[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pocz¹tkowo droga prowadzi³a na przemian lasem i otwartymi obszarami, ale w miarê up³ywu czasu przybywa³o drzew, teren obni¿a³ siê i wilgotnia³.Wjechali w rejon ma³ych stawów i trzêsawisk, a trakt, którego siê trzymali, sta³ siê b³otnisty i œliski.Dru¿yna rozpad³a siê na kilka grup rozci¹gniêtych na d³ugoœci ponad pó³ mili.Ponuroœæ dnia wp³ywa³a nie tylko na tempo marszu; otêpiaj¹ca wilgotnoœæ w powietrzu dawa³a siê wszystkim we znaki.Piesi, banici i ludzie z ziem Malvern wlekli siê w padaj¹cym deszczu ze zwieszonymi g³owami, z ³ukami w pokrowcach i ze zdjêtymi ciêciwami.Grubiañskie dowcipy i ¿artobliwe wyzwiska, poprzednio tak czêste u banitów, zniknê³y.Gdy odzywali siê, gorzko wyrzekali na pogodê, na drogê, na cenê, któr¹ w rannych i zabitych przyjdzie zap³aciæ za zdobycie zamku.Dawne tematy rozmów wyczerpa³y siê i humory gwa³townie siê popsu³y.Nawet przywódcy wyprawy poddali siê tej ogólnej zmianie nastrojów.Giles by³ ponury, Danielle z³oœliwa, a Dafydd wyj¹tkowo ma³omówny.Jakby ca³a dru¿yna mia³a wra¿enie, ¿e coœ jest nie tak.Jim zosta³ wreszcie przygarniêty na czele kolumny przez jedn¹ osobê, która nie uleg³a ogólnemu przygnêbieniu - Brian na Blanchardzie by³ niezmiennie sob¹.W rycerzu tkwi³o coœ spartañskiego i nieugiêtego.W jego osobistym œwiecie najwa¿niejsze pytania i w¹tpliwoœci zosta³y wyjaœnione ju¿ dawno temu.Mog³o œwieciæ s³oñce, móg³ padaæ œnieg, mog³o siê laæ wino lub krew - by³y to jedynie powierzchowne zmiany niewarte uwagi ani zachodu.Brian sprawia³ wra¿enie, i¿ nawet ³amany ko³em stroi³by ¿arty.Jim wspomnia³ mu o zachowaniu siê reszty, zw³aszcza wodzów.- Nie powinieneœ siê martwiæ - powiedzia³ Brian.- Ale przecie¿ wa¿ne jest, ¿eby utrzymaæ wszystkich razem, prawda? Co siê na przyk³ad stanie, je¿eli Giles nagle zdecyduje siê odejœæ z ca³¹ band¹? Zostalibyœmy z czterdziestoma ludŸmi z Malvern, a po³owa z nich wygl¹da, jakby nie mia³a pojêcia o wojaczce.- Nie s¹dzê, by Giles tak post¹pi³ - rzek³ rycerz.- Wie, ¿e w warowni sir Hugha jest wiele dobra do zdobycia.A poza tym zgodzi³ siê iœæ - by³ kiedyœ szlachcicem, to jasne, choæ nie przyznaje siê do tego.- Dobrze, ale nawet jeœli mo¿emy liczyæ na Gilesa - doda³ Jim - spodziewam siê k³opotów z Danielle i Dafyddem, które mog¹ siê skoñczyæ interwencj¹ ojca.Dafydd z ka¿d¹ mil¹ mniej mówi, Danielle zaœ mu nie popuœci.Przecie¿ nie powinna iœæ z nami, ale nikt nie ma odwagi powiedzieæ jej o tym.- Walijczyk nie poszed³by bez niej.- Zgoda - potwierdzi³ Jim - ale musisz przyznaæ, ¿e ¿aden z niej wojownik.- Czy jesteœ tego pewien? - spyta³ Brian.- Widzia³eœ, jak ona strzela?- Tylko wtedy, gdy strzela³a do nas.I w spl¹drowanej wiosce.No dobrze, potrafi pos³ugiwaæ siê ³ukiem.