[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Je¿eli taki d¼wiêk odbierany jest z wnêtrza komory akustycznej, tak jak to siê dzieje w przypadku stosowania mikrofonu krtaniowego, nie ró¿ni siê on zbytnio od zwyk³ej mowy; jest tylko trochê mniej wyra¼ny.S³yszany jednak z zewn±trz krtani, zaczyna brzmieæ jak be³kot pijanego drwala.- Obserwuj Heldona, Karst.Zobacz, który przycisk uruchomi i zapamiêtaj jego po³o¿enie.Jasne? To wietnie.Lampy zaczê³y siê ¿arzyæ.Karst skin±³ g³ow±, prawie zupe³nie niezauwa¿alnie.Cenzor obserwowa³ z do³u, jak Amalfi sprawdza wszystkie ci±gi.- Czy da siê je uruchomiæ? - zawo³a³ st³umionym g³osem, jakby ba³ siê mówiæ g³oniej.- Mylê, ¿e tak.Jedna z tych lamp nabiera powietrza, a tu i tam na pewno trzeba bêdzie dokonaæ niezbêdnych, ma³ych napraw.Zanim zabierze siê pan do realizacji jakiego ambitnego zadania, lepiej niech pan wszystko posprawdza.Ma pan chyba urz±dzenia do testowania lamp?Na twarzy Heldona pojawi³a siê wyra¼na ulga, choæ stara³ siê jak móg³, ¿eby jej po sobie nie pokazaæ.Prawdopodobnie bez najmniejszych k³opotów uda³oby mu siê wprowadziæ w b³±d którego ze swoich kolegów; ale dla Amalfiego, który jak ka¿dy burmistrz wêdrowca równie dobrze rozumia³ parataksyczn± "mowê" miêni jak normalnie wypowiadane s³owa, wyraz twarzy Heldona by³ równie czytelny jak podpisane owiadczenie.- Oczywicie - odpar³ Cenzor.- Czy to wszystko?- Sk±d¿e znowu.Uwa¿am, ¿e powinien pan usun±æ z po³owê tych obwodów, instaluj±c wszêdzie, gdzie siê da, tranzystory.Mo¿emy wam sprzedaæ potrzebny do tego german i to po oficjalnym kursie.Wed³ug moich szacunków na ka¿dy zespó³ przypada tutaj dwiecie do trzystu lamp i je¿eli która z nich nawali w czasie lotu.Có¿, jest tylko jedno s³owo na okrelenie tego, co by siê wtedy sta³o: mieræ.- Czy móg³by nam pan pokazaæ, jak to zrobiæ?- Chyba tak - odpar³ burmistrz.- Je¿eli pozwoli mi pan obejrzeæ ca³y system napêdowy, to bêdê móg³ powiedzieæ panu wszystko dok³adnie.- Zgoda - powiedzia³ Heldon.- Ale bez ¿adnej zw³oki.W najlepszym wypadku mogê liczyæ jeszcze tylko na pó³ dnia swobody.To by³o lepiej ni¿ Amalfi siê spodziewa³; o niebo lepiej.Maj±c tyle czasu, móg³ przeledziæ wystarczaj±c± iloæ doprowadzeñ, ¿eby zlokalizowaæ g³Ã³wny pulpit sterowniczy.Wyraz twarzy Heldona.zupe³nie nie pasowa³ do treci jego s³Ã³w i to g³êboko Amalfiego niepokoi³o, ale w tej chwili nic nie móg³ na to poradziæ.Wyci±gn±³ z tobo³ka Karsta papier i zacz±³ szybko szkicowaæ schemat ca³ego okablowania.Po uzyskaniu doæ przejrzystego obrazu po³±czeñ pierwszego generatora, blokowe ujêcie g³Ã³wnych zespo³Ã³w drugiej maszyny okaza³o siê znacznie ³atwiejsze.Chocia¿ wykonanie rysunków trwa³o doæ d³ugo, Heldon nie okazywa³ ¿adnych oznak zniecierpliwienia czy zmêczenia.Trzeci wirator dope³ni³ ca³oci obrazu, zmuszaj±c Amalfiego do g³êbokiego zastanowienia siê, do czego mog³a s³u¿yæ czwarta maszyna.Okaza³o siê, ¿e by³ to buster, przeznaczony do kompensowania strat mocy pozosta³ych zespo³Ã³w napêdowych w tych momentach, kiedy g³Ã³wna krzywa ich ci±gu odbiega³a od poziomu dyktowanego jej przez prymitywny, ogólny obwód regeneracyjny.Buster w³±czony by³ w tyln± czêæ pêtli sprzê¿enia zwrotnego, chyba raczej za komputerem ni¿ przed nim, tak ¿e wszystkie poprawki komputera musia³y przechodziæ w³anie przez niego.Amalfi by³ zupe³nie pewien, ¿e na skutek takiego ustawienia ka¿da wprowadzona poprawka musia³a wywo³ywaæ potê¿n± "falê kompensacyjn±".Po³±czenia wiratorów MMH musia³ dokonaæ chyba jaki australopitek.Ale miasto mog³o za ich pomoc± lataæ.I tylko to siê liczy³o.Amalfi zakoñczy³ swoje badania i wyprostowa³ siê z trudem, mocno napinaj±c miênie bol±cych pleców.Nie mia³ pojêcia, ile godzin mu to wszystko zabra³o; mia³ wra¿enie, ¿e ca³e miesi±ce.Heldon w dalszym ci±gu przygl±da³ mu siê równie czujnym wzrokiem jak przedtem i tylko granatowe cienie pod