[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- No có¿, oferujesz mi królewsk¹ ³apówkê.II—Nemezis 161- Czy mo¿esz ¿¹daæ wiêcej? - zapyta³ z nadziej¹ w g³osie.- Zastanawiam siê - odpowiedzia³a - dlaczego przys³ali ciebie? takiego atrakcyjnego mê¿czyznê? Czyspodziewali siê, ¿e z³apiesz starzej¹c¹ siê niewiastê, fizyka, ³atwowiern¹ i sfrustrowan¹ kobietê, na uroki swego cia³ajak rybkê na haczyk?- Nie wiem, czego spodziewali siê ci, którzy mnie wys³ali, Tes-so, wiem natomiast, ¿e mi chodzi o coœ innego.Zrozumia³em to, gdy po raz pierwszy spojrza³em na ciebie.Nie jesteœ stara, doskonale o tym wiesz.Nawet przezmyœl mi nie przesz³o, ¿e mog³abyœ byæ ³atwowierna i sfrustrowana.Ziemia chce ci zaoferowaæ marzenie ka¿degofizyka.I nie ma nic do rzeczy, czy jesteœ kobiet¹ czy mê¿czyzn¹, m³od¹ czy star¹.- Jaka szkoda! Przypuœæmy, ¿e okaza³abym siê oporna i nie zechcia³abym polecieæ na Ziemiê - jak¹ perswazjêzastosowa³byœ wtedy? Prze³ama³byœ swoj¹ niechêæ i poszed³ ze mn¹ do ³Ã³¿ka?Tessa skrzy¿owa³a rêce na swoich wspania³ych piersiach i przygl¹da³a mu siê zagadkowo.Fisher zacz¹³ mówiæ ostro¿nie, starannie dobieraj¹c s³owa.- Powtarzam, nie wiem, jakie by³y zamiary tych, którzy mnie przys³ali.Pójœæ z tob¹ do ³Ã³¿ka nie by³o elementemmoich bezpoœrednich instrukcji, a tym bardziej nie le¿a³o w moich zamiarach.Co prawda gdyby by³o inaczej, niemusia³bym siê prze³amywaæ.Doszed³em jednak do wniosku, ¿e jako fizyk potrafisz dostrzec korzyœci, wynikaj¹ce zmojej propozycji i nie chcia³bym uw³aczaæ ci przypuszczeniem, ¿e trzeba ci czegoœ wiêcej.- Jak¿e siê mylisz - odpowiedzia³a.- Dostrzegam korzyœci z punktu widzenia fizyka i gotowa jestem przyj¹ætwoj¹ propozycjê i uganiaæ siê za motylkiem lotów hiperprzestrzennych po ³¹kach nieokreœlonoœci, mimo to niechcê, ¿ebyœ zaprzesta³ perswazji.Chcê mieæ wszystko.- Ale.- Mówi¹c krótko, jeœli mnie chcecie, to bêdzie was to kosztowaæ.Musisz w dalszym ci¹gu przekonywaæ mnietak, jak gdybym by³a oporna, musisz robiæ to najlepiej jak potrafisz, albo nie lecê na Ziemiê.Jak s¹dzisz, po cojesteœmy w salonie prywatnoœci? Po co zbudowaliœmy te salony? Byliœmy na treningu, wziêliœmy prysznic,zjedliœmy i napiliœmy siê trochê, porozmawialiœmy, nacieszyliœmy siê tym wszystkim, a teraz nadesz³a pora cieszyæsiê162Innymi rzeczami.Nalegam.Przekonaj mnie, ¿ebym polecia³a na Ziemiê.Pod dotykiem jej palca œwiat³o w salonie przygas³o uwodzicielsko.SIEDEMNAŒCIE BEZPIECZNA?Insygna by³a niespokojna.To Siever Genarr nalega³, aby poradziæ siê Marteny w tej sprawie.