[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trudno, prze¿yjesz.Ramiona Fabienne opad³y bezradnie.Wróci³a do ogniska, przysiad³a znów skulona.- Wiem, nie musisz mówiæ - odezwa³a siê zgaszonym g³osem.- Nie musisz przypominaæ.Ale ja siê bojê, rozumiesz? Po prostu siê bojê!Spojrza³a na przybran¹ matkê.Nie, na matkê po prostu, jak ju¿ przyzwyczai³a siê o niej myœleæ.- Jestem tylko g³upi¹ dziewk¹.Nie widzê tego, co ty, i cieszê siê, ¿e nie widzê.Ale za nim idzie nieszczêœcie, nawet ja to wiem.- Wstrz¹snê³a siê.- Idzie œmieræ - szepnê³a, chowaj¹c g³owê w ramiona* * *NiedŸwiedŸ skoñczy³ swoje jag³y gotowane z miêsem.Do pobrzêkiwania ³añcucha do³¹czy³ dŸwiêk miski, przetaczanej uderzeniami ³ap.Fabienne unios³a g³owê.Te¿ mia³a zaczerwienione oczy.- Uspokój, matka, sierœciucha - powiedzia³a.- Niech go, znowu ko³ek wyrwie, bêdziemy po lesie ³apaæ starego œmierdziela.Stary œmierdziel jakby us³ysza³, bo rykn¹³ krótko, z wyraŸn¹ pretensj¹.- Skaranie z nim - sarknê³a kobiecina.- Znowu miskê ca³a pognie, a taka dobra, cynowa.Pocz³apa³a za wóz, utyskuj¹c pod nosem.- Mówi³am, na sad³o.- mruknê³a Fabienne, ale cicho, by nikt nie us³ysza³.Brzêczenie ³añcucha ucich³o nagle.Fabienne mog³a sobie wyobraziæ, jak niedŸwiedŸ ³asi siê, spogl¹daj¹c jedynym widz¹cym okiem niby zbity pies.Ani Snake, ani jej przybrana matka nigdy go nie uderzyli.Wystarcza³o, ¿e krzyknêli, a czasem nawet tego nie trzeba by³o.Stary sierœciuch dok³adnie wiedzia³, kiedy coœ zbroi³.Misa istotnie by³a pogiêta.Kobiecina rzuci³a j¹ na ziemiê.- No, jak siê stary dowie.- Pokrêci³a g³ow¹.- Gówno mu zrobi - rzuci³a mœciwie Fabienne.- Tylko nim siê przejmuje, pozwala na wszystko.Na mnie warczy, jak mu co wezmê.Doskonale zdawa³a sobie sprawê, ¿e to nieprawda.Ale wiedzia³a, jak naj³atwiej zraniæ.Uda³o siê i tym razem.- Oj, córcia.- Kobiecina pokiwa³a tylko g³ow¹, ale Fabienne dojrza³a skrzywienie ust.- Przepraszam - szepnê³a.- Nie wiem, co siê ze mn¹ dzieje.- Ale ja wiem, dziecko, wiem doskonale.I nic na to nie poradzisz.Istotnie, nie poradzê, pomyœla³a Fabienne.Widzê ju¿, ¿e wbiliœcie sobie coœ do waszych zakutych ³bów.I wszystko skoñczy siê Ÿle, jak zwykle.* * *Gdy wrócili, strawa dymi³a ju¿ w kocio³ku, tym samym, w którym przedtem warzy³a siê kasza dla niedŸwiedzia.Match usiad³ bez s³owa na pniu, staraj¹c siê trzymaæ jak najdalej od Fabienne.By³a wœciek³a, widaæ to by³o na pierwszy rzut oka.- No co jest, matka? - ponagli³ dobrotliwie Snake.- Grzebiesz siê z tym ¿arciem.Sierœciucha nakarmi³em, a nam ¿o³¹dki do krzy¿a przyrastaj¹.No, ¿abciu, nu¿e!¯abcia, puœci³a zaczepki mimo ucha.Miesza³a w paruj¹cym kocio³ku.- A co? - spyta³a, nie odwracaj¹c siê.- Klacz ju¿ siê oŸrebi³a? Snake zmarszczy³ brwi, zaskoczony.- Przecie¿ nie mamy klaczy.Wa³achy ino.Kobiecina stuknê³a kopyœci¹ w brzeg kocio³ka, strz¹saj¹c z niej przylepione jag³y.- Co ty nie powiesz? - Uœmiechnê³a siê, jej nie³adna, ale dobra twarz pokry³a siê drobnymi zmarszczkami.- Nie mamy klaczy? To coœcie tyle czasu przy koniach robili?Snake spowa¿nia³.- Rozmawialiœmy - mrukn¹³ po chwili.- PóŸniej powiem, nie bêdê na g³odnego jêzora strzêpi³, ¿abciu.Match spostrzeg³, ¿e Fabienne zgarbi³a siê prawie niedostrzegalnie.- Co ty nie powiesz? - spyta³a ¿abciu z ironi¹.- Trzeba by³o jeszcze d³u¿ej, jag³y do cna siê rozgotowa³y, teraz bêdziesz narzeka³.- A bêdê - odpar³ hardo kuglarz.- Bo babska sprawa jad³a dopilnowaæ.Gdzie kucharek szeœæ.-.tam dwanaœcie cycków - dokoñczy³a zjadliwie Fabienne.- Stary dowcip, Snake.Kuglarz chcia³ coœ odpowiedzieæ.Zrezygnowa³ jednak, widz¹c zaczerwienione oczy dziewczyny.- To mo¿e jeszcze powiesz, co jest mêsk¹ spraw¹, stary? - Jego po³owica postanowi³a stan¹æ po stronie Fabienne.- Bo ja czegoœ nie wiem.Kiedyœ wiedzia³am, ale ju¿ dawno zd¹¿y³am zapomnieæ.Snake poczerwienia³.- Dawaj te jag³y - mrukn¹³ tylko.- I przestañ dogadywaæ, kobieto.Match mia³ dosyæ.To, co us³ysza³ od Snake’a przy koniach, wystarczaj¹co nim wstrz¹snê³o.A teraz mitrê¿y³ czas bez potrzeby, siedz¹c tu przy ognisku i wys³uchuj¹c przekomarzañ.Dziewczyna mia³a racjê, powinien ruszaæ jak najszybciej.Chcia³ wstaæ, poczu³ jednak na ramieniu ciê¿k¹ d³oñ.Snake by³ silny, widaæ nie tylko pokazywa³ wê¿a.Lata prostowania podków nie posz³y na marne.- SiedŸ! - us³ysza³ Match rozkazuj¹ce mrukniêcie.Pos³ucha³, choæ z oporami.Nie chcia³ siê si³owaæ z cz³owiekiem, który potraktowa³ go tak dobrze, nawet mimo wieœci, które od tego¿ cz³owieka us³ysza³.Pulchna kobieta w³o¿y³a mu w rêce drewnian¹ miskê.Zapach jedzenia uderzy³ w nozdrza, Match poczu³ dopiero, jak jest g³odny.- Zjesz i porozmawiamy - sykn¹³ kuglarz, nie patrz¹c na niego.- Te trochê czasu ciê nie zbawi.Wzi¹³ swoj¹ miskê z r¹k kobiety.Nawet nie narzeka³, ¿e powyginana.- Pyszne, ¿abciu.- Uœmiechn¹³ siê szeroko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]