[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dziêkujê.Ten pojazd mo¿e zaczekaæ.Niech pan wysy³a te wiadomoci.- Ju¿ to robiê, proszê pana.G³os wy³±czy³ siê na dobre.Zsyp prowadz±cy do pieca na odpadki rozwar³ siê nagle z lubie¿nym sapniêciem, a brudne talerze poderwa³y siê ze sto³u i ruszy³y w uroczystej procesji w kierunku zion±cego czerni± otworu.Karafka wina rozsnu³a za sob± ogon miazmatów jak miniaturowa kometa.Amalfi wyrwa³ siê z zadumy i w rozpaczliwym wysi³ku rzuci³ do przodu, ¿eby j± schwytaæ.By³o ju¿ jednak za pó¼no - jego d³oñ przeciê³a puste powietrze.Zsyp po³kn±³ ten ostatni k±sek i zasun±³ siê z czkniêciem zadowolenia.Na stole pozosta³ tylko zapomniany przez Hazletona suwak.Brygady ubrane w kombinezony przestrzenne posuwa³y siê czarnymi, wymar³ymi ulicami peryferyjnego miasta z wielk± ostro¿noci± i przygnêbieniem.Promieñ latarki otwieraj±cego pochód sier¿anta Andersona owietla³ czasami jakie drzwi i natychmiast bieg³ w inn± stronê.W ca³ym pogr±¿onym w ciemnociach miecie nie mo¿na by³o dostrzec ¿adnego innego wiat³a, nikt tak¿e nie odpowiada³ na ¿adne wezwanie.Poza nik³ym polem wiratorów czujniki nie wykaza³y ¿adnego przep³ywu energii, a i to pole by³o zbyt s³abe, ¿eby utrzymaæ cinienie powietrza na poziomie wy¿szym ni¿ trzy dziesi±te atmosfery - st±d kombinezony przestrzenne.W he³mie Amalfiego brzêcza³ cichutko g³os O'Briena:- W³anie za chwilê rozpocznie siê w d¿ungli drugi etap, panie burmistrzu.Lerner ruszy³ na nich z eskadr±, w sk³ad której w³±czy³ chyba wszystkie jednostki, jakie uda³o mu siê ci±gn±æ z ca³ego gwiazdozbioru.Jest w tej flocie nawet admiralski okrêt flagowy, ale gruba ryba nie robi nic poza przetwarzaniem sugestii Lernera na rozkazy.Wygl±da na to, ¿e sama nie ma ¿adnych w³asnych pomys³Ã³w.- Rozs±dny uk³ad - odpar³ Amalfi, bezskutecznie próbuj±c przebiæ wzrokiem otaczaj±c± go ciemnoæ.- Dopóki trwa, proszê pana.Sprawa polega na tym, ¿e do takiej roboty ta eskadra jest o wiele za du¿a.Nie sposób ni± sprawnie operowaæ, a d¿ungla ju¿ to wyczu³a.Stalimy w pogotowiu, ¿eby, tak jak pan kaza³, uprzedziæ Króla o nadci±ganiu eskadry, ale okaza³o siê to zupe³nie niepotrzebne.Miasta zaczynaj± w³anie formowaæ szyk bitewny.To niesamowity widok, nawet ogl±dany tylko kamerami zwiadowców.Co takiego zdarza siê chyba po raz pierwszy w historii, prawda?- Z tego co mi wiadomo, tak.Czy ten szyk im co pomo¿e?- Nie, proszê pana - odpar³ bez wahania O'Brien.- Bez wzglêdu na to, co ten Król wymyli³, wprowadzaj± to w ¿ycie tylko czêciowo i piekielnie nieudolnie.Miasta s± za ma³o zwrotne do wykonywania tego rodzaju manewrów nawet pod najlepszym dowództwem, a to tutaj trudno by³oby nazwaæ nawet dobrym.Ale wkrótce sami siê przekonamy.- Jasne.Nastêpny raport proszê mi z³o¿yæ za godzinê.Anderson podniós³ rêkê, wszyscy siê zatrzymali.Mieli przed sob± cianê absolutnie nieprzeniknionej czerni tu i tam zwodniczo rozjanionej odbijaj±cymi siê w szybach dr¿±cymi gwiazdami.Wysoko w górze, przez jedno ze szczelnie zamkniêtych okien s±czy³a siê nik³a struga wiat³a, pochodz±cego najwyra¼niej z wewn±trz.Mê¿czy¼ni z oddzia³u specjalnego szybko zajêli pozycje po obu stronach ulicy, a dowodzenie akcj± przejêli technicy.Amalfi przesun±³ siê pod cianê budynku do miejsca, w którym przyczai³ siê sier¿ant Anderson.- Co pan o tym s±dzi, Anderson?- To mi siê nie podoba, panie burmistrzu.¦mierdzi pu³apk± na szczury.Choæ mo¿e po prostu wszyscy umarli, a ostatni nie mia³ si³y wy³±czyæ wiat³a.Ale z drugiej strony, ¿eby tylko jedno wiat³o w ca³ym miecie pozosta³o zapalone z tego powodu?- Wiem, co pan ma na myli.Dulany, proszê wzi±æ piêciu ludzi i pójæ tym zau³kiem a¿ do nastêpnego rogu budynku.Niech pan tam zapuci sondê, ale tylko kilka mikrowoltów, bo wszyscy wylecimy w powietrze.- Tak jest.Dru¿yna Dulany'ego - jego samego najlepiej charakteryzowa³o okrelenie wykrywacza wykrywaczy - bez jednego d¼wiêku rozp³ynê³a siê w ciemnoci.- To nie jest jedyny powód, dla którego siê zatrzyma³em, panie burmistrzu - powiedzia³ Anderson.- Tu za rogiem stoi powietrzna taksówka.Wewn±trz znajduje siê cia³o pasa¿era.Chcia³bym, ¿eby rzuci³ pan na nie okiem.Amalfi wzi±³ do rêki podan± mu latarkê, zakry³ jej reflektor kawa³kiem swego kombinezonu; tak ¿e na zewn±trz wydobywa³ siê tylko cieniutki promieñ wiat³a, i wpuci³ go na pó³ sekundy do wnêtrza taksówki.Poczu³, jak oblewa go zimny pot
[ Pobierz całość w formacie PDF ]