oczami wskazywa³y na to, ¿e bardzo jest zmêczony.A Amalfi nie znalaz³ w podziemnej komnacie ¿adnego miejsca, z którego mo¿na by kontrolowaæ pracê wiratorów MMH.Pulpit sterowniczy musia³ znajdowaæ siê gdzie indziej.G³Ã³wny kabel prowadz±cy do wszystkich urz±dzeñ kontrolnych znika³ w rurze biegn±cej do sklepienia pieczary, a zapewne i wy¿ej.Niebo na rozkaz MMHRunê³o!.Amalfi ziewn±³ ostentacyjnie i pochyli³ siê znowu, by umocowaæ pokrywê na pulpicie obserwacyjnym dope³niaj±cego generatora.Karst le¿a³ zwiniêty w k³êbek na pod³odze obok niego i spa³ naprawdê.By³o mu chyba zupe³nie wygodnie, bo le¿a³ rozprê¿ony i leciutko umiecha³ siê przez sen.Wygl±da³ jak kot drzemi±cy na wysokim gzymsie.Heldon nie spuszcza³ ich z oczu.- Bêdê musia³ sam to panu zrobiæ - powiedzia³ Amalfi.- To doæ powa¿na robota; mo¿e potrwaæ tygodnie.- Oczekiwa³em, ¿e pan to powie - odpar³ Heldon.- I z przyjemnoci± da³em panu czas, ¿eby móg³ pan wszystko dok³adnie sobie obejrzeæ.Jednak chyba nie bêdziemy robiæ ¿adnych zmian.- Ale one s± potrzebne.- Mo¿liwe.Ale ta maszyneria musi mieæ ogromny wspó³czynnik bezpieczeñstwa, bo inaczej nigdy nie bylibymy w stanie jej uruchomiæ tak¿e i w przesz³oci.- Nie "nasi przodkowie", lecz "my", zauwa¿y³ Amalfi.- Musi pan zrozumieæ, panie burmistrzu, ¿e nie mo¿emy ryzykowaæ ¿adnych poprawek robionych przez pana.My sami nie jestemy w stanie ich nadzorowaæ, a przyjêcie nieprawdopodobnego za³o¿enia, ¿e dziêki pañskim usprawnieniom zwiêkszy siê efektywnoæ dzia³ania tych maszyn, by³oby zupe³nie nierozs±dne.Je¿eli te maszyny mog± w ogóle dzia³aæ w swym obecnym stanie, to bêdziemy musieli siê tym zadowoliæ.- Och, oczywicie, ¿e bêd± dzia³a³y przez jaki czas - powiedzia³ Amalfi zabieraj±c siê do metodycznego pakowania swoich przyrz±dów.- Ale kategorycznie twierdzê, ¿e wcale nie s± takie bezpieczne, a ryzyko zwi±zane z podjêciem na nich lotu jest ogromne.Heldon wzruszy³ ramionami i zszed³ po spiralnych, metalowych schodach na pod³ogê sali.Amalfi poszpera³ chwilê w swojej torbie, a potem ostentacyjnie kopniêciem obudzi³ Karsta.Kopn±³ wcale mocno; zdawa³ sobie sprawê z tego, ¿e granie komedii przed cz³owiekiem od urodzenia nawyk³ym do pilnego obserwowania wszelkich ludzkich reakcji mo¿e przynieæ nieobliczalne skutki.Gestem wskaza³ ch³opu, ¿e ma podnieæ baga¿, i ruszy³ za Heldonem.Cenzor umiechn±³ siê, ale nie by³ to umiech przyjemny.- Nie s± bezpieczne? - spyta³.- No có¿, zawsze je za takie uwa¿a³em.Ale teraz odnoszê wra¿enie, ¿e stwarzane przez nie niebezpieczeñstwo jest g³Ã³wnie politycznej natury.- Jak to? - spyta³ Amalfi, staraj±c siê uspokoiæ oddech.Poczu³ nagle, ¿e jest zupe³nie wykoñczony.Wszystko to trwa³o.W³aciwie ile czasu to trwa³o? Nie mia³ najmniejszego pojêcia.- Czy zdaje pan sobie sprawê z tego, która jest godzina, panie Amalfi?- Chyba ju¿ ranek - odpar³ Amalfi têpo, poprawiaj±c zsuwaj±cy siê z lewego ramienia Karsta pakunek.- W ka¿dym razie musi byæ cholernie pó¼no.- Jest rzeczywicie bardzo pó¼no - powiedzia³ Heldon, ju¿ nawet nie staraj±c siê ukrywaæ swoich uczuæ.Wyra¼nie triumfowa³.- Kontrakt miêdzy miastami wygas³ dzi w po³udnie.W tej chwili jest prawie pierwsza.Spêdzilimy tutaj ca³± noc i ranek.A pañskie miasto w dalszym ci±gu pozostaje na naszej planecie, co jest jawnym pogwa³ceniem umowy, panie burmistrzu.- To niedopatrzenie.- Nie, to zwyciêstwo! - Heldon wyci±gn±³ spomiêdzy fa³dów swojej szaty ma³± srebrn± rurkê i mocno w ni± dmuchn±³.- Burmistrzu Amalfi, mo¿e siê pan uwa¿aæ za jeñca wojennego.Ma³a srebrna rurka nie wyda³a ¿adnego s³yszalnego d¼wiêku, ale w sali jak spod ziemi wyros³o dziesiêciu mê¿czyzn: Wymierzone w Amalfiego mezonowe karabiny by³y bardzo starego typu, pewnie jeszcze sprzed czasów Kamermana, tak jak i wiratory MMH.I tak jak wiratory wygl±da³y na zupe³nie zdatne do u¿ytku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]