[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie by³o wiêc chêtnych i król przebiera³ siê w radosnym nastroju.- Leopoldzie!Król zatrzyma³ siê w pó³ kroku na dŸwiêk tego g³osu - jedynego, który tak na niego dzia³a³.Odwróci³ siê z posêpn¹ min¹.Na progu komnaty sta³ Wienis, patrz¹c spod krzaczastych brwi na bratanka.- Ka¿ im odejœæ - machn¹³ niecierpliwie rêk¹.- Odpraw ich.Król krótkim ruchem g³owy wskaza³ drzwi i dwaj pokojowi wycofali siê w uk³onach na schody.Leopold wszed³ do pokoju stryja.Wienis spojrza³ posêpnie na myœliwski strój króla.- Ju¿ nied³ugo bêdziesz mia³ wa¿niejsze sprawy na g³owie ni¿ polowanie na Nyaka.Odwróci³ siê i podszed³ sztywnym krokiem119do biurka.Od kiedy zestarza³ siê i nie móg³ znieœæ pêdu powietrza, niebezpiecznego pikowania w zasiêgu skrzyde³ Nyaka, beczek i gwa³townych wzlotów œcigacza do góry, patrzy³ krzywym okiem na ca³y ten sport.Leopold zdawa³ sobie sprawê z niechêtnego stosunku stryja do polowañ, wiêc jego entuzjastyczny opis ³owów nie by³ pozbawiony z³oœliwoœci:- Powinieneœ by³ pojechaæ z nami, stryju.Sp³oszyliœmy jednego na pustyniach Samii - mówiê ci, potwór! To dopiero zwierzyna! Ganialiœmy za nim ponad dwie godziny po kawa³ku, który mia³ przynajmniej siedemdziesi¹t mil kwadratowych.A potem zalecia³em go od strony s³oñca - gestykulowa³ zawziêcie, jakby ponownie znalaz³ siê za sterami swego œcigacza - i zanurkowa³em spiral¹.Dosta³ pod lewe skrzyd³o przy wznoszeniu siê.To go rozwœcieczy³o i rzuci³ siê z powrotem.Odczeka³em spokojnie i odwróci³em siê w lewo, czekaj¹c a¿ nadleci.Oczywiœcie, zrobi³ jak myœla³em.By³ na odleg³oœæ uderzenia skrzyde³, kiedy siê ruszy³em i wtedy.- Leopoldzie!- No i - dosta³em go!- Jestem tego pewien.A teraz mo¿e zechcesz mnie pos³uchaæ?Król wzruszy³ ramionami i opad³ na stoj¹cy z boku stolik; z nad¹san¹ min¹, niezbyt licuj¹c¹ z jego królewsk¹ godnoœci¹, zacz¹³ pogryzaæ orzeszek z Lery.Wienis rzek³ tytu³em wstêpu:- By³em dziœ na statku.- Na jakim statku?- Jest tylko jeden statek.Ten statek.Ten, który Fundacja naprawia dla naszej floty wojennej.Kr¹¿ownik starego Imperium.Czy wyra¿am siê wystarczaj¹co jasno?1>20- Ten? Widzisz, mówi³em ci, ¿e Fundacja naprawi statek, jeœli ich o to poprosimy.Twoje gadanie o tym, ze chc¹ na nas napaœæ, nie ma sensu.No, bo gdyby chcieli to zrobiæ, to czy zajêliby siê statkiem? Wiesz, to naprawdê nie ma ¿adnego sensu.- Jesteœ g³upcem, Leopoldzie.Król, który w³aœnie odrzuci³ skorupê orzeszka i podnosi³ do ust drugi, zrobi³ siê czerwony.- Ej¿e, s³uchaj - powiedzia³ z gniewem, ale nie podnosz¹c g³osu.- Myœlê, ¿e nie powinieneœ mówiæ do mnie w ten sposób.Wiesz, ¿e za dwa miesi¹ce bêdê pe³noletni.- Tak.I doskonale siê nadajesz do tego, ¿eby przyj¹æ obowi¹zki króla.Jeœli poœwiêcisz sprawom pañstwowym choæby po³owê tego czasu, który przeznaczasz na polowania, to z czystym sumieniem zrzeknê siê obowi¹zków regenta.- To mnie nie obchodzi.Nie ma to nic do rzeczy.To, ¿e jesteœ regentem i moim stryjem, nie zmienia faktu, ¿e ja jestem królem, a ty moim poddanym.Nie powinieneœ nazywaæ mnie g³upcem i, nawiasem mówi¹c, nie powinieneœ siedzieæ w mojej obecnoœci.Myœlê, ¿e powinieneœ bardziej uwa¿aæ, bo mogê coœ z tym zrobiæ.i to ju¿ nied³ugo.Wzrok Wienisa by³ zimny.- Czy mogê zwracaæ siê do ciebie ,,wasza wysokoœæ"?- Tak.- Doskonale! Jesteœ g³upcem, wasza wysokoœæ.Jego ciemne oczy miota³y b³yskawice spod siwych brwi.M³ody król wolno usiad³.Na twarzy regenta pojawi³ siê cieñ z³oœliwej satysfakcji, ale szybko znik³.Jego szerokie usta rozchyli³y siê w uœmiechu, a d³oñ spoczê³a na ramieniu króla.