[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tym razem zajrzałem do książki telefonicznejnie dlatego, żebym miał jakieś podejrzenia wobec paniRushforth.Powodowała mną wyłącznie ciekawość.Ku memu wielkiemu zdumieniu jedyna B.Rushforthmieszkała na Śliwkowym Wzgórzu, w uroczym, bardzo dystyngowanymosiedlu położonym w pobliżu jeziora.Sprzątaczka,tam.? Byłem tym niezmiernie zaintrygowany, podobniejak Roberta, kiedy poinformowałem ją o rozmowietelefonicznej i rezultatach mojego małego śledztwa.- Scott, a może ona jest kimś w rodzaju cioci Mame? Bogata iekscentryczna.Nasz dom będzie sprzątała Rosalind Russell!Nazajutrz z samego rana zadzwonił do mnie kolega, który natychmiastpotrzebował mojej pomocy, w związku z czym musiałem wyjść z domui ominęło mnie spotkanie z zagadkową Beenie.Kiedy wróciłem na lunch, Roberta poinformowała mnie o szczegółach.- Jak wygląda?- W średnim wieku, średniego wzrostu, trochę zaokrąglona,krótko ostrzyżone siwiejące włosy.Przypomina masażystkę.- Tak właśnie myślałem.A jak była ubrana?- W potwornie jaskrawy dres i trampki o bardzo skomplikowanymwiązaniu.Jest bardzo miła, ale zarazem apodyktyczna.Jeszczezanim zaproponowałam jej pracę, zapytała, czy może rozejrzeć siępo domu, żeby sprawdzić, jak wielkie czekają ją obowiązki.- A zaproponowałaś jej?- Tak.Jest sympatyczna i wzbudza zaufanie.Poza tymkażdy, kto mieszka na Śliwkowym Wzgórzu i chce sprzątaćcudze domy, żeby się czymś zająć, musi być co najmniej interesujący,nie uważasz? Jeżeli jeszcze okaże się, że zna sięna tej pracy, będziemy podwójnie wygrani.- To prawda.A więc, niech będzie Beenie.- Zaczyna od jutra.Seminarium na temat Hawthorne'a zajęło mi większość następnegoranka.W grupie mam sporo inteligentnych studentów, autentyczniezainteresowanych tematem.Zazwyczaj wychodzę z tych zajęć pełenenergii, zadowolony z tego, że jestem nauczycielem.Tego dniarozgorzała zażarta dyskusja na temat opisów w opowiadaniu YoungGoodman Brown.W pewnej chwili jeden młody człowiek zapytał drugiego:- Czy powiedziałbyś to wszystko, co teraz mówisz, gdybyś wiedział,że w tej sali siedzi sam Hawthorne? Czy byłbyś taki pewien siebie,wiedząc, że człowiek, który napisał to opowiadanie, słyszy każde twoje słowo?To dobre pytanie, które często słyszę, zadawane na wiele różnychsposobów.Zastanawiałem się jeszcze nad nim, kiedy otworzyłem frontowedrzwi i do moich uszu dotarł odgłos włączonego odkurzacza.- Jest ktoś w domu?Odpowiedział mi tylko wytężony ryk odkurzacza.- Halo, jest tu ktoś?!Nic.A potem z salonu dobiegł znajomy śmiech.Wszedłem tam izobaczyłem Robertę zwijającą się na kanapie.Mało kto potrafi śmiać się tak jak moja żona - jej najczęstsząreakcją na dobry żart jest walnięcie pięścią w kolanoi nie kontrolowane kołysanie się w przód i w tył.Łatwo jąrozbawić, a jej spontaniczna reakcja sprawia dużą przyjemnośćosobie opowiadającej dowcip.Wydaje mi się, iż jedną z przyczyn,dla których zakochałem się w niej, jest to, żebyła pierwszą kobietą, która szczerze śmiała się z moichżartów.Seks to wspaniała sprawa, ale czasem znaczniewiększą satysfakcję można osiągnąć, rozśmieszając kobietę do łez.- Ty na pewno jesteś Scott.Roberta powiedziała mi jużco nieco o tobie.Była cała siwo-szara.Siwe włosy, szara bluza, szaretrampki.Oparła ręce na biodrach i przyglądała mi się tak,jakbym był używanym samochodem.Włączony odkurzaczprzez cały czas szumiał przy jej boku.- Beenie?- Właściwie Bernice, ale jeśli będziecie tak do mniemówić, natychmiast odejdę.Jak się masz?- Dziękuję, świetnie.Wygląda na to, że wy dwie już się dogadałyście.- Opowiadałam Robercie o moim synu.Moja żona machnęła dłonią, jakby oganiała się od natarczywej muchy.- Scott, koniecznie musisz tego posłuchać! Beenie, opowiedz mutę historyjkę z królikiem!Beenie sprawiała wrażenie zadowolonej i jednocześnietrochę zażenowanej.- Ojejku, może innym razem.Teraz muszę dokończyć odkurzania.Chciałabym jeszcze dzisiaj obskoczyć okna, a jestem dopierow połowie roboty.Wyciągnęła wtyczkę z kontaktu i przeszła z odkurzaczem do holu.Chwilę później odkurzacz znowu zaczął pracować, tym razem w jadalni.Zerknąłem przez ramię, żeby sprawdzić, czy na pewnonie ma jej gdzieś w pobliżu.- Jak sobie radzi? - zapytałem.- Wspaniale! Ma tyle energii co mała elektrownia atomowa.Widziałeś kuchnię? Jeśli nie, to zaraz tam zajrzyj.Wygląda jak te kuchnie w reklamach telewizyjnych: po prostulśni.Chyba przydadzą ci się okulary przeciwsłoneczne.Wydaje mi się, że mieliśmy szczęście, trafiając właśnie na nią.- To znakomicie.Z czego tak się śmiałaś?- Ona jest po prostu przezabawna! Te historyjki,które opowiada.Koniecznie musisz je usłyszeć.- Byłbym w zupełności usatysfakcjonowany, gdybyumiała dobrze sprzątać.- Właśnie to jest takie wspaniałe: ona potrafi i jedno, i drugie!Tego dnia w naszym domu rozbrzmiały zupełnie noweodgłosy.Strzepywanie poduszek; syk odkurzacza zaglądającegow kąty, w których jeszcze nigdy go nie było.Beenieznalazła w piwnicy okno, przez które światło słoneczne nieprzedostało się ani razu od trzydziestu lat, czyli od wybudowaniadomu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]