[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mo¿na jest rêka Twoja, wysoka prawica,Na s¹dzie a na prawie Twoja tkwi stolica.Litoœæ a prawda boku Twego przestrzegaj¹.Szczêœliwi ludzie, którzy g³os Pañskich tr¹b znaj¹;Ci ducha Twego, Panie, œwiat³em rozœwieceniW ¿adny b³¹d nie mog¹ byæ nigdy zawiedzieni;Ci z uznania prawdy Twej bêd¹ siê kochaliI tw¹ ³ask¹ s³awy swej bêd¹ nadstawiali.Tyœ nasza moc, od Ciebie posi³ek mieæ mamy.Pañska tarcz i król Jego, którym siê wspieramy.Tyœ w widzeniu powiedzia³ prorokowi swemu:"Naznaczy³em ja króla ju¿ ludowi memu.Dawid, s³uga mój wierny, ten jest powo³anyNa ten urz¹d tak zacny, ten jest pomazany;Temu ja serca bêdê i si³y dodawa³,W ka¿dej potrzebie jego z nim bêdê przestawa³.Nigdy go nieprzyjaciel jego nie po¿yje.Lub nañ fortelem pójdzie, lub nañ wojska zbije.Ja sam nieprzyjacio³y jego chcê wojowaæI przeciwniki jego do gruntu zepsowaæ.Prawda i litoœæ moja z nim zaw¿dy, a z stronyImienia bêdzie mego wielce podwysszony.Rêkê jego po³o¿ê na morzu szerokim,Drug¹ na Eufratowym strumieniu g³êbokim.W potrzebach swoich do mnie zaw¿dy siê uciecze:"Tyœ mój ojciec, Tyœ mój Bóg i obroñca!" - rzecze.A ja go pierworodnym u siebie po³o¿êI wszytkim œwiata tego tyranom prze³o¿ê.W ³asce mojej na wieki nie uzna odmiany,W przymierzu poszlubionym bêdzie zachowany.Potomek w domu jego nigdy nie zaginieAni stolica, póki dzieñ torem swym p³ynie.A gdzie by dzieci jego Zakon mój wzgardzi³yAni pos³uszne memu rozkazaniu by³y,Oniæ kaŸni nie ujd¹ za swe wszetecznoœciI odnios¹ zap³atê godn¹ swoich z³oœci.Ale jemu zachowam mi³osierdzie swojeA nie bêd¹ omylne nigdy s³owa moje.Nie zgwa³cê ja przymierza swego; g³os, podanyZ ust moich, w odmiennoœci nie bêdzie uznany.Raz-em ja Dawidowi na statecznoœæ swojê,S³udze wiernemu, przysi¹g³ i przy tym¿e stojê:Nie ma ustaæ potomstwo w domu jego s³awnymAni zacny tron jego, póki szlakiem dawnymPrêdkie s³oñce poleci i nieuchodzonyKr¹g miesiêczny, a iœciec na niebie niep³ony."Terazeœ siê obruszy³, Panie, przeciw jemu,Jawn¹ nie³askê s³udze okazujesz swemu:Wywróci³eœ przymierze, zepchn¹³eœ koronêZ g³owy jego, odj¹³eœ wszelak¹ obronê.Mury, parkany le¿¹, zewsz¹d go targaj¹,Zewsz¹d szczypi¹, a ¿a³oœæ œmiechem podniecaj¹.Nieprzyjacio³y jego nadeñ-eœ wystawi³I ludzi zazdroœciwe radoœci nabawi³.Przytêpi³eœ miecz jego, a w swojej potrzebieNie mia³ obroñce ani pomocnika z Ciebie.Ozdoba wszytka jego i œwietnoœæ zaæmiona,A stolica nogami wzgórê wywrócona.Ukróci³eœ lat jego kwitn¹cej m³odoœci,Oczu podnieœæ nie mo¿e, pe³en zel¿ywoœci.Bêdzie w¿dam koniec kiedy tej nie³asce? StanieW¿dam Twój srogi gniew kiedy, nieœmiertelny Panie?Wspomni sobie, jako kres ciasny mego wieka:Izalibyœ Ty prózno stworzyæ mia³ cz³owieka,¯eby i ten lichy czas w troskach mia³ po³o¿yæ?Bo kto œmierci móg³ znikn¹æ albo z martwych o¿yæ?Gdzie teraz ono Twoje mi³osierdzie dawne?Gdzie, Panie, zwyk³a dobroæ i przymierze s³awneZ Dawidem uczynione? Nak³oñ oczu swoichPañskich, a ur¹ganiu s³ug siê przypatrz Twoich.Pe³ne ³ono mam sznupek, pe³ne obel¿eniaS³uchaj¹c rozmaitych narodów hañbienia,Którym nieprzyjaciele naszy nas zel¿yliAni pomazañcowi Twemu przepuœcili.B¹dŸ na wieki pochwalon, wiekuisty Panie,A co jest wola Pañska Twoja, niech siê stanie!CZÊŒÆ CZWARTAPSALM 90Domine, refugium factus es nobisKrólu na wysokim niebie,Nie ma indziej, okrom Ciebie,Cz³owiek nieszczêœciem strapionyUcieczki ani obrony.Pierwej, ni¿li góry wsta³y,Ni¿ ziemia, ni¿ okaza³yKr¹g niebieski jest stworzony,Tyœ jest, Bo¿e nieskoñczony!Jesteœ i bêdziesz do wieku;Ale biednemu cz³owiekuCo dzieñ zaw¿dy lat ucierasz,A¿ go na wet w ziemiê wpierasz.Tysi¹c lat, o Niezmierzony,Z Twoj¹ wiecznoœci¹ z³o¿onyMniej ni¿ dzieñ wczorajszy wa¿y,Mniej ni¿ chwila nocnej stra¿y.Jako woda si¹knie w ziemiê,Tak niszczeje ludzkie plemiê;Podobnismy ku marnemuSnu nocnemu, nikczemnemu.Jako rossy trawa syta,Z poranku piêknie zakwita,Wieczór kos¹ podsieczonaLe¿y na ziemi wzgardzona -Taki nasz wiek, tak wiêdniemyI w nie³asce Twojej schniemy;Tobie jawne i kryjomeZ³oœci nasze s¹ wiadome
[ Pobierz całość w formacie PDF ]