[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oczy mu b³yszcza³y, twarz poczerwienia³a z wœciek³oœci.- Co to ma znaczyæ?! Co ma znaczyæ ten.ten.ten.oburzaj¹cyzamach?! Petersen, co to ma znaczyæ?! Postrada³eœ rozum?! Wszystko ci siêpomiesza³o?! Masz mnie natychmiast rozwi¹zaæ! Jestem oficerem! W³oskimoficerem! Oficerem sojuszniczej armii!- Jest pan morderc¹ - odpar³ Petersen.- Pañski stopieñ i narodowoœæ niemaj¹ tu nic do rzeczy.Jest pan wielokrotnym morderc¹, ¿eby nie powiedzieæludobójc¹.- Rozwi¹¿ mnie! Natychmiast! Zupe³nie oszala³eœ! Na Boga, Petersen, gdybyostatni¹ rzecz¹, jak¹ mia³bym zrobiæ.- Czy nie przysz³o panu do g³owy, ¿e zrobi³ ju¿ pan swoj¹ ostatni¹ rzeczna tym œwiecie?Wpatrywa³ siê w Petersena i nic nie rozumia³.Nagle zauwa¿y³ Josipa.- Pijade! Pijade! Pan.Pan jest wspólnikiem tej obrzydliwej napaœci! -Cipriano kompletnie zatraci³ zdolnoœæ jakiegokolwiek rozumowania ibezskutecznie usi³owa³ zerwaæ pêtaj¹ce go sznury.- Na Boga, Pijade,odpowiesz mi za to! Odpowiesz za tê perfidn¹ zdradê!- Perfidn¹ zdradê! - Petersen rozeœmia³ siê sztucznie.- Gadaj sobie operfidnej zdradzie, gadaj, bo za to w³aœnie umrzesz.Pijade zap³aci!Ciekawe.Niby jak? - pyta³ ³agodnie Petersen.- Czy przeklniesz go na wiekiz g³êbi piekie³, gdzie znajdziesz siê jeszcze przed pó³noc¹?- Zwariowaliœcie wszyscy - wyszepta³ Cipriano.Wœciek³oœæ ju¿ z niegowyparowa³a i nagle uœwiadomi³ sobie, ¿e jest w œmiertelnymniebezpieczeñstwie.- Przez ciebie zginêli moi koledzy - ci¹gn¹³ Petersen tym samym,opanowanym tonem.- Setki moich kolegów.- Oszala³eœ! - wyrzuci³ z siebie krzykliwie.- Oszala³eœ, jak Bóg naniebie! W ¿yciu nie tkn¹³em czetnika!- Ja nie jestem czetnikiem, Cipriano.Jestem partyzantem.- Partyzantem! - szepn¹³ chrapliwie.- Partyzantem! Pu³kownik Lunzpodejrzewa³.Trzeba go by³o s³uchaæ.- przerwa³, a jego g³os nabra³mocy.- Nigdy w ¿yciu nie skrzywdzi³em partyzanta.- WejdŸ - rzuci³ za siebie Petersen.Wesz³a Lorraine.- Czy wci¹¿ zaprzeczasz, ¿e to w³aœnie ty pos³a³eœ na œmieræ setki moichrodaków? Lorraine wszystko mi opowiedzia³a, Cipriano.Wszystko.- Zkieszeni koszuli wyj¹³ ma³¹, czarn¹ ksi¹¿eczkê.Notes z kodami.Nale¿a³ doLorraine.Twój charakter pisma.A mo¿e ju¿ nie rozpoznajesz swojego pisma,co? Za³o¿ê siê, ¿e do g³owy ci nigdy nie przysz³o, ¿e w³asn¹ rêk¹podpiszesz na siebie wyrok œmierci.Widzê w tym ironiê losu.Mam nadziejê,¿e ty te¿.Ale ironia losu nie przywróci ¿ycia setkom zabitych, prawda? Imimo tego, ¿e do koñca tygodnia wy³apiemy i rozstrzelamy ostatnich z twoichszpiegów, nie o¿ywi to zmar³ych.Zgadzasz siê ze mn¹ Cipriano? Gdzie jestsynek Lorraine? Gdzie jest Mario.Cipriano? Gdzie?Cipriano wyda³ z siebie jakiœ gard³owy dŸwiêk - chrapliwy inieartyku³owany - i usi³owa³ zerwaæ siê z krzes³a.Giacomo rzuci³ okiem naPetersena, prawid³owo odczyta³ kiwniêcie g³ow¹ i z widoczn¹ satysfakcj¹uderzy³ W³ocha w splot s³oneczny.Niezbyt ³agodnie.Cipriano opad³ nakrzes³o i gdzieœ z g³êbi gard³a doby³ spazmatyczny, rz꿹cy odg³os.- George? - Petersen poprosi³ George'a, by w³¹czy³ siê do akcji.Genera³wy³oni³ siê zza lady baru nios¹c dwa kawa³ki sznura.Spokojnym krokiemprzemierzy³ salê zastawion¹ stolikami, upuœci³ jeden kawa³ek powroza napod³ogê, a drugim mocno przywi¹za³ Cipriano do krzes³a.Podniós³ drugisznur z zawi¹zan¹ na koñcu pêtl¹, zarzuci³ j¹ na Alessandra, a kiedy opad³amu do po³owy klatki piersiowej, zacisn¹³ tak szybko, ¿e nim Alessandrozorientowa³ siê, co siê sta³o, George przytroczy³ go do oparcia krzes³a jakskrêpowanego kurczaka.- Cipriano nic nie powie, bo wie, ¿e to go i tak nie uratuje - rzek³Petersen.- On musi umrzeæ.Ale ty powiesz, gdzie trzymacie ch³opca,Alessandro, powiesz.Alessandro splun¹³.- Ajajaj.- westchn¹³ Petersen.- Trudno wykorzeniæ te obrzydliwenawyki, co? - Siêgn¹³ za kontuar barku i wyci¹gn¹³ stamt¹d metalow¹ kasetkêze strzykawkami i ampu³kami z trucizn¹, któr¹ odebra³ W³ochowi na kutrze.Alex wyj¹³ ostry jak brzytwa nó¿ i ci¹³ lewy rêkaw koszuli Alessandra odramienia po krêpuj¹ce go wiêzy na ³okciu.- Nie! Nie! Nie! wrzasn¹³ Alessandro w œmiertelnym przera¿eniu.Nie! Nie!Cypriano pochyli³ siê, chcia³ zerwaæ pêta, coœ wykrztusiæ przez zaciœniêtegard³o, twarz nabieg³a mu krwi¹, wiêc Giacomo uderzy³ go ponownie, byzapewniæ sobie spokój.- Bojê siê, ¿e go ciut drasn¹³em - powiedzia³ Alex przepraszaj¹co; chybaprzesadzi³, bo ramiê Alessandra by³o paskudnie rozharatane.- Nie szkodzi.- Petersen wyj¹³ strzykawkê i wybra³ na chybi³ trafi³jedn¹ z ampu³ek.Zaoszczêdzi nam to k³opotu ze znalezieniem ¿y³y.- W Ploce - wyszepta³ Alessandro zduszonym g³osem.Oddycha³ zczêstotliwoœci¹ znacznie wiêksz¹ ni¿ jeden oddech na sekundê.- W Ploce!Zaprowadzê was! Fra Spalato numer osiemnaœcie! Przysiêgam! Mogê was tamzaprowadziæ!Petersen od³o¿y³ strzykawkê i ampu³ki.Zamkn¹³ kasetkê.Odwróci³ siê dodziewczyn i powiedzia³:- Alessandro nie jest chyba zanadto odporny psychicznie, prawda? Ale jago nawet palcem nie dotkn¹³em, widzia³yœcie.Wpatrywa³y siê w niego, póŸniej spojrza³y na siebie.W tej samej chwili,jakby na jakiœ telepatyczny sygna³, wstrz¹sn¹³ nimi silny dreszcz.Kiedy zabanda¿owali ju¿ ramiê Alessandra, a Cipriano odzyska³ si³y,zaczêli zbieraæ siê do drogi.Widz¹c zbli¿aj¹cego siê Alexa z kneblem wrêku, Cipriano spojrza³ na Petersena pustymi oczami i spyta³:- Dlaczego nie zabijesz mnie tutaj? Bo trudno pozbyæ siê cia³a? WAdriatyku nie bêdzie takich k³opotów, co? Kamieñ u szyi i po krzyku, tak?