[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie ma tu kolizji interesów.W tej gminie nie ma czarownika.Nie ma te¿ znachora.Jakub skrzywi³ siê.- Gdzieœ dzwoni³o tylko nie wiadomo, w jakim koœciele - powiedzia³ w zadumie.- Struktura jest inna.Po pierwsze nie liczy siê obecny podzia³ administracyjny kraju.My ludzie obdarzeni stosujemy sieæ parafialn¹.I w danej parafii mo¿e byæ tylko jeden.Jeden obdarzony.Nie ma znaczenia, ¿e nie ma tu nikogo poza mn¹.Ja jestem a tym samym brak wolnych miejsc.Oczy nieznajomej zwêzi³y siê w szparki.- A znachorka z Grabowieckiej? Ona umar³a, ale tyle lat ¿y³a tu pod twoim bokiem.Egzorcysta skrzywi³ siê.- By³a moj¹ dalek¹ krewn¹.W rodzinie pewne rzeczy za³atwia siê inaczej.Poza tym ona nie dysponowa³a moc¹.- Ty te¿ nie dysponujesz.- Najpierw zajrzyj do swoich kurczaków a potem pogadamy, kto czego nie ma.Zamknê³a oczy i skoncentrowa³a siê.Jej astral opuœci³ cia³o i polecia³ gdzieœ na pó³nocny wschód.Do Wojs³awic.Po chwili otworzy³a oczy.- Cofam to, co powiedzia³am.Masz moc.- Dobra.Teraz sobie idŸ.- Ja nie zrezygnujê.Jedno z nas pozostanie na tej ziemi a drugie w niej.- Niech bêdzie i tak - powiedzia³ Jakub.- Nigdy jeszcze nie zabi³em kobiety, ale jeœli trzeba to chyba mogê spróbowaæ.Wykona³a gest rêk¹ w powietrzu i zniknê³a.Coœ nieœmia³o zabrzêcza³o mu pod czaszk¹.Nie by³ to tym razem atak.Tylko informacja.Zajrzyj do chlewika.Poskroba³ siê po g³owie i poszed³.Zaraz za drzwiami czatowa³ jakiœ taki, cz³ekopodobny sukinsyn zmajstrowany z ró¿nych takich tam elektronicznych gówien.Jakub przy³adowa³ mu kopa gumofilcem i robot wywali³ siê jak d³ugi.Jeden prosiak siedzia³ w fotelu i coœ stuka³ w klawisze komputera a drugi bebeszy³ stary telewizor.Stosik czêœci le¿a³ obok na stole.- Czego? -Zagadn¹³ ten od komputera.- Proszê siê umówiæ na wizytê.Nie widzi, ¿e pracujemy?- Przepraszam - wymamrota³ Jakub.Postawi³ robota na nogi i wycofa³ siê speszony.Usiad³ na progu domu i œcisn¹³ g³owê rêkami.Folwark Zwierzêcy, psia krew.Wypi³ ³yczek odbarwionego denaturatu i poprawi³ zaraz swoim bimbrem.W g³owie szumia³o mu.Ale trzeba by³o walczyæ.Zastanawia³ siê przez chwilê a potem poszed³ do cha³upy.Kiedyœ dawno temu, podczas okupacji us³ysza³ tak¹ historiê.Do cha³upy jego kumpla przysz³o dwu wermachtowców i za¿¹da³o wiadra gor¹cej wody.Zagrza³ im takie na piecu.Gdy woda zagotowa³a siê jeden z Niemców wsypa³ do niej garœæ dziwnego proszku i wiadro wody115zamieni³o siê wiadro wódki.Niemcy zabrali je i poszli.Jakub pyta³ o to wielu ludzi, niektórzy byli nawet uczeni, i wszyscy zgodnie twierdzili, ¿e