[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A tak nie bêdzie ¿adnych dochodzeñ.Szybka egzekucja jest najlepszym wyjœciem.— To dosyæ powa¿ne oskar¿enie - zauwa¿y³ Holcroft.— Sytuacja jest k³opotliwa.— I zabiliby przy okazji niewinn¹ kobietê?— Bez zastanowienia.W ka¿dym razie wymowa tego "zaginiêcia" jest jednoznaczna.Sieæ ODESSY otrzyma³a ostrze¿enie.Noel odwróci³ siê z niesmakiem i otoczy³ Helden ramieniem.- Przykro mi - powiedzia³.- Wiem, co musisz czuæ i bardzo chcia³bym coœ dla ciebie zrobiæ, ale poza powiadomieniem twego brata nic nie przychodzi mi do g³owy.Helden odwróci³a siê i spojrza³a na niego uwa¿nie.— Doszliœcie do porozumienia?— Jak najbardziej.Od dziœ pracujemy razem.— A wiêc nie ma czasu na ¿a³obê, prawda? Zamierzam zostaæ tu na noc - zwróci³a siê do elegancko ubranego mê¿czyzny.- Nic nie stoi na przeszkodzie? Bêdê kryta?— Oczywiœcie - zapewni³ j¹ mê¿czyzna.- Zorganizujê to.- Dziêkujê.Dobry z ciebie przyjaciel.Tamten uœmiechn¹³ siê.- Nie s¹dzê, aby pan Holcroft podziela³ twoj¹ opiniê.No, ale on du¿o siê jeszcze musi nauczyæ.- Z tymi s³owami mê¿czyzna sk³oni³ siê i podszed³ do drzwi.Zatrzyma³ siê z rêk¹ na klamce i odwróci³ do Noela.- Przepraszam, jeœli wyda siê to panu niejasne, ale niech pan bêdzie tolerancyjny, monsieur.To, co jest miêdzy panem a Helden, mnie te¿ wydaje siê niejasne, ale o nic nie pytam.Jestem ufnym cz³owiekiem.Jeœli jednak oka¿e siê, ¿e to zaufanie zosta³o nadu¿yte, zabijemy pana.Pomyœla³em sobie tylko, ¿e powinien pan o tym wiedzieæ.Verwunschte Kind wyszed³ szybko.Noel, zdenerwowany, post¹pi³ za nim krok, ale Helden powstrzyma³a go.— Proszê ciê, kochany.On naprawdê jest przyjacielem.— Jest nieznoœnym ma³ym bêkartem.- Holcroft urwa³.- Przepraszam.Dosyæ masz na g³owie.Brakuje ci tylko wys³uchiwania moich g³upich uwag.— Ten cz³owiek ci grozi³.— Ktoœ odebra³ ¿ycie twojej siostrze.W tych "okolicznoœciach moje zachowanie by³o g³upie.- Nie ma czasu na dywagacje.Dzwoni³ twój przyjaciel Buonoventura.Zapisa³am numer, pod którym mo¿esz go z³apaæ.Czeka pod telefonem.Noel podszed³ do nocnego stolika i wzi¹³ le¿¹c¹ na nim kartkê papieru.— Wybieraliœmy siê jutro z twoim bratem do Saint-Tropez.Chcieliœmy nak³oniæ Beaumonta do wyjawienia prawdy.Ta wiadomoœæ nim wstrz¹œnie.Podwójnie.— Chyba najlepiej bêdzie, jeœli ja go powiadomiê.Byli z Gretchen bardzo z¿yci.Jako dzieci tworzyli nieroz³¹czn¹ parê.Gdzie on jest?— Naprawdê nie wiem.Nie powiedzia³ mi.Obieca³ tylko, ¿e skon taktuje siê ze mn¹ dzisiaj póŸnym wieczorem.- Holcroft podniós³ s³uchawkê i poda³ telefonistce z centrali numer Buonoventury.Linie transatlantyckie by³y wolne, po³¹czenie z Curacao zajê³o nie wiêcej ni¿ minutê.— Ale z ciebie pistolet, Noley! Ca³e szczêœcie, ¿e nie muszê regulowaæ twoich rachunków telefonicznych.Ogl¹dasz sobie ten cholerny œwiat, a ja œwiecê za ciebie oczami.