[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Którêdy?Odpowiedzia³a natychmiast, te¿ na migi: z powrotem do w³azu i do zêzy, innejdrogiucieczki nie by³o.Cholera jasna! Musieli wyjœæ na otwart¹ przestrzeñ.Da³ jejznak, ¿epójdzie pierwszy, i zarzuciwszy na ramiê ka³asznikowa, odbezpieczy³ ichnajpotê¿niejsz¹broñ taktyczn¹: po³udniowoafrykañski pistolet maszynowy Uzi.Skierowa³ lufê dogóry,szoruj¹c plecami po metalowej œcianie kontenera, stan¹³ w przejœciu, wycelowa³ wtamtych i powolutku ruszy³ w stronê w³azu.Blondynka za nim.Momentalnie oœlepi³o ich kilka krzy¿uj¹cych siê ze sob¹ smug œwiat³a.Brysonzmru¿y³oczy i zauwa¿y³, ¿e ochroniarze zmieniaj¹ pozycjê, ¿e próbuj¹ wybraæ miejsce, zktóregomogliby bezpiecznie ich zdj¹æ.W tych warunkach ka¿dy strza³ wymaga³ wielkiejprecyzji,a on nie zamierza³ im niczego u³atwiaæ.Opuœci³ uzi, ponownie przesun¹³ na pierœ ka³asznikowa, lecz w chwili, gdytrzasn¹³skrzyde³kiem bezpiecznika, us³ysza³ za plecami metaliczny hurgot.Odwróci³ g³owêizobaczy³, ¿e z w³azu wychodz¹ uzbrojeni ludzie.Odciêli im jedyn¹ drogêucieczki! Cogorsze, dzieli³a ich teraz znacznie mniejsza odleg³oœæ, mogli lepiej celowaæ iBrysonwiedzia³, ¿e jeszcze kilka kroków i bez wahania otworz¹ ogieñ.Byli otoczeni!Huknê³a d³uga seria wystrza³Ã³w.Blondynka.Wystrzela³a pó³ magazynka i skoczy³amiêdzy kontenery.Buchn¹³ krzyk.Ktoœ g³oœno jêcza³, ktoœ inny kl¹³, kilkunapastników,martwych lub rannych, znieruchomia³o na pod³odze.Korzystaj¹c z zamieszania,Brysonwyj¹³ z kieszeni granat od³amkowy, wyci¹gn¹³ zawleczkê i rzuci³ go do góry,prosto wtych przy luku.Rozpierzchli siê na wszystkie strony, przeraŸliwie wrzeszcz¹c,lecz naodwrót by³o ju¿ za póŸno.Granat eksplodowa³ i na stalowy pok³ad lun¹³ deszczœmiercionoœnych od³amków; kilka z nich zaklekota³o nawet na kevlarowej os³oniejegohe³mu.Ci, którzy atakowali od strony w³azu, doszli ju¿ do siebie i ponownie ruszylityralier¹ wich stronê.Libanka nie pró¿nowa³a: wypuœci³a kolejn¹ seriê, a gdy tylkozalegli, onpoczêstowa³ ich granatem, który wybuch³ znacznie szybciej ni¿ poprzedni i zrównieniszcz¹cym skutkiem.Nie czekaj¹c, a¿ siê pozbieraj ¹, Bryson otworzy³ ogieñ zuzi.Dwóch trafi³, dwóch innych, tych w kuloodpornych kamizelkach, wci¹¿ par³onaprzód,dlatego ponownie zwolni³ spust.Pociski kalibru 9 milimetrów maj ¹ potworn¹ si³êuderzenia: trafiony w pierœ mê¿czyzna upad³, trac¹c przytomnoœæ, drugi oberwa³ wods³oniêt¹ czêœæ szyi i zgin¹³ na miejscu.- Szybko! - krzyknê³a blondynka.- Têdy!Wycofywa³a siê ciemnym przejœciem miêdzy dwoma kontenerami.Dok¹d? Tego niewiedzia³, lecz musia³ jej zaufaæ, musia³ wierzyæ, ¿e wie, co robi i dok¹d idzie.Wypuœciwszy drug¹ seriê z uzi, wypad³ na otwart¹ przestrzeñ i nie przestaj¹c siêostrzeliwaæ, pobieg³ za ni¹.Strzela³ na oœlep tylko po to, ¿eby tamci musielichoæ nachwilê przywarowaæ, a gdy przy-warowali, b³yskawicznie skrêci³ miêdzy kontenery.Dziewczyna utknê³a w w¹skim prze³azie, zmagaj¹c siê z d³ug¹, ciê¿k¹ rur¹.Wiedzia³, coto jest, natychmiast tê broñ rozpozna³.Chryste!Wyj¹³ z kieszeni granat i cisn¹³ go za siebie.Szybciej! Szybciej! Dlaczego tak wolno? Po cholerê jej stingery?- Dawaj - szepn¹³.- A ty w³aŸ.- Dziêki.Chwyci³ przenoœn¹ wyrzutniê, zarzuci³ j¹ sobie na ramiê, zapi¹³ parciane pasy iruszy³ zablondynk¹.Krótkie schody, stalowy pok³ad i ponownie rzêdy kontenerów.Dziewczynaskrêci³a w lewo, w prawo, potem znowu w lewo.Z góry dobiega³ go tupot nóg iprzyt³umione g³osy: œcigaj¹cy ich ludzie rozdzielili siê na ma³e grupy.Gdzieona jest?Tam.Dok¹d biegnie? Stingery.Po diab³a nam stingery? Czysty ob³êd.Libanka kluczy³a, robi³a dziwne, bezsensowne zwody, nieustannie skrêcaj¹c iwracaj¹c nato samo przejœcie, by w koñcu dotrzeæ do kolejnego prze³azu i do kolejnychschodów.W³adowni „Armady" by³o osiem czy dziewiêæ poziomów, na ka¿dym poziomie Bóg wieilestoj¹cych rzêdami kontenerów, które tworzy³y prawdziwy labirynt.Labirynt! Tak,to jestto! Próbowa³a ich zgubiæ w labiryncie! Zupe³nie straci³ orientacjê.Niewiedzia³, dok¹ddziewczyna biegnie, lecz bieg³a szybko, pewnie, jakby zna³a tu ka¿dy k¹t,dlatego pêdzi³za ni¹, nie zwa¿aj¹c na to, ¿e wyrzutnia boleœnie obija mu siê o uda.W koñcu dotarli do pionowego szybu ze stalow¹ drabink¹.Blondynka wbieg³a nani¹,pokonuj¹c po kilka szczebli naraz.Mia³a niesamowit¹ kondycjê, tymczasem jemuzaczyna³o brakowaæ tchu, a czternaste- czy nawet osiemnastokilogramowy ciê¿ar naplecach bynajmniej nie dodawa³ mu skrzyde³.Dziesiêæ, piêtnaœcie metrów wy¿ejszyb³¹czy³ siê z ciemnym korytarzem wysokim na tyle, ¿e mogli w nim stan¹æ.Gdytylkostanêli, Libanka zamknê³a i zaryglowa³a ciê¿ki w³az.- To bardzo d³ugi korytarz - powiedzia³a - ale jeœli zdo³amy dotrzeæ do koñca,do drugiegopok³adu, bêdziemy wolni.Puœci³a siê biegiem przed siebie.On krok w krok za ni¹.Nagle rozleg³ siê g³oœny, metaliczny trzask i zapad³a aksamitna ciemnoœæ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]