[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Widzê, ¿e zastrzyki pobudzaj±ce by³y ju¿ podawane - i to o wiele za czêsto.Potrzebny wam jest sen.- Sen? - odezwa³ siê jaki g³os.- A co to takiego?- Spokój, Teirnan - rzek³ major zmêczonym g³osem.- Ja za, jako lekarz - zwróci³ siê do Conwaya - stwierdzam, ¿e jestem w pe³ni wiadom ryzyka.Proponujê, ¿ebymy nie tracili czasu.Conway wzi±³ siê szybko i sprawnie do robienia zastrzyków.Ustawiali siê przed nim mê¿czy¼ni o otêpia³ym spojrzeniu i zesztywnia³ych od zmêczenia kociach.Piêæ minut pó¼niej wymaszerowali z sali sprê¿ystym krokiem.W ich oczach pojawi³ siê nienaturalny blask sztucznie wywo³anej ¿ywotnoci.Gdy tylko zakoñczy³ podawanie zastrzyków, us³ysza³ raz jeszcze swoje nazwisko z g³onika, który nakazywa³ mu udaæ siê do luku nr 6 i tam oczekiwaæ na dalsze polecenia.Conway wiedzia³, ¿e luk nr 6 jest jednym z dodatkowych wejæ do Oddzia³u Nag³ych Wypadków.Id±c piesznie w tamt± stronê uwiadomi³ soki; nagle, ¿e jest zmêczony i g³odny.Nie dane by³o mu jednak d³ugo siê a.ad tym zastanawiaæ.G³oniki przekazywa³y wezwanie dla wszystkich sta¿ystów, by udali siê do Oddzia³u Nag³ych Wypadków, oraz poleca³y przenieæ pacjentów z przyleg³ych oddzia³Ã³w, gdzie siê tylko da.Komunikaty by³y przedzielone niezrozumia³ym be³kotem jêzyków innych ras, których przedstawiciele otrzymywali podobne polecenia.Wygl±da³o na to, ¿e Oddzia³ Nag³ych Wypadków zosta³ powiêkszony.Po co? Sk±d mieli przybyæ ci wszyscy poszkodowani? Myli Conwaya zamieni³y siê w jeden wielki, zmêczony znak zapytania.VW pobli¿u luku nr 6 zasta³ tralthañskiego Diagnostyka pogr±¿onego w rozmowie z dwoma Kontrolerami.Conway poczu³ oburzenie na widok osobistoci tak dystyngowanej bêd±cej w komitywie z kim równie godnym pogardy, jak Kontroler.Potem jednak pomyla³ z odrobin± goryczy, ¿e w tym miejscu nic go ju¿ nie mo¿e zdziwiæ.Dwóch innych Kontrolerów sta³o przy luku obok wizjera.- Witam, doktorze - odezwa³ siê uprzejmie jeden z nich.Skin±³ g³ow± w kierunku ekranu.- Teraz wy³adowuj± przy lukach nr 8, 9 i 11.Nasz transport bêdzie tu lada chwila.Szklana p³yta wizjera przekazywa³a wstrz±saj±cy obraz; Conway nigdy jeszcze nie widzia³ tylu statków jednoczenie.Ponad trzydzieci lni±cych, srebrnych igie³, od dziesiêcioosobowych jachtów kosmicznych po gargantuiczne transportowce Korpusu Kontroli, wyszywa³o powoli wokó³ siebie skomplikowany wzór czekaj±c na pozwolenie dokowania i roz³adunku.- Niew±ska robótka - zauwa¿y³ Kontroler.Conway zgodzi³ siê z nim w duchu.Pola odpychaj±ce, które zabezpiecza³y okrêty przed zderzeniem z ró¿nymi kosmicznymi mieciami, wymaga³y du¿ej przestrzeni.Ekrany meteorytowe musia³y siêgaæ przynajmniej na piêæ mil od chronionego statku, jeli mia³y skutecznie odbijaæ mniejsze i wiêksze cia³a niebieskie.W przypadku znaczniejszego statku ta odleg³oæ musia³a byæ jeszcze wiêksza.Ale statki znajduj±ce siê w pobli¿u Szpitala oddziela³y zaledwie setki metrów; poza umiejêtnociami pilotów ¿adnej ochrony przed zderzeniem nie mia³y.Piloci musieli prze¿ywaæ naprawdê trudne chwile.Conway nie zd±¿y³ jednak wiele zobaczyæ, gdy¿ przybyli trzej sta¿yci z Ziemi, a za nimi inny, klasy DBDG, poroniêty czerwonym futrem, i nastêpny, klasy DBLF, przypominaj±cy g±sienicê.Wszyscy mieli opaski lekarzy.Rozleg³ siê silny zgrzyt metalu o metal, wiate³ko przy luku zmieni³o barwê z czerwonej na zielon±, co oznacza³o, ¿e statek zacumowa³ w³aciwie i pacjenci znale¼li siê w luzie.Transportowani na noszach przez Kontrolerów pacjenci nale¿eli tylko do dwóch klas: DBDG, czyli ludzkiej typu ziemskiego oraz DBLF - g±sienicopodobnej.Zadaniem Conwaya i innych znajduj±cych siê tu lekarzy by³o zbadanie rannych i skierowanie do odpowiednich sal Oddzia³u Nag³ych Wypadków.Zabra³ siê do pracy, wspomagany przez Kontrolera, który mia³ wszystkie cechy kwalifikowanego pielêgniarza, oprócz odpowiednich odznak.Przedstawi³ siê jako Williamson.Widok pierwszego pacjenta by³ wstrz±sem dla Conwaya - nie dlatego, ¿e jego stan by³ powa¿ny, ale z powodu charakteru obra¿eñ.Przy trzecim przypadku zatrzyma³ siê nagle tak ¿e asystuj±cy mu Kontroler spojrza³ na niego pytaj±co.