[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trzeci cz³onek za³ogi, kapral, który mia³ towarzyszyæ Huntowi i Albertsowi na zewn¹trz, i ju¿ by³ do tego przygotowany, pomaga³ profesorowi przymocowaæ he³m.Hunt wzi¹³ swój w³asny z pó³ki obok wyjœcia i za³o¿y³.Gdy wszyscy trzej byli gotowi, sier¿ant jeszcze raz sprawdzi³ systemy podtrzymywania ¿ycia i ³¹cznoœci i zezwoli³ im wyjœæ pojedynczo przez œluzê.- No i jesteœ tu, Vic.Teraz ju¿ naprawdê na Ksiê¿ycu - dobieg³ g³os Albertsa z g³oœniczka w he³mie Hunta.Hunt poczu³, ¿e elastyczny py³ ugina siê pod jego butami i spróbowa³ zrobiæ kilka eksperymentalnych kroków.- To jest podobne do pla¿y w Brighton - oceni³.- Z wami wszystko w porz¹dku? - spyta³ g³os kaprala SKNZ.- Okay.- Oczywiœcie.- No to chodŸmy.Trzy jaskrawo ubarwione postacie: pomarañczowa, czerwona i zielona zaczê³y powoli posuwaæ siê pod górê g³êbok¹ kolein¹ wyryt¹ przez œrodek pagórka gruzu.Na jego szczycie zatrzyma³y siê, by popatrzeæ z góry na pojazd geodezyjny podobny ju¿ do zabaweczki poœrodku w¹wozu.Przeszli do rozpadliny, wspinaj¹c siê miêdzy pionowymi œcianami skalnymi, które zbli¿a³y siê z obu stron w miarê, jak podchodzili do zakrêtu.Za nimi rozpadlina wyprostowa³a siê, a w oddali Hunt ujrza³ potê¿n¹ œcianê poszarpanych skarp góruj¹c¹ nad ni¹ - oczywiœcie by³o to urwisko opisane w notatkach Charliego.Móg³ sobie wyraziœcie wyobraziæ scenê, która tak dawno temu rozegra³a siê w tym miejscu, gdzie dwie postacie w skafandrach z wysi³kiem torowa³y sobie drogê przed siebie i w górê, z oczami wlepionymi w ten sam punkt orientacyjny.Nad nimi czerwony i czarny, z³owieszczy wizerunek umêczonej planety spogl¹da³ z góry, w ostatecznej agonii, jak.Hunt zatrzyma³ siê zdumiony.Znów popatrzy³ na urwisko, nastêpnie odwróci³ siê, by spojrzeæ na jasny kr¹g Ziemi, œwiec¹cy daleko za jego prawym ramieniem.Zrobi³ zwrot w miejscu, by spojrzeæ w jedn¹ stron¹, a póŸniej znowu w drug¹.- Coœ nie tak? - Alberts, który odszed³ o kilka kroków, odwróci³ siê i patrzy³ na Hunta.- Nie jestem pewien.Zaczekaj chwileczkê.- Hunt zbli¿y³ siê do profesora i wskaza³ gestem szczyt urwiska.- Znasz to miejsce lepiej ni¿ ja.Spójrz na tê skarpê przed nami.Czy w jakiejkolwiek porze roku Ziemia mog³a znaleŸæ siê nad jej szczytem?Alberts pod¹¿y³ wzrokiem za wskazuj¹cym kierunek palcem Hunta, obejrza³ siê przelotnie na Ziemiê za sob¹ i zdecydowanie pokrêci³ g³ow¹ za przy³bic¹.- Nigdy.Pozycja Ziemi, widzianej z powierzchni Ksiê¿yca, jest niemal ca³kowicie sta³a.W wyniku libracji Ksiê¿yc odchyla siê odrobinê od œredniego po³o¿enia, ale w ¿adnym wypadku nie na tyle.- Znowu spojrza³.- Nigdy i nigdzie nie na tyle.Zada³eœ dziwne pytanie.O co chodzi?- Coœ mi przysz³o do g³owy.W tej chwili rzecz bez znaczenia.Hunt opuœci³ wzrok i zobaczy³ otwór u podstawy jednej ze œcian przed nimi.- To musi byæ tutaj.PodejdŸmy tam.Wg³êbienie wygl¹da³o dok³adnie tak, jak je pamiêta³ z niezliczonych fotografii.Pomimo swego wieku kszta³t otworu zdradza³ sztuczne pochodzenie.Hunt zbli¿y³ siê niemal z szacunkiem i stan¹³, aby dotkn¹æ rêkawic¹ jednej strony otworu.Œlady na niej w oczywisty sposób pozosta³y po czymœ, co mog³o byæ œwidrem.- No wiêc to jest to - dobieg³ g³os Albertsa stoj¹cego o parê stóp za nim.- Nazywamy j¹ Jaskini¹ Charliego.Z grubsza musi wygl¹daæ jak wtedy, gdy wraz ze swym towarzyszem ujrza³ j¹ po raz pierwszy.Wra¿enie, jakby siê wchodzi³o do œwiêtej komory jednej z piramid, co?