[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. - Ile pan mi dawał? Dwadzieścia riali? Mam do nich moralneprawo, ale z niego nie skorzystam.Proszę odwiedzić mnie, kiedy będzie pan gotówna coś bardziej ekstra, a tymczasem, jak ona się panu podoba? - Mogę to powiedzieć jej, ale nie panu. W tej samej chwili pojawiła się Ardis, prowadząc ze sobąłysiejącego, wąsatego mężczyznę o ciemnej skórze. - Paul, to jest Nadan.Jego angielski jest bez zarzutu - nietak brytyjski, jak u większości z nich.Chyba się nadaje, nie uważasz? - Musi się nadać.Jesteś pewna, że się zgodzi? - Będzie zachwycony - stwierdziła z przekonaniem Ardis iponownie zniknęła. Wyglądało na to, że Terry był aktorem, który grał rolę Simona,kochanka i męża Mary Rose, ja zaś choć moim szczytowym osiągnięciem do tej porybył występ w szkolnym przedstawieniu - miałem go zastąpić.Do podniesieniakurtyny pozostało jeszcze około pół godziny, miałem więc pięćdziesiąt minut nanauczenie się roli przed moim wejściem pod koniec pierwszego aktu. Paul, reżyser spektaklu, ostrzegł mnie, że występując pod swoimnazwiskiem spotkałbym się z wrogością publiczności: tym bardziej iż odtwarzanaprzeze mnie postać miała być Amerykaninem, więc wszyscy doszukiwaliby się błędównawet tam, gdzie ich nie było.Wkrótce potem, kiedy pośpiesznie uczyłem siętekstu, usłyszałem jego głos: - W roli Simona Blake'a wystąpi Ned Jefferson. Najtrudniejszym momentem w całym przedsięwzięciu okazało siępierwsze wyjście na scenę.Na moje szczęście grałem nerwowego młodzieńca, któryprzychodzi prosić o rękę ukochanej, dzięki czemu mój nerwowy śmiech i jąkaniebyły prawie na miejscu. Druga scena - z Mary Rose i Cameronem na czarodziejskiej wyspie- powinna była okazać się znacznie trudniejsza od pierwszej.Na nauczenie siętekstu miałem zaledwie krótką przerwę, zaś sama gra wymagała raczej lękliwegopesymizmu, niż zwyczajnej nerwowości.Na szczęście wszystkie kwestie były dosyćkrótkie, zaś Paul zdążył powypisywać je na wielkich arkuszach papieru, które nazmianę z kierownikiem sceny pokazywał mi zza kulis.W kilku miejscach musiałemjednak improwizować, lecz choć zastąpiłem słowa autora moimi, to ani na chwilęnie straciłem wyczucia akcji i zawsze potrafiłem powiedzieć coś, do czego Ardisi Cameron mogli dostosować brzmienie swoich kwestii. W porównaniu z pierwszym i drugim aktem, moje krótkiepojawienie się w trzecim można uznać wręcz za wypoczynek.Mimo to nigdy chybanie byłem tak wyczerpany jak dziś późnym wieczorem.Kiedy światła przygasły,Ardis rozpoczęła swą ostateczną rozmowę z Kretonem, a Cameron i ja mogliśmywreszcie niepostrzeżenie zejść ze sceny. Musieliśmy pozostać w kostiumach aż do pożegnalnych ukłonów,więc była już prawie północ, kiedy wreszcie mogliśmy z Ardis zjeść coś w tymsamym niewielkim, brudnym barze, w którym Kreton chciał mnie obrabować.Zapytałamnie, czy spodobał mi się zawód aktora, a ja mogłem odpowiedzieć jedynieskinieniem głowy. - Tak myślałam, że ci się spodoba.Wydaje mi się, że podprzykrywką tej niewzruszonej solidności kryje się nadzwyczaj dramatycznaosobowość. Przyznałem jej rację i spróbowałem wyjaśnić, dlaczego to, conazywam r o m a n t y z m e m życia jest według mnie tak nadzwyczaj cenne.Nierozumiała mnie, więc ograniczyłem się do uwagi, że zostałem wychowany na tekście"Shah Namah", o którym, jak się okazało, słyszała po raz pierwszy w życiu. Poszliśmy do jej mieszkania.Byłem zdecydowany w raziekonieczności wziąć ją nawet siłą.Nie dlatego, żeby sprawiało mi to dodatkowąprzyjemność, ale po to, by nie pomyślała, że jej nie kocham, co by mogło łatwonastąpić, gdybym pozwolił jej odepchnąć się po raz drugi.Oprowadziła mnie pownętrzu (dwa małe, zabałaganione pokoje), a potem, kiedy już opuściliśmy potężnąantabę, stanowiącą nieodłączny element wyposażenia każdego amerykańskiegomieszkania, objęła mnie ramionami.Jej oddech pachniał arakiem, który piła przedkilkoma minutami.Z całą pewnością ów zapach będzie już do końca moich dniprzypominał mi o tym wieczorze. Kiedy się od siebie oderwaliśmy, zacząłem rozwiązywać tasiemkiprzy jej bluzce, a ona natychmiast zgasiła świece.Błagałem, żeby tego nierobiła, bowiem pozbawia mnie w ten sposób połowy rozkoszy, ale ona nie chciałaustąpić, więc nasze pieszczoty i uściski odbywały się w całkowitej ciemności.Znajdowałem się w ekstazie.Gdybym ją widział, chyba bym oślepł, lecz już nicnie było w stanie zwiększyć odczuwanej przeze mnie rozkoszy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]