— Ogl¹dam o wiele wiêcej, Sam.Dzwoni³a do ciebie moja matka?— Dzwoni³a.Prosi³a, ¿eby ci przekazaæ, ¿e spotka siê z tob¹ mniej wiêcej za tydzieñ w Genewie.Masz siê zatrzymaæ w hotelu "d'Accord" i nic nikomu nie mówiæ.— W Genewie? Wybiera siê do Genewy? Po co, u diab³a, w ogóle wyje¿d¿a³a z kraju?— Powiedzia³a, ¿e taki by³ nakaz chwili.Masz trzymaæ gêbê na k³Ã³dkê i nic nikomu nie mówiæ, dopóki siê z ni¹ nie spotkasz.Tym razem by³a poddenerwowan¹ dam¹.— Muszê j¹ jakoœ z³apaæ.Poda³a ci numer telefonu albo adres, pod którym móg³bym siê z ni¹ skontaktowaæ?— Nic z tych rzeczy, koleœ.Nie mia³a wiele czasu na gadanie, a i po³¹czenie by³o pod psem.Dzwoni³a z Meksyku.Czy ktoœ raczy mi wreszcie powiedzieæ, co jest grane?Holcroft potrz¹sn¹³ g³ow¹, jakby Buonoventura siedzia³ naprzeciwko niego w tym samym pokoju.— Przykro mi, Sam.Mo¿e kiedyœ.Jestem twoim d³u¿nikiem.— Tak te¿ sobie pomyœla³em.Zalejemy siê w trupa.Uwa¿aj na siebie.Masz naprawdê fajn¹ matkê.B¹dŸ wobec niej grzeczny.Holcroft od³o¿y³ s³uchawkê.Dobrze by³o mieæ takiego przyjaciela jak Buonoventura."Jest tak samo dobry, jak elegancko ubrany mê¿czyzna dla Helden" - pomyœla³.Przypomnia³ sobie, jak pyta³a tego Verwunschte Kind, czy jest kryta, i zastanowi³o go to.Kryta przed czym? Przez kogo?— Matka jest w drodze do Genewy - powiedzia³ g³oœno.Helden odwróci³a siê od okna.— S³ysza³am.Wygl¹da³eœ na zdenerwowanego.— Bo jestem zdenerwowany.W Meksyku œledzi³ j¹ jakiœ cz³owiek.Miles zgarn¹³ go na lotnisku, ale zanim zd¹¿yli ustaliæ, kim jest albo dla kogo pracuje, za¿y³ kapsu³kê z cyjankiem.— "Zabij mnie, a moje miejsce zajmie ktoœ inny.Zabijesz jego, przyjdzie po nim nastêpny".Czy tak brzmia³y te s³owa?— Tak.Chodzi³y mi po g³owie, kiedy tu szed³em.— Czy Johann wie?— Opowiedzia³em mu wszystko.— Co o tym s¹dzi?— Nie wie, co myœleæ.Kluczem by³ Beaumont.Nie mam pojêcia, co teraz zrobimy.Zostaje nam tylko udaæ siê prosto do Genewy z nadziej¹, ¿e nikt nam w tym nie przeszkodzi.Helden zbli¿y³a siê do niego.— Wyt³umacz mi jedno.Na co oni - kimkolwiek by byli - mog¹ naprawdê liczyæ? Kiedy ju¿ stawicie siê ca³¹ trójk¹ w genewskim banku, jak wymaga tego umowa, dla nich to przecie¿ oznacza³o bêdzie koniec! Jak jeszcze mog¹ wam przeszkodziæ?— Powiedzia³aœ to wczoraj w nocy.— Co takiego?— Mog¹ nas zabiæ.Zadzwoni³ telefon.Holcroft siêgn¹³ po s³uchawkê.— Tak?— Mówi John Tennyson.- G³os by³ roztrzêsiony.— Twoja siostra chce z tob¹ rozmawiaæ - powiedzia³ Holcroft.— Za chwilê - odpar³ Tennyson.- Najpierw muszê zamieniæ kilka s³Ã³w z tob¹.Ju¿ wie?— Tak.Jak siê domyœlam, ty te¿.— Dzwonili do mnie z mojej gazety.Redaktor dy¿urny z wieczornej zmiany wiedzia³, jak bardzo byliœmy z Gretchen z¿yci.To straszne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]