- Nikt nie chce siê ciebie pozbywaæ, Cipriano.W ka¿dym razie nie nasta³e.Nigdy nie mieliœmy zamiaru ciê zabijaæ.Wiedzia³em, ¿e Alessandrozmiêknie, ale szkoda mi by³o traciæ na to czas.Nasz drogi Alessandro tostary pragmatyk i ani mu by³o w g³owie poœwiêcaæ ¿ycie dla kogoœ z wyrokiemœmierci.Mamy wszelkie moralne podstawy, ¿eby ciê zabiæ, ale nie mamypodstaw prawnych.Na ca³ym œwiecie szpiegów rozstrzeliwuje siê na pêczki.Nigdy jednak nie likwiduje siê oficerów wywiadu.Reguluj¹ to KonwencjeGenewskie.Chyba niesprawiedliwie.A wiêc, Cipriano, jesteœ aresztowany.Odtej chwili a¿ do koñca wojny bêdziesz jeñcem wojennym.Wywiad brytyjski niemo¿e siê doczekaæ pogawêdki z tob¹, majorze.Cipriano nie mia³ nic do powiedzenia, co chyba zrozumia³e.Trudno osensowny komentarz, gdy odroczenie wyroku przychodzi na moment przedzwolnieniem ostrza gilotyny.Alex za³o¿y³ Cipriano knebel, a Petersen tymczasem zwróci³ siê do swejkuzynki:- Chcia³bym, ¿ebyœ coœ dla mnie zrobi³a, Marija.Zaopiekujesz siêch³opcem jakiœ dzieñ czy dwa, dobrze?- Mariem?! - krzyknê³a Lorraine.- Mówisz o moim synku?!- A o jakim innym ch³opcu móg³bym mówiæ? No wiêc, Marija?- Peter! Jak mo¿esz pytaæ?- Dobrze ju¿, dobrze.Musia³em.- Poca³owa³ j¹ w policzek.- Ty zmoro mojego ¿ycia, ty.Ale i tak ciê kocham.- I znów siê rozstajemy - powiedzia³ z ¿alem Josip.- Kiedy siêzobaczymy?- Przy nastêpnej kolacji.George wróci tu na pieczyste, którego nie zmóg³wczoraj wieczorem.Razem ze mn¹.Edvard zatrzyma³ ciê¿arówkê parêset metrów przed wjazdem do portu.Alex iSava zeskoczyli z platformy; za nimi zszed³ rozwi¹zany i odkneblowanyAlessandro.Znajdowali siê na g³Ã³wnej ulicy.Krêcili siê tam jacyœ ludzie.Bez najmniejszego poœpiechu ca³a trójka skrêci³a w ciemny, boczny zau³ek.- Spodziewa siê pan k³opotów przy wjeŸdzie? - spyta³ Edvard.- Niespecjalnie - odrzek³ Petersen.- Stra¿nicy s¹ starzy, nieruchawi,obojêtni na wszystko, za to bardzo powolni aroganckiej i ³atwo wpadaj¹cej wgniew w³adzy.W³adzy to znaczy nam.- Chyba ju¿ znaleŸli tê rozbit¹ ciê¿arówkê, któr¹ jecha³ Cipriano.No ici na lotnisku te¿ siê pewnie zastanawiaj¹, gdzie on jest.- Je¿eli na ten wóz natkn¹³ siê Jugos³owianin, to siê ucieszy³ i pojecha³dalej.Nawet siê nie zatrzyma³.Czy na Cipriano czekali na lotnisku, niewiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]