- Jesteœ jej matk¹, Eugenio - powiedzia³ - i ci¹gle myœlisz o niej jak o malej dziewczynce.Matki zawsze maj¹k³opoty z wyjœciem z roli monarchini traktuj¹cej dziecko jako osobist¹ w³asnoœæ.Insygna unika³a jego spokojnego wzroku.- Nie rób mi wyk³adów, Sieverze.Nigdy nie mia³eœ dzieci.£atwo jest radziæ innym.- Czy ja tobie radzê? Przepraszam.Powiedzmy, ¿e nie jestem tak bardzo jak ty emocjonalnie zwi¹zany zewspomnieniem Mar-lenyjako niemowlêcia.Bardzo j¹ lubiê, jednak jedyny obraz Mar-leny, jaki znam, to obrazdorastaj¹cej m³odej kobiety o wspania³ym umyœle.Ona jest wa¿na, Eugenio.Wydaje mi siê, ¿e jest o wielewa¿niejsza ni¿ ja czy ty.Nale¿y porozmawiaæ z ni¹.- Nale¿y zapewniæ jej bezpieczeñstwo - sprzeciwi³a siê Insygna.- Zgadzam siê, ale nale¿y poradziæ siê jej, jak zapewniæ to bezpieczeñstwo.Jest m³oda, jest niedoœwiadczona, alebyæ mo¿e wie lepiej od nas, co trzeba zrobiæ.Porozmawiajmy tak jak trójka doros³ych.Obiecaj mi, Eugenio, ¿e niebêdziesz nadu¿ywaæ w³adzy rodzicielskiej.- Jak mogê ci to obiecaæ? - powiedzia³a gorzko Insygna.- Ale zgoda, porozmawiajmy z ni¹.Siedzieli wiêc teraz we trójkê w biurze Genarra, z w³¹czon¹ tarcz¹ dŸwiêkoch³onn¹, a Martena rzuca³a szybkiespojrzenia to na Genarra, to na Insygnê i przygryza³a nerwowo wargi.- Chyba nie spodoba mi siê to, co us³yszê - powiedzia³a nieszczêœliwie.164- Obawiam siê, ¿e mamy z³e wieœci - odpowiedzia³a Insygna.• Mówi¹c krótko: rozwa¿amy mo¿liwoœci powrotu na Rotora.Martena wygl¹da³a na zaskoczon¹.- Ale twoja praca, mamo.Nie mo¿esz jej tak zostawiæ.Widzê ednak, ¿e wcale nie masz takiego zamiaru.Nic nierozumiem.- Marleno - Insygna mówi³a wolno l z emfaz¹ - rozwa¿amy woj powrót na Rotora.Tylko twój.Zapad³a cisza.Martena przygl¹da³a siê ich twarzom.A potem zaczê³a mówiæ szeptem:- Jesteœcie powa¿ni.Nie mogê w to uwierzyæ.Nie wrócê na rotora.Nie chcê.Nigdy.Erytro jest moim œwiatem.Chcê byæ utaj i tylko tutaj.- Marleno.- g³os Insygny za³ama³ siê.Genarr wyci¹gn¹³ rêkê w kierunku Insygny i potrz¹sn¹³ g³ow¹.Eugeniazamilk³a i teraz on zacz¹³ mówiæ:- Dlaczego tak bardzo zale¿y ci, by byæ tutaj, Marleno?- Poniewa¿ ju¿ tutaj jestem - g³os Marteny brzmia³ p³asko.-Czasami chce siê zjeœæ coœ szczególnego, po prostu siêchce.I nie mo¿na wyt³umaczyæ dlaczego.Chce siê i koniec.Ja mam apetyt aa Erytro.Nie wiem dlaczego, ale mam.Nie muszê tego wyjaœniaæ.- Niech twoja matka powie ci, co wiemy - odpar³ Genarr.Insygna wziê³a zimn¹ i bezw³adn¹ rêkê Marteny w swojed³onie.