[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To ja, Bruhat.Mamy coœ! Mamy dwóch cholerniepodejrzanych facetów.Do diab³a, wygl¹da to tak, jakby ktoœich nam wystawi³! Myœlê, ¿e w ci¹gu kilku godzin bêdziemymieli namiary co najmniej jednego z nich.- Dobrze - powiedzia³ Saint-Clair.- Bêdê zaraz u ciebie.Potem poleci³, aby przys³ano do jego domu ekipê œledcz¹.- Czy naprawdê czuje siê pan dobrze, komisarzu? - Rounierpatrzy³ badawczo na twarz Saint-Claira.By³a ju¿ pierwsza wnocy i Saint-Clair nie wygl¹da³ bardzo dobrze.Bruhatprzeœledzi³ ca³y ³añcuszek po³¹czeñ i da³ im adres tegohotelu - nawet razem ze zdjêciem faceta, który nazywa³ siêRobert Hochfeld i przylecia³ niedawno do Pary¿a z Niemiec.Zdjêcie zgadza³o siê doœæ dobrze z rysopisem cz³owieka,którego widziano w towarzystwie Nicolette Fourier tu¿ przedjej znikniêciem.Wydawa³o siê, ¿e Saint-Clair nie us³ysza³ pytania.Nadwejœciem do hotelu pali³ siê niebieski neon z napisem"Auberge de Joie".M³oda ³adna recepcjonistka podnios³a wzrok znad ksi¹¿ki ispojrza³a na nich ze znudzeniem.- Dobry wieczór - powiedzia³ Rounier i pokaza³ jejpolicyjn¹ legitymacjê.- Gdzie mieszka pan Robert Himmel?- W pokoju trzydzieœci szeœæ, na trzecim piêtrze.- Klucz - powiedzia³ Saint-Clair i wyci¹gn¹³ rêkê kudziewczynie.Recepcjonistka wstuka³a has³o i pobra³azapasowy klucz.- Zostañ tu - powiedzia³ do Rouniera Saint-Clair i ruszy³szybko do windy.Rounier patrzy³ za nim z niepokojem.Winda pachnia³a tanim plastykiem.Kiedy zbli¿a³a siê dotrzeciego piêtra, Sain-Clair wyci¹gn¹³ z kabury pistolet iodbezpieczy³ go.Wyszed³ z windy, rozejrza³ siê pokorytarzu, podszed³ do drzwi pokoju trzydzieœci szeœæ iwsun¹³ klucz w szczelinê zamka.Szczêk zamka obudzi³ Hochfelda, który odruchowo siêgn¹³po le¿¹cy obok pistolet.Hochfeld zerwa³ siê i wymierzy³broñ w kierunku snopu œwiat³a, które porazi³o jego oczy.Wtej chwili pocisk z pistoletu Saint-Claira przebi³ mubrzuch.Saint-Clair wszed³ do pokoju, zapali³ œwiat³o i zamkn¹³za sob¹ drzwi.Hochfeld le¿a³ jêcz¹c na ³Ã³¿ku.Pistoletwypad³ mu z d³oni.- Robert Hochfeld - powiedzia³ Saint-Clair.- Muszê mieænazwisko i adres twojego wspólnika.Hochfeld patrzy³ na niego szeroko otwartymi oczyma.Czu³,¿e umiera.Przeklêty Jorrick.To przez niego.Da³ mudok³adne namiary Saint-Claira, a on tak siê wyg³upi³.- Jorrick.Pierre Jorrick, rue Le Pen dziewiêtnaœcie.Saint-Clair zastanawia³ siê przez trzy sekundy, czyHochfeld powiedzia³ mu prawdê, a potem strzeli³ mu prosto wtwarz.- Nazywam siê Andre Saint-Clair - powiedzia³ komisarz domikrofonu umieszczonego obok drzwi.- Przyszed³em bez broni.Chcê z tob¹ porozmawiaæ.Cisza.Po chwili drzwi otwieraj¹ siê na oœcie¿.Saint-Clair nie widzi nikogo.Wchodzi do œrodka wyci¹gaj¹c przedsiebie puste rêce.Drzwi zatrzaskuj¹ siê za nim.Uchylonedrzwi pokoju.Saint-Clair wchodzi do niego.Z prawej s³yszyg³os Jorricka.- Dzieñ dobry.Mi³o mi, ¿e siê zjawi³eœ.Jednak mia³emracjê.Wiedzia³em, ¿e to ciê wykoñczy.A Hochfeld uwa¿a³, ¿epope³ni³em b³¹d.Jorrick wszed³ do pokoju z wycelowan¹ w Saint-Claira broni¹.- Przypuszczam, ¿e nie mamy wiele czasu - powiedzia³Jorrick.- Czego chcesz?- Chcê dostaæ siê do Lamberta.- Do Lamberta? - Jorrick zdziwi³ siê.- Jak chcesz dostaæsiê do Lamberta?