[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pos³uchaj, jestem ci wdziêczny za to, ¿e wynios³eœ mnie z tego przeklêtego lasu.Wiem, ¿e zawdziêczam ci ¿ycie - przerwa³ po chwili Jason przed³u¿aj¹ce siê milczenie.- Gdyby nie ty, to gdzieœ tam lisy dawno rozw³Ã³czy³yby moje koœci.W zamian za to, zamiast podziêkowaæ, przepowiedzia³em ci ponoæ rych³¹ i nieuchronn¹ œmieræ.Mówiê ponoæ, bo sam tego nie pamiêtam.Nie pamiêtam te¿ snów, które wed³ug przeora wieszczy³y ni mniej, ni wiêcej, tylko apokalipsê.I to tylko na dobry pocz¹tek, bo dalej mia³o byæ jeszcze straszniej.Tak strasznie, ¿e nie potrafi³ tego nawet powtórzyæ.Tego, kurwa, równie¿ nie pamiêtam.Ale sk³onny jestem uwierzyæ, ¿e wpad³em po same uszy w coœ, co nie bêdzie mi³e, a skoñczy siê byæ mo¿e równie¿ nie najlepiej.Nie zamierzam uciekaæ, nie wiem zreszt¹, czy w ogóle mo¿na przed tym uciec.Tylko nie traktuj mnie tak, jak dot¹d.Nie bój siê, wytrzymam.Mo¿e nie wygl¹dam na to, ale wytrzymam, wierz mi.Match wrzuci³ ostrugany patyk w ogieñ.Rozgl¹da³ siê chwilê za nastêpnym, ale na szczêœcie ¿aden inny nie nawin¹³ mu siê pod rêkê.Wbi³ nó¿ w niedopalon¹ g³owniê, le¿¹c¹ obok ogniska.- To nie tak, Jason - zacz¹³ wreszcie.- Nie tak jak myœlisz.Owszem, masz racjê, siedzisz w tym wszystkim po uszy.A ja.Przez ca³e ¿ycie zrobi³em wiele z³ego, œwiadomie i nieœwiadomie, co zreszt¹, jak wiesz, nie jest ¿adnym usprawiedliwieniem.Wiele z³a sta³o siê z mojego powodu, wiele krzywd, wielu ludzi zginê³o.To jednak nie jest najgorsze, najgorsze s¹ rzeczy, o których dopiero siê dowiesz.Wierz mi, nie bêd¹ to rzeczy o których ³atwo ci bêdzie s³uchaæ.Co dopiero zobaczyæ.I mam powa¿ne podstawy, ¿eby przypuszczaæ, ¿e to, o czym us³yszysz, co ju¿ siê wydarzy³o, nie jest jeszcze tym najgorszym, co mo¿e siê wydarzyæ.- Match, pos³uchaj.- próbowa³ wtr¹ciæ siê Jason.- Poczekaj, zaraz skoñczê.Chcia³eœ, to mówiê.Widzisz, nie uwa¿am siê naprawdê za pêpek œwiata, ale wiem, ¿e w du¿ym stopniu jestem odpowiedzialny za to, co mo¿e siê staæ.Co pewnie siê stanie.Wiedzia³em od dawna, ¿e kiedyœ bêdê musia³ siê z tym zmierzyæ, byæ mo¿e po to, aby zap³aciæ za wszystko, co kiedyœ zrobi³em.Te twoje sny, w które nie chcesz uwierzyæ, przed którymi tak rozpaczliwie siê bronisz, jasno na to wskazuj¹.Przeor ich nie zrozumia³, ty te¿ nie, ale ja chyba tak.Ko³o musi siê zamkn¹æ.I mimo wszystko, mimo tego, co na pocz¹tku naszej nieoczekiwanej znajomoœci powiedzia³eœ, muszê wyjœæ temu naprzeciw.Nazwa³em to przeznaczeniem, có¿, s³owo tak samo dobre, jak ka¿de inne.Tak jak twoim przeznaczeniem, zamiast spokojnie zgin¹æ w lesie, by³o spotkanie mnie.Chocia¿ mo¿e tak w³aœnie by³oby dla ciebie lepiej.- Match, na litoœæ bosk¹, nie o to.