[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trzeci akt tej pl¹taniny jest ju¿ nawet dla najcierpliwszego widza nieznoœny.Mszcz¹ siê wszystkie niekonsekwencje i niedoci¹gniêcia.Osoby dramatu robi¹ wra¿enie puszczonych w odwrotnym kierunku.Sztuka koñczy siê, a publicznoœæ siedzi dalej w krzes³ach.Lepsze to mo¿e, ni¿ gdyby sztuka toczy³a siê dalej, a publicznoœæ wychodzi³a, ale i to wskazuje na pewne, doœæ wyraŸne nieporozumienie miêdzy autorem a odbiorc¹.Bardzo nie lubiê ludzi, którzy siê zachwycaj¹ Szaniawskim.Wolê ju¿ samego Szaniawskiego.Szaniawski nie wmawia nam, ¿e rozumie swoje sztuki.Jego zwolennicy s¹ pod tym wzglêdem mniej przyjemni.S¹ ludzie, którzy lubi¹ byæ mistyfikowani i bujani, jak s¹ ludzie, którym sprawia przyjemnoœæ drapanie po plecach.S¹ ludzie, którzy rozumuj¹ mniej wiêcej w ten sposób: „Wszystkie wielkie i tzw.g³êbokie dzie³a, jak Faust albo Król Duch s¹ doœæ dla mnie niezrozumia³e; poniewa¿ i Szaniawski jest trochê niezrozumia³y, wiêc musi to byæ coœ bardzo g³êbokiego i poetycznego”.Mam wra¿enie, ¿e jest to gatunek widzów stracony dla poezji.Mo¿na lubiæ prymityw i znaæ siê na wspó³czesnym malarstwie, ale nie mo¿na znaæ siê na malarstwie i zachwycaæ siê pastelami Axentowicza albo p³Ã³tnami Siemiradzkiego.Fortepian wystawiono bardzo starannie.Dulêbianka by³a pe³na finezji i umiaru.Wêgrzyn da³ doskona³¹ sylwetkê charakterystyczn¹.Brydziñski reprezentowa³ przepisow¹ szlachetnoœæ.Lindorfówna ³adnie wygl¹da³a i ³adnie mówi³a.Chmieliñski, który, w sztuce tej obchodzi³ swój jubileusz, narysowa³ sylwetkê pe³n¹ skupionej powagi: Tak dobre wykonanie aktorskie pog³êbia³o jeszcze nieporozumienia p³yn¹ce z samej sztuki.Wierzy³o siê na gêbê aktorom, ¿e s¹ prawdziwymi ludŸmi, i wierzy³o siê nies³usznie.24 stycznia 1932 r.Teatr Polski: „VIRTUTI MILITARI”, 3 akty Kazimierza Andrzeja Czy¿owskiego; inscenizacja i re¿yseria Aleksandra Wêgierki; dekoracje Wincentego Drabika; uk³ad ilustracyjny Lucjana Marczewskiego.W pierwszym akcie jesteœmy œwiadkami amatorskiego przedstawienia w szkole krakowskiej.Ca³y ten akt jest zbudowany na oskar¿eniu cenzury austriackiej.W przedstawieniu szkolnym coœ siê ci¹gle rwie.Uczniowie deklamuj¹ tylko strzêpy wierszy patriotycznych.Nie wierzymy w³asnym oczom i uszom.Gdzie¿ siê to dzieje? Wiemy przecie¿ wszyscy dobrze, ¿e tak nie by³o, ¿e cenzura austriacka tolerowa³a ca³¹ literaturê patriotyczn¹.Czy¿by siê p.Czy¿owskiemu popl¹ta³o z jego w³asn¹ dzia³alnoœci¹ w cenzurze filmowej? Stanowczo musimy wzi¹æ w obronê, cenzorów by³ej Austrii przed p.cenzorem odrodzonej Polski.Nie s³yszeliœmy, aby cenzorzy austriaccy robili tego rodzaju machlojki z dzie³ami sztuki, aby je tak skreœlali i, co gorsza, przeinaczali, jak to robi polska cenzura filmowa.Autor Virtuti Militari ws³awi³ siê przecie¿ jako „poprawiacz” filmów i autor napisów, niewiele maj¹cych wspólnego z autentycznymi tekstami orygina³Ã³w.Ten fa³sz w budowie pierwszego aktu rozci¹ga siê i na stronê ruchu militarnego.Autor stwarza z³udzenie jakiegoœ buntu i rewolucji.Widz mo¿e mieæ wra¿enie, ¿e ca³y ruch legionowy by³ konspiracyjny i ¿e to nie legioniœci, z austriackimi karabinami id¹ z regularn¹ armi¹ na wojnê, ale uczniacy z 1905 r.uciekaj¹ do lasu, a raczej uciekaj¹ z M³odego lasu Hertza.Ca³y ten akt to po prostu austriackie gadanie.W akcie drugim mamy kawa³ek filmu wojennego.Niestety, nie jest to film niemy.Wszystko jednak przechodzi akt trzeci.Tu przecieramy sobie oczy tak d³ugo, a¿ dostajemy jêczmienia na prawej powiece.Pan Czy¿owski wystêpuje w charakterze Skargi.Skarga to straszna, od takiej skargi siwieje w³os.I znowu nie wiemy, gdzie jesteœmy i kiedy siê to dzieje? Czy¿by krajem rz¹dzi³a jakaœ mafia partyjniactwa i prywaty? Kogo to smaga p.Czy¿owski biczem „dziadowskim” swojego sarkazmu? Mamy wra¿enie, ¿e to czasy przedmajowe i ¿e czytaj¹ nam ze sceny jakiœ stary i bardzo nieudany artyku³ z „G³osu Prawdy”.Czy to ma byæ coœ w rodzaju pozytywnego programu