- Co to by³ za wypadek? - wybuchn±³ Conway.Liczne rany z nadpalonymi brzegami.Rany szarpane jak od od³amków wyrzuconych si³± eksplozji.jak.?- Utrzymujemy to oczywicie w tajemnicy - powiedzia³ Kontroler - ale spodziewa³em siê, ¿e przynajmniej pog³oski dotr± do ka¿dego.- Usta jego zacisnê³y siê, a ów szczególny b³ysk, który zdaniem Conwaya wyró¿nia³ wszystkich Kontrolerów, pojawi³ mu siê w oczach.- Zachcia³o im siê wojny - mówi³ dalej, skin±wszy g³ow± w kierunku le¿±cych dooko³a Ziemian i g±sienicowców.- Niestety, chyba trochê wojna ta wymknê³a siê spod kontroli, zanim zdo³alimy j± st³umiæ.Wojna, pomyla³ Conway czuj±c, jak ogarniaj± go md³oci.Ludzie z Ziemi czy innej zasiedlonej przez Ziemian planety usi³owali zabiæ przedstawicieli innego gatunku, tak im fizycznie bliskiego.S³ysza³, ¿e rzeczy takie czasem siê zdarzaj±, ale nigdy w³aciwie nie wierzy³, aby jakakolwiek inteligentna rasa mog³a na tak± skalê postradaæ zmys³y.Tyle ofiar.Pogarda i niesmak ogarniaj±ce go w zwi±zku z t± ca³± przera¿aj±c± spraw± nie przeszkodzi³y mu jednak dostrzec osobliwej rzeczy: oto wyraz twarzy Kontrolera wyra¿a³ dok³adnie te same uczucia! Skoro Williamson mia³ takie pogl±dy na wojnê, mo¿e by³ czas, by zrewidowaæ pogl±dy na Korpus Kontroli?Uwagê Conwaya przyci±gnê³o nag³e zamieszanie o kilka kroków na prawo od niego.Pacjent - Ziemianin zajadle protestowa³ przeciwko temu, by bada³ go lekarz klasy DBLF; s³owa, w których wyra¿a³ swój sprzeciw, nie by³y najbardziej wyszukane.Lekarz zdradza³ oznaki ura¿onego zak³opotania, ale ranny zapewne nie dysponowa³ dostateczn± wiedz± o fizjonomice DBLF, by to stwierdziæ.Mimo to jednak sta¿ysta stara³ siê uspokoiæ pacjenta beznamiêtnym g³osem z autotranslatora.Sprawê za³atwi³ Williamson.Obróci³ siê nagle w stronê protestuj±cego pacjenta, pochyli³ siê, a¿ ich twarze znalaz³y siê o kilkanacie centymetrów od siebie, i przemówi³ spokojnym, niemal swobodnym tonem, od którego jednak Conwayowi przesz³y ciarki po plecach.- S³uchaj, przyjacielu - powiedzia³.- Mówisz, ¿e nie ¿yczysz sobie, ¿eby jeden z tych mierdz±cych robaków, który chcia³ ciê zabiæ, próbowa³ teraz ciebie ³ataæ, tak? No to wbij sobie do swego ³ba i zatrzymaj to tam: ten w³anie robak jest tu lekarzem.A poza tym, tu nie ma wojen.Wszyscy nale¿ycie do tej samej armii, w której mundurem jest koszula nocna; wiêc le¿ cicho, zamknij buziê i zachowuj siê.Inaczej dostaniesz po pysku.Conway wróci³ do przerwanej pracy podkrelaj±c w pamiêci uwagê, by jeszcze raz przemyleæ swój stosunek do Kontrolerów.Kiedy poszarpane, pot³uczone i popalone cia³a pacjentów przep³ywa³y pod jego rêkami, jego umys³ jako dziwnie oderwa³ siê od tego wszystkiego.Co jaki czas na jego twarzy pojawia³ siê zaskakuj±cy Williamson wyraz; wygl±da³o na to, ¿e cz³owiek ten zadawa³ k³am wszystkiemu, co opowiadano o Kontrolerach.Czy¿by ten niezmordowany, spokojny cz³owiek o d³oniach niewzruszonych jak ska³a mia³ byæ morderc±, sadyst± o niskiej inteligencji i bez zasad moralnych? Trudno by³o w to uwierzyæ.Obserwuj±c Williamsona z ukrycia miêdzy pacjentami, Conway powoli podejmowa³ decyzjê.By³a to bardzo trudna decyzja.Jeli nie bêdzie uwa¿a³, ³atwo poparzy sobie palce.Z O'Mar± by³o to niemo¿liwe, podobnie jak z ró¿nych powodów z Brysonem i Mannonem, ale teraz z Williamsonem.- Hm.Williamson - Conway zacz±³ z wahaniem; lecz dokoñczy³ pytanie w popiechu - czy zabi³ pan kiedy kogo?Kontroler wyprostowa³ siê gwa³townie.Usta jego zacisnê³y siê w w±sk±, bia³± liniê.- Powinien pan wiedzieæ, ¿e Kontrolerom nie nale¿y zadawaæ takich pytañ.Ale czy pan to wie? - Zawaha³ siê, a gniew jego powstrzymywa³a ciekawoæ, wywo³ana burz± uczuæ szalej±c± na twarzy Conwaya.- Co pana gryzie, doktorze? - zapyta³ z trudem.Conway bardzo ¿a³owa³, ¿e w ogóle zada³ to pytanie, ale by³o ju¿ za pó¼no, ¿eby siê wycofaæ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]