- Ty mi pomo¿esz.Zrobisz to tak czy inaczej.Ale niemo¿esz uszkodziæ mózgu.W ten sposób znajdê siê tam, gdziejest ju¿ Lambert.Jorrick uœmiechn¹³ siê z zadowoleniem.- Jasne, mo¿esz na mnie liczyæ.Ale nic nie zrobiszLambertowi.Nie rozumiem, dlaczego chcesz siê z nim spotkaæ.- Czy to ma dla ciebie znaczenie?- Niewielkie.Pewnie by³oby dla mnie lepiej, ¿eby Lambertprzesta³ istnieæ.Ju¿ naprawdê.Ale, jak powiedzia³em, nies¹dzê, ¿e uda siê to zrobiæ.Ani tobie, ani mnie.Milczeli przez chwilê.- To wszystko - powiedzia³ Saint-Clair i utkwi³ wzrok wpod³odze.Jorrickowi wydawa³o siê, ¿e czuje jego pot.Boisz siê.Przyszed³eœ tutaj, jesteœ ca³kiem bezbronny iboisz siê.Mam ciê, jesteœ zdany ca³kowicie na moj¹ ³askê.Jorrick doœwiadczy³ jeszcze raz tego fantastycznego,niesamowitego uczucia, które pozna³ po raz pierwszy tyle lattemu.Saint-Clair sta³ przed nim, œmierdzia³ strachem inienawiœci¹ i oddycha³ p³ytko.- Mamusia musi wyjœæ na chwilê - powiedzia³a do Jorrickajego mama, kiedy mia³ szeœæ lat.- Uwa¿aj na swoj¹siostrzyczkê, dobrze? Mamusia zaraz wróci.Mama uœmiechnê³a siê do niego, a Jorrick kiwn¹³ g³ow¹.Sta³ przy ³Ã³¿eczku swojej rocznej siostry.Juliettepatrzy³a na niego jasnoniebieskimi oczami, któreprzypomina³y mu b³yszcz¹ce guziczki.By³a taka malutka ibezbronna.Jorrickowi nagle wyda³o siê zupe³nie niemo¿liwei nie do uwierzenia, ¿e to malutkie zwierz¹tko, którebezmyœlnie wodzi³o za nim oczkami, przypominaj¹cymi mub³yszcz¹ce guziczki, mo¿e byæ czymœ takim samym jak on.Toniemo¿liwe.Pochyla³ siê nad ni¹, a ona sapa³a i bulgota³a.By³a raczej bli¿ej œwiata œlimaczków i mrówek ni¿ œwiata, wktórym przebywa³ on sam.A jednak wszyscy uwa¿ali, ¿eJuliette jest tym samym, czym jest on.Nie.I wtedy dozna³ po raz pierwszy tego fantastycznego,niesamowitego uczucia.By³o to wielkie olœnienie, doznaniewielkiego oœwiecenia, choæ wtedy oczywiœcie tak tego niemóg³ okreœliæ.Zobaczy³ te¿ wielkie pêkniêcie pomiêdzy swoimœwiatem a œwiatem wszystkich innych ludzi.Dozna³ zawrotug³owy.W jego œwiecie nie by³o ¿adnej odpowiednioœci miêdzynim a jego siostr¹.W jakimœ innym znaczeniu nie by³o te¿odpowiednioœci pomiêdzy nim a wszystkimi innymi ludŸmi.Nagle poczu³, jak to, co wywo³a³o w nim ten przyjemny,przenikaj¹cy dreszczem zawrót g³owy, zaw³adnê³o nim ikieruje jego ruchami, poczu³, ¿e traci zupe³nie panowanienad sob¹ i musi robiæ to, co ka¿e mu robiæ tanieprzezwyciê¿ona, osza³amiaj¹ca si³a.Teraz, kiedy Jorrick strzeli³ do Saint-Claira i patrzy³,jak jego cia³o dygocze na pod³odze, doznawa³ dok³adnie tegosamego uczucia.Wiedzia³ ju¿ od dawna, ¿e wszyscy ci, którzybyli od niego s³absi i nie mogli siê przed nim obroniæ, niezas³ugiwali na to, by nazywaæ ich ludŸmi.Laurent Pellot, dowódca grupy specjalnej, która otoczy³adom Jorricka, nie móg³ poj¹æ, dlaczego Saint-Clair chcia³ zawszelk¹ cenê wejœæ do domu Jorricka sam, bez broni.Saint-Clair powiedzia³ mu, ¿e Jorrick jest bardzo niebezpieczny i¿e postara siê przekonaæ go, by siê podda³.Pellot niewierzy³ w to ani przez moment.Nie wierzy³, by ktoœ taki jakJorrick móg³ chcieæ siê poddaæ.Nie wierzy³ tak¿e w to, ¿eSaint-Clair jest tak naiwny, by s¹dziæ, ¿e Jorrick to zrobi.Kiedy Pellot us³ysza³ odg³os strza³u, wyda³ rozkaz do ataku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]