ideologii legionowej, czy mo¿e krytyka rz¹dów obecnych?Nie.Stanowczo wolê Obronê Czêstochowy, utwór, równie¿ tandetny, ale mniej pretensjonalny.Czyta³em niedawno parê agitacyjnych sztuk sowieckich.S¹ to przewa¿nie utwory doœæ mierne.Ale ideologicznie stoj¹ twardo na gruncie materializmu dziejowego i mo¿emy siê sprzeczaæ z autorem, bo wiemy, jakie s¹ jego; pogl¹dy.Z p.Czy¿owskim nie ma siê co sprzeczaæ.Nawet nie mo¿na mieæ do niego pretensji, ¿e napisa³ tak¹ ramotê.Mo¿na siê co najwy¿ej dziwiæ, ¿e tak¹ deklamacjê na imieniny babci wystawiono w powa¿nym teatrze.Wykonawcy ról g³Ã³wnych, Maszyñski i Dominiak, jak równie¿ re¿yser Wêgierko, który wyst¹pi³ w mundurze Austro-Wêgierki, powinni za swoje cierpienia sceniczne dostaæ nie Virtuti Militari, ale medale za ratowanie ton¹cych.Niczego co prawda nie uratowali, ale z ca³ym poœwiêceniem wleŸli po uszy w wodê, i to wodê wyj¹tkowo mêtn¹.Na premierze Virtuti Militari byli podobno wszyscy zwolennicy obecnego re¿imu.Kompletu w teatrze nie by³o.31 stycznia 1932 r.Teatr Ateneum: „PANNA MALICZEWSKA”, sztuka w 3 aktach Gabrieli Zapolskiej; re¿yseria Stanis³awy Perzanowskiej; dekoracje Eugeniusza Poredy.Mimo pewnych naiwnoœci fabularnych ma Panna Maliczewska wszystkie cechy œwietnego talentu Zapolskiej.Znaæ jej lwi pazur, a raczej pazur lwicy, zw³aszcza w celnym i nieomylnym dialogu, w powiedzeniach a¿ radosnych w swej trafnoœci.Ma³o na scenie widzi siê ludzi tak z krwi i koœci ¿ywych jak postacie Zapolskiej.Wspania³y realizm i bystroœæ obserwacji, która nas dziœ tak cieszy, by³a kiedyœ powodem m³odopolskich grymasów.Zapolsk¹, jak i Prusa, traktowano pogardliwie w epoce idiotyzmów Nietoty lub alkoholowych demonizmów przybyszewszczyzny.Byæ mo¿e, synowie nasi albo synowie naszych pañ znajomych potêpi¹ znowu pisarzy trzeŸwych i szydziæ z nas bêd¹, ¿e nie doceniliœmy Peipera.Diabli wiedz¹, jakie jeszcze nawroty przyjd¹ w gustach literackich.Na razie bardzo nam Zapolsk¹ smakuje i wcale siê tego nie wstydzimy.¯yjemy w okresie hossy na trzeŸwoœæ.Mimo ¿e Zapolsk¹ nie dopracowa³a siê w³asnych kryteriów ani definicji w sztuce, nie obra¿aj¹c mego przyjaciela Witkacego, mia³a ona wiêcej dyscypliny intelektualnej ni¿ autor Persy Zwierzontkowskaja.Teatr Ateneum dobrze zrobi³, ¿e przypomina³ Warszawie Pannê Maliczewska.Dramat tej „biduli” niewiele straci³ na aktualnoœci, a przecie¿, jak to siê czêsto zdarza, zajmuje nas w³aœnie, to, co ju¿ ¿ycie zmieni³o, ta odrobina powietrza, która przeniknê³a w zatêch³e mieszkanko utrzymanki pana Dauma.Taka inspekcja minionej obyczajowoœci zawsze mo¿e nas czegoœ nauczyæ.Terenem upadku panny Maliczewskiej nie jest jakaœ prowincjonalna dziura: Rzecz dzieje siê w przedwojennym Lwowie, bliskim dawnego wielkiego Wiednia.Typy spotykane s¹ najzupe³niej do pomyœlenia w komedii londyñskiej czy paryskiej.Dwie paniusie opiekuj¹ce siê dziewczêtami, które ju¿ zdecydowanie stoczy³y siê moralnie, to nasze znajome ze sztuk Shawa.Maliczewska nie jest uwiedzion¹ s³u¿¹c¹, jest to aktoreczka czy baletniczka, coœ w rodzaju naszej girl z kabaretu.Nie mo¿emy siê oprzeæ wra¿eniu, ¿e dramat jej dzisiaj nie mia³by w sobie tej zasmucaj¹cej beznadziejnoœci.Ola kobiet tego rodzaju powiêkszy³a siê iloœæ szans ¿yciowych.Ma³o jest dzisiaj mê¿czyzn, którzy by siê wstydzili pokazaæ z przystojn¹ girl w „Adrii” czy w „Bodedze”.Dawniej takie panny Maliczewskie by³y jak akcje nie wprowadzone na gie³dê, kurs ich wyznacza³ jakiœ spekulant Daum.Gdzie¿ mog³a poznaæ ta bidula kogoœ przyjemniejszego od tych dwu jej obrzydliwych adoratorów? Czy na ciemnej i s³abo oœwietlonej ulicy? Dziœ prawdopodobnie panna Maliczewska by³aby - wprowadzona na gie³dê, a gie³d¹ dla kobiety jest dansing.Dziœ, gdy kobieta mo¿e sama chodziæ do kawiarni i do restauracji, ró¿nica miêdzy kokotk¹ a dam¹ z towarzystwa bardzo siê zatar³a.Jest przez to byæ mo¿e wiêksza konkurencja, ale i mo¿liwoœci s¹ wiêksze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]