- Ju¿ koñczê, Jason.Id¹ z³e czasy, bardzo z³e.Gorsze pewnie od tych, o których zacz¹³em ci opowiadaæ.To, co do tej pory powiedzia³eœ, jak sam mówisz, nieœwiadomie, pozwoli³o mi przynajmniej podj¹æ decyzjê.Ale mo¿e jesteœ w stanie powiedzieæ coœ wiêcej, jak dowiesz siê wszystkiego, co ja sam wiem.Coœ, co byæ mo¿e jeszcze zobaczysz, mo¿e pozwoli choæ minimalnie zwiêkszyæ szansê.Naprawdê, Jason, to, co jeszcze us³yszysz ode mnie, bêdzie gorsze, znacznie gorsze.Dlatego w³aœnie zwlekam, nie chcê siê bowiem mimo wszystko pozbawiæ tego cienia szansy, które da³o mi przeznaczenie, gdy spotka³em ciebie.Match uœmiechn¹³ siê krzywo.- Wydawa³o mi siê, ¿e to, co widzisz w swych wizjach, nie sp³ywa po tobie, jak woda po gêsi.Nie chcia³bym straciæ twego wsparcia, naciskaj¹c ciê zbytnio.Ca³y czas obawiam siê, ¿e mo¿esz sobie z tym wszystkim nie poradziæ.Odwróci³ g³owê.Po czym, nie patrz¹c na Jasona, doda³ cicho, bardzo cicho:- A poza wszystkim, to nie jest ³atwo tak wszystko opowiadaæ.Do tej pory z nikim tak nie rozmawia³em.Naprawdê, z nikim.Zgarbi³ siê jakoœ bezradnie.Jason po raz pierwszy uœwiadomi³ sobie, jaki ciê¿ar nosi przez ca³y czas ten, tak pozornie silny i odporny, cz³owiek.Jak ci¹¿y na nim ca³y balast niegdysiejszych uczynków.Po raz pierwszy Jason zacz¹³ mu wspó³czuæ.Match otrz¹sn¹³ siê szybko.Podniós³ g³owê, spojrza³ powa¿nie Jasonowi prosto w twarz.- Musisz mi zaufaæ, Jason - powiedzia³ ju¿ swym normalnym, zdecydowanym g³osem.- Zaufaæ i wys³uchaæ cierpliwie wszystkiego, co mam do powiedzenia.Tak, ¿ebyœ móg³ zobaczyæ wszystkie nastêpstwa.Mo¿e wtedy zobaczysz coœ, czego ja nie jestem w stanie zobaczyæ.Jason rozeœmia³ siê g³oœno.Match spojrza³ na niego, nie wiedzieæ, bardziej zdziwiony czy ura¿ony.- Ja nie z tego, co mówi³eœ - wyjaœni³ Jason, wci¹¿ siê œmiej¹c.- Tylko wiesz, je¿eli to, co mówi³eœ o przeznaczeniu, jest prawd¹, to i tak niepotrzebnie tylko strzêpimy ozory.Jak to mówi¹, wy¿ej dupy nie podskoczysz, a przed przeznaczeniem nie uciekniesz.Przynajmniej to pierwsze zawsze siê sprawdza, wiêc byæ mo¿e i z przeznaczeniem jest tak samo.Tak czy owak, wychodzi na moje, nie ma co odwlekaæ i wyg³aszaæ wznios³ych przemówieñ.Nie za bardzo zreszt¹ ci to wychodzi.A o mnie siê nie bój, wytrzymam, nie mam innego wyjœcia.Match rozeœmia³ siê w koñcu równie¿.- Masz racjê - przyzna³ - g³upio jakoœ wysz³o.Dobrze, nie bêdziemy zwlekaæ, za³atwimy to najszybciej, jak siê tylko da.Co nie znaczy, ¿e szybko, bo dopiero zaczêliœmy.Spowa¿nia³ znów i kontynuowa³:- Tylko jeszcze jedno.Chcesz, ¿ebym ci powiedzia³, o co w tym wszystkim chodzi.Czêœciowo mo¿e siê nawet domyœlasz, przecie¿ to, co sta³o siê przed dwudziestu laty, rozesz³o siê szeroko.Tylko widzisz, ja sam do koñca nie wiem, gdzie le¿y sedno wszystkiego.Liczê na to, ¿e ty zobaczysz wiêcej.Dlatego nie chcê tego, co mi siê wydaje, powiedzieæ ci od razu, w tej chwili.Mo¿e to w³aœnie ty uzupe³nisz luki, korzystaj¹c ze swego daru, którego zreszt¹ naprawdê szczerze ci nie zazdroszczê.