- No, ju¿ dobrze.Nie bierz sobie tego do121serca, Leopoldzie.Nie powinienem by³ mówiæ tak szorstko.Czasem trudno jest zachowaæ siê stosownie, kiedy napór wydarzeñ jest taki, ¿e.Rozumiesz?Ale chocia¿ mówi³ tak ugodowo, jego spojrzenie pozosta³o twarde.Leopold odpowiedzia³ niepewnie:- Tak.Wiesz, sprawy pañstwowe s¹ piekielnie trudne.Zastanawia³ siê, nie bez niepokoju, czy nie czeka go teraz pe³en nudnych szczegó³Ã³w wyk³ad o handlu ze Smyrno, i d³uga, mêcz¹ca dysputa na temat rzadko zasiedlonych œwiatów w Czerwonym Korytarzu.Tymczasem Wienis podj¹³ znowu:- Mój ch³opcze, ju¿ dawno chcia³em porozmawiaæ o tym z tob¹ i mo¿e powinienem by³ to zrobiæ, ale wiem, ¿e m³odych nudz¹ suche szczegó³y sztuki kierowania pañstwem.Leopold skin¹³ g³ow¹.- Tak, to prawda.Stryj przerwa³ mu stanowczo:- Jednak za dwa miesi¹ce bêdziesz pe³noletni.Poza tym, nadchodz¹ trudne czasy i bêdziesz musia³ dzia³aæ zdecydowanie.Bêdziesz królem, Leopoldzie.Leopold ponownie skin¹³ g³ow¹, ale jego twarz by³a bez wyrazu.- Bêdzie wojna, Leopoldzie.- Wojna! Przecie¿ zawarliœmy rozejm ze Smyrno.- Nie ze Smyrno.Z sam¹ Fundacj¹.- Ale¿, stryju! Przecie¿ oni zgodzili siê naprawiæ dla nas ten statek.Powiedzia³eœ.Zamilk³ na widok skrzywionych ust stryja.- Leopoldzie - w g³osie Wienisa niewiele pozosta³o z niedawnej ¿yczliwoœci - musimy porozmawiaæ jak mê¿czyzna z mê¿czyzn¹.Bêdzie wojna z Fundacj¹ bez wzglêdu na to, czy122naprawi¹ statek, czy nie, a to ¿e statek jest w naprawie, prawdê mówi¹c, zmusza nas do poœpiechu.Fundacja Jest Ÿród³em si³y i potêgi.Ca³a pomyœlnoœæ Anakreona, wszystkie jego statki, miasta, ludzie, handel, zale¿y od tych okruchów, które Fundacja niechêtnie zrzuca nam ze swego sto³u.Pamiêtam czasy, kiedy miasta Anakreona opalane by³y rop¹ i wêglem.Ale mniejsza z tym, nie masz o tym zielonego pojêcia.- Wydaje siê - zaoponowa³ król nieœmia³o - ¿e powinniœmy byæ wdziêczni.- Wdziêczni?! - rykn¹³ Wienis.- Wdziêczni za to, ¿e sk¹pi¹ nam najmizerniejszych resztek, trzymaj¹c Przestrzeñ tylko wie co dla siebie? A po co to trzymaj¹? Po to, ¿eby któregoœ dnia sami mogli zapanowaæ nad Galaktyk¹.Jego rêka spoczê³a na kolanie bratanka, a oczy zwêzi³y siê.- Leopoldzie, jesteœ królem Anakreona.Twoje dzieci i dzieci twoich dzieci mog¹ staæ siê królami wszechœwiata.jeœli zdobêdziesz tê potêgê, któr¹ chowa przed nami Fundacja.- Coœ w tym jest - w oczach Leopolda zab³ys³a iskierka zainteresowania, a on sam wyprostowa³ siê na krzeœle.- W koñcu jakie maj¹ prawo, ¿eby trzymaæ to dla siebie? Wiesz, to nie jest uczciwe, Anakreon przecie¿ te¿ coœ znaczy.- No widzisz, zaczynasz rozumieæ.Pomyœl teraz, ch³opcze, co siê stanie, jeœli Smyrno pierwsze zdecyduje siê uderzyæ na Fundacjê i zagarnie w³adzê? Jak myœlisz - d³ugo uda siê nam zachowaæ niezale¿noœæ i nie spaœæ do roli ich wasala? Jak d³ugo utrzymasz siê na tronie?Leopold wyraŸnie siê o¿ywi³.- Powiem ci wiêcej - kiedyœ, za panowania twego dziada, Anakreon za³o¿y³ bazê wojskow¹123na Terminusie, planecie Fundacji - bazê, której wymaga³y ¿ywotne interesy naszej obrony.W wyniku machinacji przywódcy Fundacji, przebieg³ego kundla, naukowca, w którego ¿y³ach nie by³o ani jednej kropli niebieskiej krwi, zostaliœmy zmuszeni do wycofania siê.Rozumiesz, Leopoldzie? Ten ³yk upokorzy³ twego dziada! Pamiêtam go.By³ niewiele starszy ode mnie, kiedy przyby³ tu, na Anakreona, ze swoim diabelskim uœmieszkiem i iœcie diabelsk¹ przebieg³oœci¹, ufny w si³ê stoj¹cych za nim pozosta³ych królestw, zjednoczonych tchórzowskim sojuszem wymierzonym w wielkoœæ Anakreona.Leopold poczerwienia³, a iskra w jego oczach zamieni³a siê w b³yskawicê.- Na Seldona, gdybym by³ na miejscu dziadka, to mimo wszystko podj¹³bym walkê.- Nie, Leopoldzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]