- Marleno, czy pamiêtasz, jak tu¿ przed odlotem na Erytro opowiada³aœ mi o swojej rozmowie z komisarzemPittem.-Tak?[ - Powiedzia³aœ mi wtedy, ¿e kiedy zgodzi³ siê na nasz przyjazd na Erytro, nie mówi³ wszystkiego.Nie umia³aœpowiedzieæ mi, co Eostawi³ dla siebie, ale wiedzia³aœ, ¿e by³o to coœ nieprzyjemnego, fcoœ z³ego.• - Tak, pamiêtam.• Insygna zawaha³a siê, a ogromne, œwidruj¹ce oczy Marteny rta³y siê nagle czujne.I znów zaczê³a szeptaæ, tak jakgdyby nie Edawa³a sobie sprawy z obecnoœci innych i wypowiada³a na g³os tr³asne myœli.' - Zmru¿enie powiek.Rêka niemal przy skroni.Odsuwa siê.Jej g³os zamar³, chocia¿ usta porusza³y siê dalej.165A potem Marlena wybuchnê³a:- Czy wydaje wam siê, ¿e zwariowa³am?- Nie - odpowiedzia³a szybko Insygna - wrêcz odwrotnie, kochanie.Wiemy, ¿e twój umys³ jest wspania³y ichcemy, ¿eby taki pozosta³.A ca³a sprawa wygl¹da tak.Marlena wys³ucha³a opowieœci o Pladze Erytro z podejrzliwym wyrazem twarzy.Na koñcu powiedzia³a:- Widzê, ¿e wierzysz w to, co mówisz, mamo, ale byæ mo¿e ktoœ ciê ok³ama³.- Us³ysza³a to ode mnie - powiedzia³ Genarr.- A ja powtarzam - i popieram to swoim autorytetem - ¿e jest toprawda.A teraz ty mi powiedz, czy k³amiê?Marlena zaakcentowa³a jego s³owa.- Dlaczego akurat mi grozi jakieœ niebezpieczeñstwo? Dlaczego ja jestem bardziej nara¿ona ni¿ ty czy mama?- Tak jak powiedzia³a twoja matka, Marleno.Plaga uderza, wed³ug wszelkiego prawdopodobieñstwa w ludziobdarzonych du¿¹ wyobraŸni¹ czy fantazj¹.Istniej¹ dowody - w które czêœciowo wierzymy - ¿e niezwyk³e umys³ys¹ bardziej nara¿one na dzia³anie Plagi, a poniewa¿ twój umys³ jest najbardziej niezwyk³y ze wszystkich, z jakimizetkn¹³em siê do tej pory, wydaje mi siê mo¿liwe, ¿e jesteœ nara¿ona na niebezpieczeñstwo.Komisarz przys³a³ miinstrukcje, ¿e mam zostawiæ ci woln¹ rêkê na Erytro, ¿e mam umo¿liwiæ ci zobaczenie i zbadanie wszystkiego,czego za¿¹dasz, i ¿e powinienem nawet zezwoliæ na wyjœcie poza Kopu³ê, jeœli przyjdzie ci to do g³owy.Brzmi tobardzo uprzejmie z jego strony, lecz czy przypadkiem nie zale¿y mu na tym, abyœ wysz³a na zewn¹trz po to, by - jakma nadziejê - zwiêkszyæ niebezpieczeñstwo zara¿enia ciê Plag¹?Marlena rozwa¿a³a jego s³owa bez cienia emocji.- Czy nie rozumiesz, Marleno? - zapyta³a Insygna.- Komisarz nie chce ciê zabiæ - nie oskar¿amy go o to.Chcetylko wyeliminowaæ twój umys³, który mu przeszkadza.Ty z ³atwoœci¹ odkrywasz jego zamiary i rzeczy, o którychnie powinien wiedzieæ ktokolwiek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]