[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Athor zosta³ zabity, jestem tego pewien.Zniszczono ca³y sprzêt - przepad³y wszystkie nasze dane o zaæmieniu.- To straszne!- Uda³o mi siê wydostaæ tylnym wyjœciem.I od razu gwiazdy uderzy³y mnie jak tona kamieni.Dwie tony.Raisso, nie masz pojêcia, co ja prze¿y³em.W³aœciwie to cieszê siê, ¿e nie wiesz.Przez parê dni by³em niespe³na rozumu, b³¹ka³em siê po lesie.Nie obowi¹zuj¹ ju¿ ¿adne prawa.Ka¿dy dba o siebie.Chyba kogoœ zabi³em w walce.Zwierzêta domowe dziczej¹ - je równie¿ gwiazdy doprowadzi³y do ob³êdu - i s¹ przera¿aj¹ce.- Biney.- Wszystkie domy s¹ spalone.Dziœ rano przechodzi³em przez to oryginalne osiedle na wzgórzu, na po³udnie od lasu - Zak¹tek Onosa, tak je chyba nazywano? Zniszczenia s¹ niewiarygodne.Nigdzie nie ma ¿ywej duszy.Wraki samochodów, trupy na ulicach, zrujnowane domy - mój Bo¿e, Raisso, co za noc szaleñstwa! A ob³êd wci¹¿ trwa.- Ty wydajesz siê normalny.Jesteœ wstrz¹œniêty, ale nie.- Stukniêty? By³em stukniêty.Od momentu gdy wyszed³em na œwiat³o gwiazd a¿ do dzisiaj, kiedy siê ockn¹³em.W koñcu wszystko zaczê³o mi siê uk³adaæ w g³owie.Myœlê, ¿e z wiêkszoœci¹ innych ludzi jest znacznie gorzej.Z tymi, którzy nie byli na to emocjonalnie przygotowani nawet w najmniejszym stopniu, po prostu spojrzeli w górê i.³up!.s³oñca zniknê³y, œwiec¹ gwiazdy.Tak jak mówi³ twój wuj Szirin - bêdzie ca³a gama rozmaitych reakcji, od krótkotrwa³ej dezorientacji do totalnego i trwa³ego ob³êdu.- Szirin by³ z tob¹ w obserwatorium w czasie zaæmienia, prawda? - spyta³a Raissa cicho.271- Tak.- A potem?- Nie wiem.By³em zajêty, nadzorowa³em fotografowanie zaæmienia.Nie mam pojêcia, co siê sta³o z Szirinem.Nie widzia³em go od czasu, kiedy wtargn¹³ mot³och.Raissa westchnê³a i uœmiechnê³a siê blado.- Mo¿e wyœlizgn¹³ siê w zamieszaniu.On ju¿ taki jest - bierze nogi za pas, kiedy wyczuje niebezpieczeñstwo.Nie znios³abym, gdyby sta³o mu siê coœ z³ego.- Raisso, coœ z³ego przytrafi³o siê ca³emu œwiatu.Byæ mo¿e Athor mia³ racjê: lepiej po prostu daæ siê zmieœæ i unieœæ w dal.W ten sposób nie musisz stawiæ czo³a powszechnemu ob³êdowi i chaosowi.- Biney, nie wolno ci tak mówiæ!- Rzeczywiœcie, nie wolno.- Podszed³ do niej i delikatnie pog³aska³ j¹ po plecach.Pochyli³ siê i czule szepn¹³ jej do ucha: - Raisso, co teraz zrobimy?- Myœlê, ¿e nietrudno zgadn¹æ.Pomimo wszystko rozeœmia³ siê g³oœno.- Mia³em na myœli, co zrobimy potem.