigdy siê nie odzywa.Ale jeœli gospodarze nieotworz¹ i nie wpuszcz¹ go do œrodka, bêdzie puka³ do s¹dnego dnia.Kiedy go w koñcuwpuszcz¹, staje w œrodku razem ze swymi trzema przyjació³mi i w ogóle siê nie odzywa.Onirównie¿ nic nie mówi¹.Dlatego w³aœnie nazywaj¹ ich." Nie znam odpowiedniego s³owa poangielsku.Oznacza ludzi, którzy nie mówi¹.- Niemowy? - zapyta³ Luke.- Nie, to nie to.Nie chodzi o niemotê fizjologiczn¹.Oni przestali siê odzywaæ z w³asnegowyboru.Nie mówi¹ ku w³asnej uciesze.- Ma pan na myœli mimów? - zapyta³ Norman.- Nie, raczej nie.Mim próbuje wyjaœniæ to, co robi, gestem i ruchem.Ci ludzie natomiastwchodz¹ do domu i milcz¹.Niczego nie wyjaœniaj¹.- Trapiœci? - zasugerowa³ Norman.- Na litoœæ bosk¹ - przerwa³ im Luke.Ale potem przypomnia³ sobie sztych przypiêty doœciany w pokoju Terence'a.Odziany w liœcie mê¿czyzna z kpi¹cym uœmiechem na twarzy.Jak brzmia³ podpis na odwrocie? Maszkarnik.Cz³owiek w masce, który nigdy siê nie odzywa.Który pozostaje niemy.Chcia³ coœ powiedzieæ, ale ugryz³ siê w jêzyk i pozwoli³ Ponicanowi czytaæ dalej.- "Siada przy stole.Oczekuje, ¿e poczêstuj¹ go winem i czymœ jeszcze." Nie wiem, coto jest.Brzmi to podobnie do hovesy maso, co oznacza gulasz."On i jego przyjacielewyci¹gaj¹ koœci i graj¹ tak d³ugo, a¿ zgaœnie ogieñ w kominku.Zdarza siê to tylko ookreœlonej porze roku i nie ka¿dego spotyka zaszczyt tej wizyty.On przebywa wielekilometrów, ale nikt nie widzi go w trakcie podró¿y.W niektórych miastach, tych, którychjeszcze nie odwiedzi³, ludzie modl¹ siê, ¿eby przyszed³.Ale tam, gdzie by³, mieszkañcy boj¹siê wymówiæ jego imiê, podobnie jak on nigdy nie wymienia ich".Leos Ponican od³o¿y³ lekko dr¿¹c¹ d³oni¹ kartkê i zdj¹³ okulary.- Reszta wygl¹da tak samo.O ludziach, którzy sk³adaj¹ wizyty i nic nie mówi¹.Graj¹ wkoœci i zostawiaj¹ podarki.Zostawiaj¹ du¿o ró¿nych podarków.Ka¿dy z nich nosi innykostium.Nie wiem, czy to ma byæ jakieœ opowiadanie, czy coœ innego.- WeŸmie pan to do domu i przet³umaczy? - zapyta³ Luke.- Chcia³bym poznaæ ca³oœæ.Leos Ponican przerzuci³ fotokopie, dziewiêtnaœcie pokrytych drobnym pismem kartek.- To mi zajmie trochê czasu.- Móg³bym zap³aciæ panu trochê wiêcej, jeœli zrobi pan to szybko.- Có¿.w takim razie dobrze.Byæ mo¿e uda mi siê przet³umaczyæ to w dwa dni.- A co pan powie na trzydzieœci szeœæ godzin?- Zrobiê, co w mojej mocy, szeryfie - odpar³ Leos Ponican, po czym wyszed³,zabieraj¹c ze sob¹ fotokopie.Luke odchyli³ siê do ty³u w swoim westernowym fotelu ipo³o¿y³ nogi na biurku.- Chore majaczenia, nie? - spyta³ Norman.- No nie wiem.wydaje mi siê, ¿e powinniœmy siê wstrzymaæ z os¹dem do czasu, kiedydostaniemy pe³ny przek³ad.- Uwa¿am, ¿e s³uszne by³o twoje pierwsze domniemanie.Pearsonowi brak pi¹tej klepki.- To naprawdê nie ma wiêkszego znaczenia, czy facet jest chory czy zdrowy na umyœle- odpar³ Luke.- Zginê³y cztery absolutnie niewinne osoby.I zdarzy³o siê to, na litoœæbosk¹, tutaj, w Cedar Rapids.To sprawia, ¿e mam wra¿enie.no nie wiem, mam wra¿enie,jakby zbli¿a³ siê koniec œwiata.Apokalipsa.Potrz¹sn¹³ g³ow¹.- Mojemu tacie wydawa³o siê, ¿e piwo, rock'n'roll i obmacywanie siê na tylnymsiedzeniu samochodu to najgorsze rzeczy, jakie wymyœli³ Szatan.Czasami prawie siê cieszê,¿e odszed³ ju¿ z tego œwiata.Norman spojrza³ na zegarek.- Chcesz porozmawiaæ teraz z Pearsonem?Luke pokiwa³ g³ow¹.- Potem bêdziemy mogli uznaæ, ¿e na dzisiaj dosyæ.Jutro czeka nas bardzo d³ugi dzieñ.Terence sta³ w swojej celi odwrócony plecami do krat.Luke podszed³ bli¿ej i przez chwilêmu siê przygl¹da³.Terence musia³ w koñcu zdaæ sobie sprawê z jego obecnoœci, ale nieporuszy³ siê ani nie odezwa³.Nawet jego plecy komunikowa³y, jak bardzo jest spiêty.Areszt mieœci³ siê w podziemiach.