[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W³osy Kerridis, delikatnie okalaj¹ce jej twarz, równie¿ jakby straci³y swój dawny blask.Westchnê³a i powiedzia³a:- Jesteœ zmêczony, podejdŸ tu.Oto vrill, powinien ci ul¿yæ.Palce Fentona zacisnê³y siê na ma³ym, pod³u¿nym, seledynowym kamieniu.Poczu³ ulgê.Skurcze, które dotychczas chwyta³y jego miêœnie, zel¿a³y.Kerridis zaprosi³a go skinieniem rêki, by usiad³.Zaton¹³ w czymœ, co wydawa³o siê ³o¿em z mchu.- Findhal twierdzi, ¿e stanowisz dla nas zagro¿enie.Wydaje mu siê tak dlatego, ¿e ¿elazory pod¹¿aj¹ wszêdzie tam, gdzie ty siê znajdujesz.Ale ¿elazory by³y w tym œwiecie d³ugo przed twoim przybyciem i jeœli ktoœ je sprowadzi³ to Pentarn.Nie wierzê, byœ by³ z nim sprzymierzony przeciwko nam.- Nie - rzek³ Fenton.- Jestem przera¿ony, bo ¿elazory przedosta³y siê równie¿ do mojego œwiata, a gdy o tym mówiê, nikt nie chce mi wierzyæ.Kerridis uœmiechnê³a siê nieznacznie.- Wydaje mi siê, ¿e wszyscy wolelibyœmy nie wierzyæ w ¿elazory, gdyby tylko nasza niewiara mog³a zmusiæ je do odejœcia.Byæ mo¿e istniej¹ œwiaty, w których s¹ one mile widziane i ¿yczy³abym sobie, ¿eby tam pozosta³y.Findhal ma oczywiœcie racjê, kiedy mówi, ¿e powinniœmy wzmocniæ nasze œrodki bezpieczeñstwa i sprzymierzyæ siê z ka¿dym œwiatem, który bêdzie nam sk³onny pomóc.S¹dzê, ¿e Pentarn przekona³ ¿elazory, by uczyni³y nas g³Ã³wnym celem ataków.Im to odpowiada, bo my i nasze zwierzêta jesteœmy dla nich wymarzonym ¿erem - mówi¹c to Kerridis wzdrygnê³a siê.- To prawda, ¿e one boj¹ siê naszych vrillowych mieczy, tak samo jak my boimy siê dotyku ich cia³, ale mimo to s¹ silniejsze i liczniejsze od nas.Nie wiem, czy uda nam siê je powstrzymaæ, ponieœliœmy ju¿ bardzo ciê¿kie straty.- Jak Pentarn zdo³a³ to uczyniæ? - spyta³ Fenton.- Nie jestem pewna - odpowiedzia³a - ale s¹dzê, ¿e znalaz³ sposób na otwieranie Bram naszego œwiata bez poœrednictwa Domu na Rozstajach.Stra¿nicy Domu s¹ zaprzysiê¿eni, aby utrzymywaæ równowagê miêdzy œwiatami.Drapie¿niki nie mog¹ wiêc przechodziæ z jednego wymiaru do drugiego poza okresami, gdy Bramy same siê otwieraj¹.Jeœli Pentarn by³ w stanie je otworzyæ, mo¿na by go przekonaæ, ¿eby je zamkn¹³.Wiem, co mog³oby go przekonaæ, ale nie mam zamiaru tego uczyniæ.- Co mog³oby go przekonaæ? - zapyta³ Fenton, choæ w³aœciwie zna³ ju¿ odpowiedŸ.- Chce odzyskaæ swego syna.Chce, by Joel Tarnsson wróci³ do niego.Ja jednak przyrzek³am Joelowi, ¿e na zawsze mo¿e znaleŸæ u nas schronienie i nie z³amiê raz danego s³owa.W Domu na Rozstajach powiedzenie „Nie ufaj Alfarom” jest przys³owiowe i czasami obawiam siê, ¿e to prawda.Nigdy nie wygl¹damy dwa razy tak samo, ale jest tak dlatego, ¿e nasz œwiat podlega ci¹g³ym zmianom, a my musimy siê zmieniaæ wraz z przyp³ywami i odp³ywami czasu naszego œwiata.Mo¿emy próbowaæ chroniæ siê przed tym za pomoc¹ zaklêæ powstrzymuj¹cych czas, ale mimo to podlegamy nieub³aganym zmianom, a nasz œwiat nigdy nie pozostaje w bezruchu.Nigdy nikogo œwiadomie nie oszukujemy i nie ³amiemy danego s³owa, o ile prawa czasu naszego œwiata nie zmuszaj¹ nas do tego.Gdy wiêc przyrzek³am Joelowi schronienie, bêdê mu go udzielaæ tak d³ugo, jak to mo¿liwe.Findhal pragnie, bym powiedzia³a Joelowi, ¿e nie jest ju¿ d³u¿ej w mojej mocy dawanie mu schronienia poœród leœnych ostêpów Alfarów.A ja nie powiem tego, dopóki nie bêdê zmuszona, wiêc Findhal zarzuca mi, ¿e jestem wspó³odpowiedzialna za wyniszczanie nas wszystkich.Mimo ¿e Joel Tarnsson jest zaadoptowanym podrzutkiem i walczy u naszego boku przeciwko ludziom ze swego w³asnego œwiata, mimo ¿e Irielle jest po s³owie z Joelem, Findhal przysi¹g³ sobie, ¿e zwróci Joela Pentarnowi, ¿eby ocaliæ nasz lud.