* * *Rozmowa najwyraŸniej przynios³a ulgê Matchowi, zauwa¿y³ Jason.Przypuszcza³, ¿e ten cz³owiek, na którym od lat ci¹¿y³o brzemiê pope³nionych uczynków, który przez ca³y ten czas oczekiwa³ chwili, gdy przyjdzie sp³acaæ dawno zaci¹gniête d³ugi, po raz pierwszy od ca³ego tego czasu poczu³, ¿e nie jest sam.¯e jest z nim ktoœ, komu mo¿e o wszystkim opowiedzieæ, zrzuciæ z siebie choæ czêœæ tego ciê¿aru.Zaczyna³ odczuwaæ sympatiê to tego, nieznanego przecie¿ wci¹¿ cz³owieka.Opowiedzia³ swój sen.Match s³ucha³ uwa¿nie, nie przerywaj¹c.Gdy Jason skoñczy³, powiedzia³ tylko:- Wiêc tak to wygl¹da³o z drugiej strony.Ciekawe.Tylko tyle, pomyœla³ Jason ze wzburzeniem.Ciekawe, i nic wiêcej.¯adnych wyjaœnieñ, pytañ.- Match, do cholery - wybuchn¹³.- Ciebie to, kurwa, nie zastanawia? Bo ja jak na razie, mam wiêcej w¹tpliwoœci ni¿.Match spojrza³ na niego ze spokojem.- Prawda - powiedzia³.- Sk¹d ty mo¿esz wiedzieæ.Ty tylko widzisz obrazki, sytuacje, nic wiêcej.Dobrze, spróbujê ci wyjaœniæ.Przestañ biegaæ wte i wewte, usi¹dŸ sobie.Bo to trochê potrwa.Sam rozsiad³ siê wygodnie, opieraj¹c o pieñ drzewa.- To by³a, jak s¹dzê z tego, co mówisz, ich trzecia wyprawa do puszczy.Trzecia karna ekspedycja po œmierci Robina.Uœmiechn¹³ siê krzywo.- Trzecia powa¿na - doda³.- Wczeœniej by³y ma³e potyczki, ot, poborca do lasu pojecha³, sam jak palec, dziesiêciny œci¹gaæ, ch³opów do porz¹dku przywo³aæ.Oczywiœcie s³uch po nim gin¹³.Ale zaraz pojawia³ siê nastêpny, nawet w asyœcie zbrojnych.Nic nie potrafili siê nauczyæ, tak byli pewni, ¿e gdy zabili Robina, to skoñczy³y siê k³opoty.Zanim nabrali obycia.A, co tam siê nad tym rozwodziæ, trochê ich teraz le¿y, zakopanych po op³otkach.Wiesz, my na pocz¹tku to tylko chcieliœmy ich przyk³adnie obiæ, wypêdziæ z puszczy, przykazaæ, ¿eby wiêcej nie wracali.Ale ch³opi siê rozzuchwalili.Gdy tylko widzieli poborcê, to od razu za wid³y chwytali.Sami, we w³asnym zakresie.Niektórzy nawet do³y zawczasu mieli wykopane.Match przerwa³, zamyœli³ siê.Jason chcia³ siê wtr¹ciæ, otworzy³ ju¿ nawet usta.Nie zd¹¿y³.- Wtedy jeszcze byliœmy s³abi, nie by³o nas wielu, w zasadzie tylko ci, co ocaleli z dawnej bandy Robina.Ma³y John, Will Scarlett, Nazir, brat Tuck i ja.I oczywiœcie Marion.Wtedy jeszcze zamierza³em dzia³aæ tak, jak przedtem Robin.Na nic innego nie by³o nas jeszcze staæ, a i prawdê mówi¹c, nie potrafi³em wyobraziæ sobie nic innego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]