Œciany pomalowane by³y dwoma odcieniami szarejfarby, na szaro pomalowano równie¿ kraty.W gor¹cym powietrzu unosi³ siê zapach lizolu,wymiotów i nie mytych nóg.Oprócz Pearsona pod kluczem siedzia³o trzech pijaków ihandlarz cracka, ale noc by³a jeszcze bardzo wczesna i do rana powinny pozostaæ tylkomiejsca stoj¹ce.- Nie ³am mi serca.mojego obola³ego, kruchego serca - œpiewa³ jeden z pijaków.Drugi cicho szlocha³.Przy celi Terence'a pe³ni³ specjaln¹ wartê m³ody czarny funkcjonariusz.Trzy lata temuLuke nie zawraca³by sobie g³owy specjaln¹ wart¹.Ale któregoœ razu, zaledwie w pó³ godzinypo aresztowaniu go przez Luke'a, powiesi³ siê na rêkawie w³asnej koszuli pewien podejrzanyo morderstwo facet.A mniej ni¿ tydzieñ póŸniej siedemnastoletni aresztant zabi³ siê,wsadziwszy sobie do nozdrzy dwa o³Ã³wki, i waln¹wszy twarz¹ w sk³adany stó³.Luke niemóg³ pozwoliæ, ¿eby Terence Pearson wymkn¹³ mu siê w podobny sposób.- Pearson? - rzuci³ szorstko.- Przez ostatnie trzy godziny prawie siê nie odezwa³ - oœwiadczy³ czarny policjant.-Poprosi³ tylko o tabletkê od bólu g³owy i zapyta³, która godzina.- Pearson? - powtórzy³ Luke.- Nazywam siê Friend.Jestem szeryfem.- Wiem - odpar³ Terence.- Czego pan chce?- Trochê porozmawiaæ.- Naprawdê? Wiem, jakiej pan chce rozmowy.Jednostronnej rozmowy, w której to jabêdê mówi³.Na przyk³ad o tym, co doprowadza ojca do tego, ¿e zabija w³asne dzieci.Luke wzruszy³ ramionami i odkaszln¹³.- To na pocz¹tek.Terence nadal siê nie odwraca³.- Musi pan zrozumieæ jedno, szeryfie, inaczej nie zrozumie pan niczego.Ja ich niezabi³em.Ja je ocali³em.- Ocali³ je pan? Od czego?Terence chwilê milcza³.- I tak pan tego nie zrozumie - odpar³ w koñcu.- Nic pan z tego nie zrozumie.- Niech pan mnie wypróbuje.Terence potrz¹sn¹³ g³ow¹.Luke sta³ przed cel¹ prawie przez ca³¹ minutê, ale on nadal siênie odzywa³.- To najd³u¿sza jego wypowiedŸ, odk¹d tu siedzi - oznajmi³ m³ody czarny policjant.-Zapyta³ raz o godzinê, to by³o o szóstej czterdzieœci siedem.I poprosi³ o tabletkê.- Jeœli wydawa³o ci siê, ¿e ich ocalasz, Terence - powiedzia³ Luke - musia³eœ wierzyæ,¿e ocalasz ich od czegoœ gorszego ni¿ uciêcie g³owy.Brzmi to chyba logicznie?Terence nadal nie odpowiada³; ale udrêka, jak¹ odczuwa³, by³a tak wielka, ¿e wydziela³wyraŸny zapach, przypominaj¹cy ostry konopny zapach naci¹gniêtych sznurów.- Teraz muszê wiedzieæ tylko jedno: co mo¿e byæ gorszego od œciêcia g³owy.- Myœli pan, ¿e jestem nienormalny - stwierdzi³ Terence.- Nie wiem, co myœleæ, dopóki nie powiesz mi, od czego chcia³eœ je ocaliæ.- Nie potrafi³by pan nawet sobie wyobraziæ.- A maszkarnik, Pearson? Czy ma z tym coœ wspólnego maszkarnik?Terence wyraŸnie siê zatrz¹s³.Jego rêce powoli zacisnê³y siê w piêœci, ale nadal siê nieodwraca³.- Daj spokój, Pearson - zachêci³ go Luke.- Nale¿ê do tych szeryfów, którzy niejednopotrafi¹ zrozumieæ.Powiedz mi, co ma z tym wspólnego maszkarnik.- By³ pan w moim gabinecie - powiedzia³ Terence g³osem, który przypomina³ sun¹cypowoli wa³ ziemi.- Zgadza siê, Pearson.By³em w twoim gabinecie.I muszê przyznaæ, ¿e to najbardziejdziwaczny cholerny gabinet, jaki zdarzy³o mi siê ogl¹daæ.Terence obróci³ siê na piêcie.Jego kanciasta twarz by³a szara jak popió³, a oczy okoloneszkar³atnymi obwódkami.- Nie mia³ pan prawa! Nie mia³ pan ¿adnego prawa!- Uspokój siê, Pearson.Zaprosi³a mnie tam twoja ¿ona.- Nie mia³a prawa! Zakaza³em jej tam kiedykolwiek wchodziæ! I pan te¿ nie mia³¿adnego prawa!- Przeciwnie, mia³em wszelkie prawa, jakie sobie tylko ¿yczysz - odpar³ Luke.-Mia³em prawo jako policjant i mia³em równie¿ prawo moralne.Cz³owiek, który robi to, co tyzrobi³eœ, traci niemal wszystko.Traci swoj¹ prywatnoœæ, godnoœæ, wszystko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]