- Nie byle jakim lukiem - rzek³ Brian.- Ona naci¹ga stufuntowy ³uk jak po³owa strzelców z bandy jej ojca.Jima zatka³o.Przed laty, na studiach, interesowa³ siê przejœciowo ³ucznictwem.Zacz¹³ od strzelania z czterdziestofuntowego ³uku i stopniowo doszed³ do szeœædziesiêciofuntowego.Czu³ wtedy, ¿e szeœædziesi¹t funtów to kres jego mo¿liwoœci - a nie uwa¿a³ siê za s³abego.- Sk¹d wiesz? - zapyta³.- Po twoim zranieniu trwa³y jeszcze walki w Zamku Malvern i wtedy widzia³em, jak strzela.- By³a w zamku? - spyta³ zaskoczony Jim.- Myœla³em, ¿e zosta³a w lesie.Jak mo¿esz tak twierdziæ, skoro tylko widzia³eœ, jak strzela³a?Brian ze zdziwieniem spojrza³ z ukosa na niego.- Z dziwnego kraju musisz pochodziæ, Jamesie - rzek³.- Obserwowa³em po prostu strza³ê wylatuj¹c¹ z jej ³uku.- Obserwowa³eœ strza³ê?- Patrzy³em, na ile jest uniesiona w chwili opuszczenia ciêciwy - wyjaœni³ Brian.- Gdy spostrzeg³em Danielle, mierzy³a do celu odleg³ego o dwadzieœcia s¹¿ni.Ja sam naci¹gam ³uk nie wiêcej ni¿ osiemdziesiêciofuntowy.Oczywiœcie, ¿aden ³ucznik ze mnie.Panna Danielle nie jest jednak s³abeuszem.W ciszy i zamyœleniu Jim wlók³ siê przez chwilê obok Blancharda i jad¹cego na nim rycerza.- Skoro naci¹ga stufuntowy ³uk, to jakim pos³uguje siê Dafydd?- Bo¿e, któ¿ to wie? Sto piêædziesi¹t? Dwieœcie? Mo¿e nawet wiêcej? Walijczyk nie jest zwyczajnym cz³owiekiem.Widzia³eœ, ¿e sam robi sobie ³uki i strza³y, i jest w tym wyj¹tkowym fachowcem.Za³o¿ê siê, ¿e ka¿dy ³ucznik z bandy Gilesa odda³by dziesiêcioletnie dochody za ³uk Dafydda - zak³adaj¹c, ¿e zdo³a³by go naci¹gn¹æ.W ³uku ca³y sekret tkwi w zwê¿aj¹cych siê koñcach ³êczyska, rozumiesz.Nawet jeœli weŸmiemy pod uwagê si³ê tego cz³owieka, uzyskanie takiego zasiêgu i celnoœci nie polega tylko na wyciêciu sobie d³u¿szego i grubszego ³uku.Wykona³ go z bieg³oœci¹ przekraczaj¹c¹ zdolnoœci zwyk³ego rzemieœlnika.S³ysza³eœ, co powiedzia³ Giles, gdy Dafydd po raz pierwszy poruszy³ sprawê wystrzelania wartowników na murach zamkowych.To samo odnosi siê zreszt¹ do strza³, które wyrabia Walijczyk.Ka¿dy z tych banitów bez w¹tpienia odda³by ostatni¹ koszulê za ko³czan jego strza³.- Rozumiem - powiedzia³ Jim.S³owa Briana zapad³y gdzieœ w g³¹b jego umys³u.Niegdyœ, przed pojedynkiem z sir Hughem, uzna³by takie wiadomoœci za fascynuj¹ce.Teraz poczu³ tylko jak¹œ nieokreœlon¹ niechêæ - do Dafydda za jego zdolnoœci i do Briana za pob³a¿liwy ton, który zdawa³ siê pobrzmiewaæ w objaœnieniach rycerza.Nie powiedzia³ nic wiêcej, a Brian po kilku próbach podtrzymania rozmowy zrezygnowa³ i zawróciwszy Blancharda pok³usowa³ z powrotem, by dopilnowaæ reszty wyprawy.Jim samotnie cz³apa³ dalej, ledwie pamiêtaj¹c, dok¹d idzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]