- Tym bêdziemy siê martwiæ potem - powiedzia³a Raissa.32Teremon rzadko kiedy wyje¿d¿a³ w plener.By³ mieszczuchem w ka¿dym calu.Trawa, drzewa, œwie¿e powietrze, czyste niebo w zasadzie mu nie przeszkadza³y, ale te¿ nie poci¹ga³y za bardzo.Przez lata jego ¿ycie toczy³o siê w ustalonym wielkomiejskim trójk¹cie; niezmiennie przemierza³ znajom¹ trasê, wyznaczon¹ trzema punktami - jego ma³ym mieszkankiem, redakcj¹ "Kroniki" i klubem Szeœæ S³oñc.Nagle sta³ siê mieszkañcem lasu.Najdziwniejsze, ¿e prawie mu siê to spodoba³o.To, co obywatele Saro nazywali lasem, by³o w istocie niewielk¹ resztk¹ prastarej puszczy.Doœæ szeroki pas272poros³ej drzewami ziemi zaczyna³ siê na po³udniowo--wschodnim krañcu miasta i ci¹gn¹³ jakieœ dwadzieœcia kilometrów wzd³u¿ po³udniowego brzegu rzeki Seppitan.Niegdyœ puszcza rozpoœciera³a siê na obszarze po³owy prowincji, niemal¿e do wybrze¿a, ale znaczn¹ jej czêœæ wyciêto pod uprawê, póŸniej ca³kiem niema³¹ na podmiejskie dzielnice mieszkaniowe, a i Uniwersytet Saryjski piêædziesi¹t lat temu uszczkn¹³ niez³y kawa³ek na sw¹ now¹ siedzibê.Wkrótce potem uczelnia, by nie zostaæ wch³oniêta przez rozwijaj¹ce siê miasto, podjê³a starania o przekszta³cenie tego, co zosta³o, w rezerwat.A poniewa¿ w Saro przez wiele lat obowi¹zywa³a zasada, ¿e uniwersytet zwykle dostawa³ wszystko, czego za¿¹da³, ostatni skrawek dawnej puszczy pozosta³ nienaruszony.I tu w³aœnie przebywa³ obecnie Teremon.Pierwsze dwa dni by³y bardzo ciê¿kie.Czu³ siê nadal czêœciowo otumaniony - by³ to efekt patrzenia na gwiazdy - i nie potrafi³ u³o¿yæ ¿adnego planu dzia³ania.Podstawow¹ spraw¹ by³o pozostanie przy ¿yciu.Miasto p³onê³o - dym snu³ siê wszêdzie wokó³, powietrze drga³o z gor¹ca, z niektórych dogodnych miejsc mo¿na by³o nawet dojrzeæ jêzyki p³omieni tañcz¹ce po dachach - oczywiœcie nie by³o mowy, by tam wracaæ.W zamêcie po zaæmieniu Teremon, gdy tylko chaos w jego umyœle nieco ucich³, zacz¹³ po prostu schodziæ ze wzgórza, na którym po³o¿ony by³ uniwersytet, i tak dotar³ do granicy lasu.NajwyraŸniej wielu ludzi uczyni³o to samo.Niektórzy wygl¹dali na wyk³adowców czy studentów, inni stanowili prawdopodobnie pozosta³oœæ t³umu szturmuj¹cego obserwatorium w noc zaæmienia, a reszta - jak domyœla³ siê Teremon - to mieszkañcy przedmieœæ, którzy opuœcili swe domostwa, kiedy wybuch³y po¿ary.Widywa³ tych ludzi w lesie.Wydawa³o mu siê, ¿e ich równowaga psychiczna jest zachwiana w co najmniej takim stopniu jak jego w³asna.Wiêkszoœæ sprawia³a znacznie gorsze wra¿enie, niektórzy ca³kowicie stracili rozum i nie byli zdolni do samodzielnego ¿ycia.Nie tworzyli ¿adnych zorganizowanych grup.Przemierzali swe tajemne leœne szlaki samotnie, a czasem po dwóch18 Nastanie nocy 2, /Jlub trzech; najwiêksza grupa, jak¹ Teremon widzia³, liczy³a osiem osób, które - s¹dz¹c po wygl¹dzie i ubraniu - tworzy³y jedn¹ rodzinê
[ Pobierz całość w formacie PDF ]