to niemo¿liwe.Nie zrazi³ siê tym.Nakupi³ ró¿nych odczynników chemicznych i spróbowa³ samemu sporz¹dziæ cudowny proszek.Mêczy³ siê piêæ lat i nie zdo³a³ tego dokonaæ.Ale przy okazji odkry³ coœ ciekawego.I tego w³aœnie potrzebowa³ teraz.Z szafki wydoby³ s³Ã³j szarego py³u.Py³ wygl¹da³ podejrzanie i mia³ obrzydliwy zapach.Z szafy wyci¹gn¹³ garnitur i lakierowane pó³buty.Z torby papierowej olœniewaj¹co bia³e skarpetki.Westchn¹³ ciê¿ko jak zawsze, gdy musia³ post¹piæ wbrew swoim zasadom.Umy³ siê przezwyciê¿aj¹c swój wstrêt do wody i myd³a (zawsze s¹dzi³, ¿e myd³o produkowane jest ze zdech³ych krów).Wy-szczotkowa³ w³osy, i na swój codzienny strój naci¹gn¹³ garnitur.Nastêpnie stan¹³ przed zamglonym lustrem, nabra³ sto³ow¹ ³y¿k¹ proszku ze s³oika i wsypawszy do gêby zala³ zaraz bimbrem.Sta³ czekaj¹c.To nadchodzi³o.Niespodziewanie zatoczy³ siê.Przez jego cia³o przelatywa³y skurcze.Gdy wreszcie zmusi³ siê by spojrzeæ w lustro by³ ju¿, kim innym.Tomasz Ochyd strzepn¹³ niewidoczne py³ki z garnituru.Za³o¿y³ tkwi¹ce w kieszeni druciane okulary.Spojrza³ na trzyman¹ w w¹skiej wypielêgnowanej d³oni flaszkê i z wyrazem g³êbokiego obrzydzenia odstawi³ j¹ na szafkê.Poprawi³ wêze³ krawata.- Nareszcie - mrukn¹³ sam do siebie.- Nareszcie wolny.Otworzy³ w zamyœleniu radzieck¹ lodówkê rz꿹c¹ w k¹cie.W lodówce tkwi³a wbita na sztorc pó³tusza zwilczura.Wybieg³ na zewn¹trz i porzyga³ siê.Wyp³uka³ twarz w rudej wodzie leniwie kapi¹cej z kranu.¯aden z rêczników nie nadawa³ siê do u¿ytku.Wytar³ siê wisz¹c¹ w szafie szmat¹, któr¹ jego drugie wcielenie uwa¿a³o za odœwiêtn¹ koszulê.- Dobra - powiedzia³ sam do siebie - Po pierwsze do Che³ma po lewe papiery.Potem s³oik z dolarami i hajda na ziemie odzyskane, albo przez góry do RFN.¯ycia du¿o nie zosta³o, ale mo¿e jeszcze zd¹¿ê dochrapaæ siê magistra.Przypomnia³ sobie poprzedni raz przed trzydziestu laty.Dlaczego wówczas musia³ ust¹piæ? Nie móg³ sobie przypomnieæ.- Ochyd ty sukinsynu! - Rozleg³o siê pod jego czaszk¹.- Nie myœl tyle tylko do roboty.Rozpozna³ g³os Jakuba Wêdrowycza.- Wa³a - powiedzia³ g³oœno i z przekonaniem.Rysy twarzy wykrzywi³y mu siê w nieoczekiwanej mêce.Umys³ Jakuba opanowywa³ niepokorne cia³o.Po chwili wsta³ i ruszy³ sztywno do Wojs³awic.Szed³ jak zombie, nie myœla³ o niczym.Godzinê póŸniej dotar³ do wsi.Jakub siedz¹cy wewn¹trz prze³¹czy³ mózg na postrzeganie ponadzmys³owe.Czarownica pozostawia³a za sob¹ wyraŸny œlad.Dogoni³ j¹ na targu, gdzie bezskutecznie szuka³a czarnych kurcz¹t.Poczu³a jego myœl i odwróci³a siê gwa³townie.Rozgl¹da³a siê d³u¿sz¹ chwilê zdezorientowana.Jakuba