- Mo¿na to tak wyraziæ.Hunt schyli³ siê, by zajrzeæ do œrodka.Gdy nag³a ciemnoœæ oœlepi³a go na chwilê, zatrzyma³ siê, by po omacku odnaleŸæ przyczepion¹ do pasa latarkê.Kamienne osypisko, które przykrywa³o cia³o w chwili jego odnalezienia, usuniêto i wnêtrze okaza³o siê obszerniejsze, ni¿ siê spodziewa³.Gdy patrzy³ na miejsce, gdzie tysi¹ce lat przed zapisaniem pierwszej stronicy historii skulona postaæ z wysi³kiem zapisywa³a ostatni¹ kartkê historii, któr¹ Hunt odczytywa³ tak niedawno w biurze w Houston, odleg³ym o æwieræ miliona mil, ogarnê³y go dziwne uczucia.Myœla³ o czasie, jaki up³yn¹³ od tamtych wydarzeñ, o imperiach, które wyros³y i upad³y, o miastach, które rozpad³y siê w proch, o ¿yciach, które zab³ys³y krótk¹ iskierk¹, nim poch³onê³a je przesz³oœæ, a przez ca³y ten okres tajemnica tych ska³ le¿a³a niezak³Ã³cona.Wiele minut up³ynê³o, zanim Hunt wyszed³ na zewn¹trz i wyprostowa³ siê w oœlepiaj¹cym blasku s³oñca.Znowu zmarszczy³ brwi, spogl¹daj¹c na urwisko.Coœ nieuchwytnego wiod³o zwodniczy taniec gdzieœ na krawêdzi jego umys³u, jak gdyby z le¿¹cej poni¿ej, ciemnej g³êbi podœwiadomoœci coœ nalegaj¹co wo³a³o, ¿¹da³o rozpoznania.A¿ znik³o.Przyczepi³ latarkê z powrotem do pasa i zbli¿y³ siê do Albertsa, który przygl¹da³ siê jakimœ formacjom skalnym pod przeciwleg³¹ œcian¹.Rozdzia³ dwudziestyOgromny statek, który mia³ przewieŸæ pi¹t¹ wyprawê za³ogow¹ do Jowisza, budowano na orbicie Ksiê¿yca ponad rok.Prócz ³adownika dowódcy szeœæ statków towarowych, ka¿dy o pojemnoœci trzydziestu tysiêcy ton, wype³nionych zaopatrzeniem i sprzêtem, z wolna nabiera³o kszta³tu wysoko nad powierzchni¹ Ksiê¿yca.Podczas dwóch koñcowych miesiêcy przed wyznaczonym odlotem p³ywaj¹ca gmatwanina maszynerii, materia³Ã³w, pojemników, pojazdów, cystern, skrzyñ, bêbnów i tysiêcy innych ró¿norodnych artyku³Ã³w in¿ynieryjnych wisz¹cych wokó³ statków jak gigantyczne ozdoby choinkowe, by³a stopniowo wsysana do œrodka.Promy typu Vega, liniowce kosmiczne i wszelkie inne pojazdy równie¿ przydzielone do wyprawy zaczê³y siê w ostatnich paru tygodniach przemieszczaæ, aby do³¹czyæ do przeznaczonych im statków-matek.Przez ostatni tydzieñ co pewien czas statki towarowe opuszcza³y orbitê Ksiê¿yca i bra³y kurs na Jowisza.W chwili gdy pasa¿erów i ostatnich cz³onków za³ogi przywieziono z powierzchni ksiê¿ycowej, tylko ³adownik dowodzenia wisia³ samotnie w pró¿ni.Gdy nadchodzi³a godzina H, stada pojazdów s³u¿bowych i satelitów nadzoru zaczê³y siê wycofywaæ, a ich miejsce zaj¹³ t³um eskortowców, zbli¿aj¹c siê na parê kilometrów z kamerami, w pe³nej gotowoœci, które transmitowa³y na ¿ywo via Ksiê¿yc dla Œwiatowej Sieci Informacyjnej.Gdy zaczê³y up³ywaæ ostatnie minuty, na milionach ekranów ukaza³ siê imponuj¹cy, d³ugi na dwa kilometry kszta³t, niemal niedostrzegalnie dryfuj¹cy na tle gwiaŸdzistego nieba.Spokój tego widoku zdawa³ siê w jakiœ sposób zapowiadaæ niewyobra¿aln¹ si³ê, czekaj¹c¹ na wyzwolenie.Dok³adnie wed³ug rozk³adu komputery kontroli lotów dotar³y do koñca ostatecznego, wstecznego odliczania, otrzyma³y z naziemnego centralnego procesora potwierdzenie: „Naprzód” i w³¹czy³y g³Ã³wne silniki napêdu termonuklearnego w b³ysku dostrzegalnym nawet z Ziemi.Pi¹ta Wyprawa Jowisza wyruszy³a
[ Pobierz całość w formacie PDF ]