- Kerridis westchnê³a i wtuli³a siê skulona w miêkkie pos³anie z mchów.- Nie wiem, co powinnam teraz zrobiæ.Mogê siê odwo³ywaæ do Domu na Rozstajach, ale obawiam siê, ¿e nikt tam nam nie pomo¿e.Obecnie nie mam tam ¿adnego przyjaciela.Nie wiem, do kogo siê zwróciæ.Popatrz tylko na mnie - uœmiechnê³a siê ponuro - przysz³o mi zwierzaæ siê Cieniowi.- Pomóg³bym ci, gdybym tylko móg³.Wyci¹gnê³a do niego smuk³e palce, bogato ozdobione pierœcieniami.Wydawa³o siê, ¿e promieniuje blad¹ poœwiat¹, mimo ¿e nie mia³a na g³owie korony, od której p³ynê³a jej magiczna moc.Fenton trzyma³ w d³oni vrill, co sprawi³o, ¿e odczu³ dotkniêcie Kerridis bardzo fizycznie.Dotyk jej palców mia³ miêkkoœæ baœniowego kwiatu.Wsta³a i gestem rêki poprosi³a, by Fenton uczyni³ to samo.- Jestem ju¿ zmêczona siedzeniem tutaj i oczekiwaniem z³ych wieœci, próbami zebrania mocy, jaka umo¿liwi³aby mi narzucenie woli doradcom, którzy stali siê ostatnio moimi wrogami.ChodŸ, Fentonie, przejdŸmy siê trochê poœród drzew.Wkrótce zostanê wezwana, ¿eby stawiæ czo³o swym przeciwnikom! Opowiedz mi o swych losach w twoim œwiecie.Jak to siê sta³o, ¿e powróci³eœ tu znów jako Cieñ?- Nie wiem, jak ci to opowiedzieæ - odrzek³ Fenton i milcza³ przez chwilê; przechodzili w³aœnie przez rozœwietlon¹ zielonoœci¹ altanê z liœci.Drzewa j¹ tworz¹ce by³y wysokie, o grubych, opadaj¹cych konarach, ciê¿kich od liœci i bladozielonego, jedwabistego mchu.Ich kora mia³a barwê przypominaj¹c¹ koœæ s³oniow¹.W niczym nie by³y podobne do drzew, jakie Fenton widzia³ dotychczas.¯a³owa³, ¿e nie jest przyrodnikiem i nie mo¿e oceniæ, czy jest to tylko inna odmiana drzew, które rosn¹ te¿ gdzieœ w jego œwiecie, czy roœliny nale¿¹ce tylko do tego wymiaru.Znacznie silniej ni¿ dot¹d - jako parapsycholog - zaczyna³ odczuwaæ sympatiê wobec ludzi, którzy doœwiadczywszy czegoœ niezwyk³ego, nie byli w stanie podzieliæ siê tym z innymi.Mity i legendy opowiada³y o bohaterach, którzy zb³¹dziwszy w baœniowych œwiatach, powracali do swoich i okazywa³o siê, ¿e nikt ich nie rozumie i ¿e s¹ niewiarygodni dla swych pobratymców.Choæ studia przygotowa³y Fentona do przyjmowania za prawdziwe tego, w co inni ludzie nie byli sk³onni uwierzyæ, Cam dopiero teraz doœwiadcza³ w pe³ni subiektywnej natury rzeczywistoœci.W sytuacji takiej jak ta, ci¹gle powtarzana zasada parapsychologów „miej umys³ otwarty na wszystko” wydawa³a siê zupe³nie bezu¿yteczna.- O czym myœlisz, Fenn-ton?£apanie Kerridis od czasu do czasu na k³opotach z wymawianiem jego imienia rozczula³o go i jednoczeœnie przypomina³o o podobieñstwie do Pentarna i jego syna, a w koñcu o jego w³asnych podœwiadomych poszukiwaniach.- Myœla³em o tym, ¿e w moim œwiecie nikt nie chce uwierzyæ w istnienie waszej krainy.Uœmiechnê³a siê.Fenton zacz¹³ rozmyœlaæ, na czym polega czar jej uœmiechu.Czy wynika on jedynie z obcoœci, z tego, co poci¹gaj¹ce w baœniowoœci, czy mo¿e z nieustannie obecnego poczucia, ¿e Kerridis nie jest istot¹ ludzk¹, a przynajmniej nie do koñca ludzk¹?- Trudno mi to zrozumieæ - powiedzia³a.- Nie przebywa³am zbyt d³ugo w œwiatach pod s³oñcem, bo silne œwiat³o jest dla nas, Alfarów, niebezpieczne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]