Wêdrowycza nigdzie nie by³o.Uspokojona odwróci³a siê do sprzedawcy.Wówczas Ochyd wyci¹gn¹³ spod garnituru maczetê i jednym p³ynnym ruchem odci¹³ jej g³owê.Ludziska zawyli ze zgrozy.Gdzieœ od strony budki z piwem b³y-117sn¹³ flesz.Ochyd rzuci³ siê do ucieczki wymachuj¹c zakrwawion¹ maczet¹.Wpad³ w gêste krzaki porastaj¹ce brzegi rzeczki i znikn¹³.W chwilê póŸniej uzbrojona, w co popadnie wataha wdar³a siê w g¹szcz.Na brzegu rzeczki moczy³ nogi Jakub Wêdrowycz.- Co siê sta³o? - Zagadn¹³ uprzejmie.Woñ denaturatu nios³a siê woko³o.- Widzia³eœ tego faceta? - Zawy³ ktoœ.- Tam pobieg³ - Jakub machn¹³ rêk¹ w kierunku krzaków po drugiej stronie.T³um wyj¹c zacz¹³ siê przeprawiaæ.Egzorcysta uœmiechn¹³ siê leciutko.Garnitur le¿¹cy na dnie zosta³ z ca³¹ pewnoœci¹ wdeptany w mu³.A nawet, jeœli nie, nie mia³o to najmniejszego znaczenia.Jakub popatrzy³ nieufnie na dwa rzêdy przycisków, pokrêt³a i mrugaj¹ce kolorowo lampki.Przypomnia³ sobie, jak dawno temu, usi³owa³ zrozumieæ zasady dzia³ania pralki „Frania".- To zbyt skomplikowane jak dla mnie - powiedzia³.- Nauczymy pana.- Ech, nie.W jego d³oni b³ysn¹³ rewolwer.Szopa by³a ma³a a robot nie dzia³a³.S¹siedzi us³yszeli dwa strza³y i ukryli siê pod ³Ã³¿kami.Przez nastêpny miesi¹c Jakub jad³ wy³¹czanie kotlety.Na przemian schabowe i mielone.119Powróciwszy do domu ruszy³ prosto do chlewika.Spodziewa³ siê, ¿e po usuniêciu czarownicy wszystko wróci do normy, ale najwyraŸniej nie wróci³o.Oba prosiaki koñczy³y w³aœnie budowaæ coœ w rodzaju samolotu odrzutowego.- Wybieracie siê gdzieœ? - Zagadn¹³ z³oœliwie.- Tak - powiedzia³ Mielony.- Zamierzamy wyemigrowaæ do Zjednoczonych Emiratów Arabskich.Tam nie jada siê wieprzowiny.- A ja, co bêdê jad³, ha? - Zagadn¹³ Jakub.- Dla pana panie Wêdrowycz zbudowaliœmy syntetyzator ¿ywnoœci - odezwa³ siê przymilnie Schabowy.-To ta maszyna w k¹cie.Wystarczy wsypaæ piasku i dolaæ wody, a ona zrobi, co tylko pan sobie ¿yczy.118IMPLANTSiedzieli przy stole w gospodzie w Wojs³awicach.Jakub Wêdrowycz oraz pu³kownik radzieckich wojsk MSW, który przypadkiem zapl¹ta³ siê do tej dziury wracaj¹c z wizytacji garnizonu w NRD.Na stole sta³y butelki.Butelki by³y po winie, piwie i spirytusie.Obaj siedz¹cy toczyli pojedynek.Pojedynek polega³ na tym, kto wiêcej wypije.Dwaj sekundanci Jakuba i dwaj sekundanci ruska le¿eli pod sto³ami nieprzytomni.Jak to przy pojedynku.T³umek woko³o z³o¿ony z kumpli Jakuba i podkomendnych Rosjanina zawiera³ zak³ady.Ko³o pó³nocy pu³kownik przerwa³ opró¿nianie niewiadome, której szklanki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]